Przedstawienie musi trwać, tak kiedyś śpiewał po angielsku wybitny muzyk – Freddie Mercury. Dziś słowa tego hitu mogą być mottem zespołów, dla których występy w elitarnej Lidze Mistrzów to rzadkość. Dla każdego z nich to wielka przygoda, zaszczyt, ogromne pieniądze, ale i szansa na wykorzystanie momentu, by móc dać się zapamiętać z jak najlepszej strony i wybić się jeszcze wyżej.
Gonienie największych to obecnie coś niewykonalnego. Futbol poszedł w takim kierunku, że pewnych różnic nie da się na szybko, od zaraz zmniejszyć i z tym zdążyły się pogodzić kluby, które od wielkiego dzwonu dają radę załapać się w fazie grupowej najbardziej renomowanych rozgrywek europejskich, a nawet i światowych, jeżeli rzecz jasna mowa o rozgrywkach pucharowych.
Skoro jednak udało się znaleźć w elicie, to trzeba tę chwilę wykorzystać jak najlepiej się da, wynieść z niej jak najwięcej, pokazać się, zrobić coś, by czegoś się nie żałowało. Nie każdemu jednak outsiderowi uda się zabłysnąć. Droga jednych jest trudniejsza, drugich czekają nieco łatwiejsze na pierwszy rzut oka spotkania, odpowiedzi jednak trzeba będzie szukać na murawach.
Czeska bajka
Slavia od jakiegoś czasu staje się wzorem do naśladowania dla klubów, których marzeniem jest wejście choćby do fazy grupowej Ligi Europy. Konsekwentna praca spowodowała, że w Pradze kibice mają okazję ponownie oglądać Ligę Mistrzów i największe europejskie firmy. Co ciekawe, taki stan rzeczy trudno nawet już teraz uznać za przypadek.
Sensacja poprzednich rozgrywek, która w Lidze Europy pokonała Sevillę FC, czy napsuła mnóstwo krwi faworyzowanej Chelsea Londyn w ćwierćfinale tychże rozgrywek po raz kolejny, po rocznej banicji zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów, a w niej los sobie nie żałował, dał najmocniejszych rywali.
Slavia knew from the day Petr Cech & Co drew this group.They fooled us all!😆😆😆 pic.twitter.com/IZgr6Ado3D
— ThelostbrazilianMosheOfficial (@DaLostBrazilian) September 18, 2019
I tak już na początek Slavia miała spotkać się z włoskim Interem Mediolan, niemiecką Borussią Dortmund oraz hiszpańskim gigantem – FC Barcelona. Z jednej strony grupa śmierci, koszmar dla tych, którzy po cichu liczyli na wejście z trzeciego miejsca do Ligi Europy.
Po wylosowaniu rywali jednak miny tych, którzy liczyli na rozgrywki pocieszenia, mogły nagle zblednąć. Z drugiej jednak strony po to się występuje na takich turniejach, by móc mierzyć się z najlepszymi, i taką możliwość dostał czeski kopciuszek, dla którego każdy punkt będzie ogromnym sukcesem.
Turecko-belgijska konfrontacja
Podczas tegorocznego losowania większe szczęście spotkało ekipy z Turcji oraz Belgii. Galatasaray Stambuł to stały bywalec Champions League, jednakże przygoda tego klubu kończy się zawsze na fazie grupowej i trudno sądzić, by tym razem było inaczej. Podobnie dzieje się w przypadku ich grupowego rywala – Clubu Brugge – który również w europejskich pucharach występuje co roku, ale na więcej niż grę w grupach trudno się w jego przypadku szykować.
Dzięki temu, że oba zespoły są na dość podobnym pułapie, można zakładać, iż jakieś szanse na osiągnięcie dobrego wyniku są. Celem u jednych i drugich musi być z pewnością zajęcie trzeciego miejsca gwarantującego grę w pucharach jeszcze wiosną. Każdy inny rezultat byłby oczywiście mile widziany, ale starcia z PSG czy Realem Madryt mogą okazać się zbyt bolesne.
W poprzednich sezonach Belgowie pokazali, że potrafią stawać się silniejszymi i mimo słabości, jakie pokazywał papier, takie tuzy jak Atletico Madryt czy Borussia Dortmund nie miały tak łatwo, jakby się tego było można spodziewać.
