Współczesny futbol staje się coraz bardziej przewidywalny, a tym samym w mniejszym stopniu niż miało to miejsce w poprzednich dekadach przyciąga kibiców. Z tym problemem powinny mierzyć się instytucje odpowiedzialne za rozpowszechnianie dyscypliny na świecie i utrzymywanie pierwszej pozycji wśród sportów zespołowych, jaką piłka nożna z pewnością nadal ma.
Kto wie, być może kilka milionów fanów więcej sięgnęłoby dziś po mecze, gdyby rywalizacja już na pierwszych etapach prestiżowych rozgrywek była wyrównana jak na przykład w NBA. Jednym ze sposobów ukrócenia dominacji zamkniętej grupy zespołów piłkarskich będą ograniczenia nałożone na rynek transferowy. Oczywiście finansowe fair play jest krokiem znakomitym, a jego funkcjonowanie możemy obserwować w angielskiej The Championship, gdzie Football League wprowadziło te zasady jeszcze wcześniej niż UEFA. Stawka stała się jeszcze bardziej wyrównana, zespoły z ostatnich miejsc w tabeli potrafią rywalizować z kandydatami do awansu, a mówimy przecież o lidze złożonej aż z 24 zespołów. Drugie ograniczenie to moja autorska i zapewne zbyt odważna na dzisiejsze realia propozycja: zakazać wypożyczeń.
Skutkiem monopolizacji klubowej piłki, gdzie jest tylko kilka zespołów walczących o trofea, jest mniejsze zainteresowanie fanów, a tym samym mniejsze wpływy z transmisji oraz kontraktów reklamowych i mniejsze dochody wszystkich klubów. Rozgrywki grupowe Ligi Mistrzów nie przyciągają nowych fanów, jeśli nie zaskakują i nie oferują wielkich emocji. Rozgrywki ligowe, w których od początku znany jest mistrz i wicemistrz, także kibiców odciągają do innych dyscyplin sportowych, gdzie rywalizacja jest ciekawsza. W dziesięciu ostatnich sezonach Ligi Mistrzów do półfinałów niemal zawsze trafiały zespoły czterech najlepszych lig europejskich: hiszpańskiej, angielskiej, niemieckiej i włoskiej. Tylko za 10% występów w półfinałach odpowiadają kluby z innych krajów, takich jak Holandia, Portugalia czy Francja. Co gorsza Monaco i Porto te epizody zaliczyły bardzo dawno temu, bo w 2004 roku. Dla porównania poprzednie dziesięć lat Ligi Mistrzów to tylko w 77,5% występy wielkiej czwórki, a znalazło się miejsce na kluby z Grecji czy Ukrainy. W poprzednich sezonach stawka była jeszcze bardziej wyrównana. A gdy analizę przeniesiemy na konkretne kluby, zauważymy, że w futbolu ciągle mamy te same drużyny, tych samych piłkarzy, te same mecze i spadające emocje. Po kilku spotkaniach Realu z Barceloną w jednym sezonie przestanie się je nazywać Gran. Nic zatem dziwnego, że rozważa się różne sposoby wyrównania stawki i sprawienia, że mniej majętne kluby będą zbliżać się poziomem do futbolowych potentatów. Mamy zatem parytety w Lidze Mistrzów czy finansowe fair play. A co jeśli zagramy va banque i zakażemy wypożyczeń?
W dzisiejszym futbolu wypożyczenia są równie popularne jak… transfery definitywne z sumą odstępnego. Powołując się na raport Global Transfer Market, w którym podsumowane są wszystkie transfery, jakie miały miejsce na świecie, wiemy, że te za gotówkę nie są tak popularne, jakby się wydawało. Podobną liczbę transakcji przeprowadzono na zasadzie wypożyczenia, podobna była też liczba powrotów z wypożyczeń. Ograniczenie wypożyczeń prawdopodobnie skłoni kluby, aby część z tej jednej piątej transakcji wykonać na zasadzie zakupu lub zakontraktowania wolnego zawodnika. Być może wiele transakcji w ogóle nie dojdzie do skutku, a piłkarze dłużej będą pozostawali w swoich macierzystych akademiach.
