Nigdy nie zrobił specjalnej kariery i był na siłę wpychany do kadry (zagrał nawet na Euro 2008!). Przez osiem sezonów w polskiej ekstraklasie tylko raz udało mu się wdrapać na pułap 10 bramek, co jak na napastnika nie jest powodem do dumy. Przed Państwem grajek, który obecnie podbija amerykańskie lądy.
Tomasz Zahorski to dziwny przypadek. Nigdy specjalnie nie wyróżniał się na naszych boiskach. Nawet w swoim najlepszym sezonie, po którym wystąpił na mistrzostwach Europy, strzelił tyle samo bramek co Marcin Zając czy Maciej Iwański, a królem strzelców został Paweł Brożek (z 23 golami na koncie). Często nazywany – zresztą słusznie – synem Beenhakkera, któremu nie potrafił odwdzięczyć się za daną mu szansę. Na 13 występów w kadrze zdobył tylko jednego gola, w meczu towarzyskim przeciwko Estonii, kiedy zmienił Marka Zieńczuka.
W tamtym okresie często był porównywany do kolegi z Górnika Zabrze, Dawida Jarki. Razem stanowili całkiem zgraną parą napastników, która w czasach Nawałki nawet nie ocierałaby się o powołanie. Obaj mieli tylko jeden niezły sezon, z tą jednak różnicą, że Dawid Jarka miał o wiele większy potencjał, ale niewłaściwie pokierował swoją karierą przygodą z piłką. Jednak nie było mu dane założenie koszulki z orzełkiem na piersi. Co takiego miał Zahorski, że aż 13 razy wychodził na murawę w biało-czerwonych barwach? Chyba nigdy nie poznamy odpowiedzi.
Jeśli już Zahorski potrafił skierować piłkę do siatki, to raczej nie były to bramki klasyfikujące się do wszystkich światowych rankingów.
Taki Filippo Inzaghi, oczywiście zachowując wszelkie proporcje, choć swego czasu mówiło się o zainteresowaniu ze strony Anderlechtu, który podobno wykładał 1,5 miliona euro! Górnik jednak nie przystał na propozycję i naiwnie wierzył w to, że uda mu się znaleźć jelenia frajera, który wyłoży więcej. Obudzili się z ręką w nocniku, kiedy w pewnym momencie zaciął się na dobre. Adam Nawałka twierdził wtedy, że jest u niego numerem „1” w ataku. Z czasem spadł w hierarchii i znalazł się nawet za Danielem Sikorskim, więc to był znak, że jest na dobrej drodze do pożegnania się poważną piłką. Dostał niezasłużoną szansę w kadrze, którą można traktować w kategorii zwycięskiego losu na loterii, ale w końcu ręka sprawiedliwości musiała go dotknąć.
Najpierw próbował wydostać się z Zabrza, rozwiązując kontrakt, później wracał tam z podkulonym ogonem. Po opuszczeniu Górnika nie mógł znaleźć swojego miejsca na ziemi i próbował swoich sił w Duisburgu i Białymstoku. W obu klubach rozegrał cztery mecze i – tutaj niespodzianka – nie strzelił żadnego gola. Nikt nie poznał się na jego „talencie”.
Przeniósł się zatem za wielką wodę, kontynuując kopanie piłki w San Antonio Scorpions (drugi poziom rozgrywkowy). Tam nie prezentował się najgorzej. Podczas półtorarocznego pobytu udało mu się rozegrać 36 spotkań i strzelić 15 goli, co jest całkiem przyzwoitym wynikiem. Rok temu udało się wygrać rozgrywki NASL, ale w Stanach Zjednoczonych obowiązują inne zasady niż w Europie, więc muraw z najwyższej klasy rozgrywkowej Zahorski nie powąchał, chociaż był chwalony za występy w San Antonio.
Wydawało się, że możliwy jest transfer do MLS, ale Zahorski niespodziewanie zrobił krok do tyłu i występuje obecnie w Charlotte Independence (United Soccer League – trzeci poziom rozgrywkowy). W nowym zespole zabłysnął na razie tylko raz, kiedy podczas Pucharu USA zaliczył hat-tricka. Jego drużyna zwyciężyła 4:1. Polak dalej raczy kibiców pięknymi bramkami, za którymi tęsknią fani ekstraklasy.