„Galata” zwykle miała sporo szczęścia, gdy do jej grupy losowano rywali tak jak w poprzednim sezonie. Mimo że przyszło rywalizować z bardzo krytykowanym za formę Schalke 04, FC Porto, które też przecież nie należy do największych potęg, czy Lokomotiwem Moskwa, klub ze Stambułu nie zachwycił.
Idzie lepsze
Od chwili, gdy kibice z Belgradu cieszyli się ze zwycięstwa w Lidze Mistrzów, minęło bardzo dużo czasu. Same rozgrywki są od tego momentu nie do poznania, a nawet i w klubie zmieniło się właściwie wszystko, ze zmianą nazwy włącznie.
Niegdyś potężny Red Star Belgrad stał się Crveną Zvezdą i dziś zamiast bycia co najmniej poważnym konkurentem dla najsilniejszych jest zdecydowanie kopciuszkiem, na którym trzeba poprawiać swoje statystyki. Od pewnego czasu jednak serbski kolos prze do przodu i choć droga do odbudowy dawnej potęgi jest wciąż daleka, to można wierzyć, że z czasem będzie tylko lepiej.
Tegoroczny sezon powinien być lepszy od poprzedniego. Przeciwnicy, a szczególnie jeden, wyglądają na takich, których można ugryźć. Grecki Olimpiacos jest z pewnością w zasięgu Crvenej, ale nikt się nie powinien pogniewać, gdyby piłkarze z Belgradu napsuli krwi Bayernowi czy Tottenhamowi, szczególnie że w poprzednim sezonie udało się ograć późniejszego tryumfatora – FC Liverpool. Awans do 1/8 finału jest wciąż co prawda marzeniem trudnym do spełnienia, ale przy odrobinie szczęścia może uda się zaskoczyć. Bardziej jednak prawdopodobny jest koniec na przedostatniej lokacie.
Nadzieje swoich kibiców rozbudza również Dinamo Zagrzeb – kolejny z małych klubów, które w ostatnich latach zrobiły duży postęp. Chorwaci znani są już ze świetnej akademii, ale powoli nadchodzi czas, by pokazywać się także na arenie międzynarodowej nie tylko podczas sprzedaży swoich talentów.
Przed Dinamem właśnie otworzyły się drzwi do tego, by zabłysnąć jeszcze bardziej, bo o ile pojedynki z Manchesterem City będą na korzyść Anglików, o tyle zagrożenie debiutującej Atalancie Bergamo czy silnemu Szachtarowi Donieck może być bardziej realne, niż komukolwiek mogłoby się wydawać.
I inni…
The time has come! 🤩
🇪🇺 @ChampionsLeague | Group C – MD1
🆚 @gnkdinamo
🏟 Stadion Maksimkr | Zagabria
⌚️ #18settembre | 21.00 CEST
📲 #DinamoAtalanta#GoAtalantaGo ⚫️🔵 pic.twitter.com/WcIg6LcYes— Atalanta B.C. (@Atalanta_BC) September 17, 2019
Mając na uwadze kopciuszków, do tego grona należy dołączyć także kilka innych ekip. Wspomniana Atalanta Bergamo z racji debiutu może mieć swoje problemy i zagrożona jest tym, że na początku swojej przygody przyjdzie jej zapłacić frycowe. Olimpiacos Pireus czy Lokomotiw Moskwa to zespoły solidne, grające w silnych i uznanych ligach, ale wciąż trudno je zaliczać do tzw. średniaków i bliżej im chyba do kopciuszków Ligi Mistrzów.
Szczególnie sytuacja tych drugich może być ponad ich siły. Rosjan przywitała grupa śmierci, w której czeka ich lekcja futbolu. Swoje miejsce w elicie znalazły sobie również kluby z Belgii i Austrii. KRC Genk wraz z Red Bull Salzburg, co ciekawe, zmierzą się w tej samej grupie i być może ktoś z tych zespołów zaskoczy. W przypadku tych pierwszych trudno o takie nadzieje, patrząc na start, jaki zaliczyli, ale i Austriacy to wciąż wielka niewiadoma i prawdziwy test dopiero czekać ich będzie w kolejnych spotkaniach.
Na koniec kilka słów o powracającym na salony OSC Lille, które też nie zaliczyło najlepszego startu – drużyna zmieniła się względem poprzedniego sezonu, ale nie można też skreślać jej szans.