Dziś taka Chelsea wypożycza ponad 20. pełnoletnich piłkarzy, którzy w swoich klubach nierzadko są czołowymi postaciami. Vitesse, w którym gra sześciu Niebieskich, jest obecnie liderem holenderskiej Eredivisie. Wypożyczony Lucas Piazon ma na swoim koncie dziesięć goli i osiem asyst i jest na drugim miejscu w lidze klasyfikacji kanadyjskiej. Dyrektor techniczny NEC Nijmengen wystosował nawet zapytanie to holenderskiej federacji piłkarskiej o przeanalizowanie zgodności z prawem tych licznych wypożyczeń. Z kolei w Evertonie gra Romelu Lukaku, który jest jedną z gwiazd całej ligi. Młody Belg strzela gola za golem rywalom Chelsea w walce o mistrzostwo, a w meczu ze swoim macierzystym klubem zagrać nie będzie mógł. To wypożyczenie jest jeszcze bardziej korzystne dla klubu z Londynu. Nie dość że ogrywa swojego młodego piłkarza w klasowym klubie, to jeszcze zyskuje przewagę nad rywalami o tytuły w Anglii. Za kilka miesięcy obaj wrócą do The Blues jako dojrzali zawodnicy formacji ofensywnej.
Korzyści z wypożyczeń mają także kluby, które skupiają piłkarzy z lepszych klubów. W normalnych warunkach nie byłoby ich stać na transfer tak dobrych piłkarzy jak Lukaku i Piazon. Dobrym przykładem jest angielski Watford. Zasilany włoskimi piłkarzami Udinese i hiszpańskimi z Granady, w ostatnim sezonie walczył w barażach o awans do Premier League. Wspólny właściciel tych trzech klubów nie widzi problemu w wypożyczeniu pomiędzy nimi zawodników. Inne zdanie mają kibice Watfordu, którzy ubolewają nad tym, że ich drużyna straciła tożsamość i jest piłkarskim przedszkolem dla klubu z Serie A. Tymczasem piłkarze mają ogromne korzyści z wypożyczeń: grają regularnie, zamiast siedzieć na ławce, rozwijają się piłkarsko i często potem wracają do macierzystego klubu jako pełnoprawni piłkarze pierwszego składu. Taki los czeka zapewne Gerarda Deulofeu, młodą gwiazdkę Barcy B, który przeżywa wspaniałe chwile w niebieskiej części Liverpoolu. Skoro zatem korzystają wszystkie trzy zamieszane w wypożyczenie strony, dlaczego zakaz wypożyczeń miałby sytuację polepszyć?
Koniec końców w kwiecie wieku utalentowany piłkarz nie będzie biegał po boiskach w Holandii, ale w swoim macierzystym klubie. Ostatecznie wypożyczenie z punktu widzenia bogatego klubu to kilkuletnia umowa na posiadanie piłkarza i czekanie, aż (czy) wyrośnie z niego piłkarz pełną gębą. Jeśli nie – zostanie sprzedany za równie małą kwotę, za jaką był sprowadzany lub wychowywany w akademii. Jeśli tak – w odpowiednim momencie wezwie się go z powrotem i bardzo niskim kosztem uzyska się znakomitego piłkarza, za którego nikomu nie trzeba było płacić milionów. Zamiast dawać szansę biedniejszym klubom, ostatecznie ten bogatszy wygrywa, bo nikomu nie musiał płacić za doświadczonego i utalentowanego obrońcę, pomocnika czy napastnika.
Natomiast w świecie bez wypożyczeń największe kluby muszą swoich wychowanków albo wcielać do pierwszej drużyny, albo ogrywać w mało ambitnych rozgrywkach w II zespole, albo… sprzedać. Tylko pierwsze rozwiązanie pozwala z takiego talentu wydobyć jak najwięcej. Na tym korzystać będą słabsze kluby, bo taka Barcelona, Chelsea lub Bayern nie będą mogły posiadać zakontraktowanych dodatkowych pięciu lub dziesięciu piłkarzy, którzy już nie znajdą miejsca w zespole, a dziś byliby wypożyczani. Biedniejsze kluby będą skupować tych mniej rokujących zawodników albo pozyskiwać ich na zasadzie wolnego transferu, tak samo jak dziś pozyskują odrzuconych graczy z prestiżowych akademii piłkarskich. To nie wszystko, bo będą też… sprzedawać swoje gwiazdy. Bez możliwości wypożyczenia młodego piłkarza, najlepsze kluby Europy dużo rzadziej decydować się będą na zakup nastolatka. Najczęściej będą zmuszone poczekać, aż zawodnik nabierze odpowiedniego doświadczenia, aby od razu grał w pierwszym składzie, skoro pozbawione zostaną opcji wypożyczenia go, aby mógł się ograć w innym klubie. A za takich ukształtowanych piłkarzy trzeba słono zapłacić. W świecie bez wypożyczeń słabsze kluby będą zarabiały na tych samych zawodnikach, których w świecie z wypożyczeniami mają tylko na sezon lub dwa.
Z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się, że wypożyczenie jest korzystne dla wszystkich: piłkarza i obu klubów. Natomiast świat bez wypożyczeń to świat dużo bardziej wyrównanych szans i sytuacja korzystniejsza dla tych biedniejszych. Wychodząc z założenia, że najbogatszy nawet klub może grać tylko około 25. zawodnikami, cała reszta utalentowanych piłkarzy będzie biegała gdzie indziej. Wychowankowie akademii częściej będą dostawali szanse gry w czołowych klubach albo wzmocnią rywali. Zyskają słabsi, a stracą bogacze! Sytuacja dla piłkarzy nie powinna się zmienić, z kolei kibice będą dużo bardziej zainteresowani wyrównaną rywalizacją w piłce nożnej niż walką dwóch drużyn o kolejny z rzędu tytuł. Niech Piazon nie będzie piłkarzem należącym do Chelsea, skoro nie mieści się w kadrze, a do gry w rezerwach jest za dobry. Niech Marin będzie własnością innego klubu, skoro nie ma dla niego miejsca w Londynie. Niech Lukaku otrzyma prawo strzelania bramek Cechowi, a Deulofeu szansę gry u boku Messiego. Czemu Barry ma wracać do Manchesteru City co roku aż do końca kontraktu, skoro mógłby już teraz być piłkarzem Evertonu?
Polub Okno Transferowe Blog na Facebooku. Zajrzyj!
I na koniec argument z serii tych romantycznych. Piłkarz wypożyczony to tylko najemnik, z tyłu głowy siedzi mu cały czas inny klub, a swój obecny traktuje jak tymczasowego pracodawcę, u którego po prostu musi się wykazać. Kibice pragną piłkarzy oddanych i przywiązanych do barw, a wypożyczenia sprawę niezwykle utrudniają. Czymże będzie znakomity Everton za rok bez Barry’ego, Deulofeu, Lukaku? Co po mistrzostwie dla Vitesse, skoro za chwilę rozsypie się jak domek z kart? I czy pół patery powędruje do Londynu? Czy kibice Watfordu postradali rozum i wolą słabszą drużynę środka tabeli od tej włoskiej, grającej o awans? Może w tym szaleństwie jest coś głębszego, nad czym trzeba się zastanowić.
Autor prowadzi bloga www.OknoTransferowe.blogspot.com
świetny artykuł
moim zdaniem wypozyczenia powinne byc.P.S.tresciwy
artykul na ten temat
[center][img]http://static.polskieradio.pl/files/abb6
5bab-55f6-486e-91d7-c33e3b870809.file[/img][center]