Transfer do czołowego europejskiego klubu dla zdecydowanej większości graczy jest spełnieniem marzeń. Nierzadko później pojawia się jednak problem. Brak regularnej gry, abonament na przesiadywanie na ławce rezerwowych lub trybunach. Narasta frustracja, a rozwijająca się do tej pory kariera momentalnie wyhamowuje. Jedynym ratunkiem jest wykonanie kroku w tył. Oto przykłady zawodników, dla których było za wcześnie na wielki futbol.
Czołowe kluby Europy każdego roku monitorują rozwój największych talentów. Zarówno tych ze Starego Kontynentu, jak i innych stron świata. Spośród kilkudziesięciu (lub nawet więcej) obserwowanych graczy zazwyczaj decydują się na pozyskanie najwyżej paru z nich. Najczęściej po bardzo udanym sezonie w dotychczasowym zespole, w którym zawodnik zanotował sporo imponujących występów. Przechodząc do jednego z czołowych klubów Europy oraz nierzadko zmieniając ligę na znacznie silniejszą, piłkarz znajduje się w zupełnie innej rzeczywistości. W świecie olbrzymich wymagań, gdzie rywalizacja o trofea nie pozwala na ogrywanie niedoświadczonych na najwyższym poziomie zawodników.
W przypadku jednego lub dwóch gorszych występów czeka ich ławka rezerwowych bądź trybuny. Narasta frustracja, a rozwijająca się do tej pory kariera momentalnie wyhamowuje. Jedynym ratunkiem jest wykonanie kroku w tył. Najczęściej zaczyna się od wypożyczeń, a często kończy na transferze definitywnym do słabszego klubu. Takiego, w którym młody gracz może liczyć na wsparcie, czas i nowy start.
Zagubiony w systemie wypożyczeń
Polityka transferowa Chelsea od lat budzi spore kontrowersje. „The Blues” pozyskują wielu zawodników, a lwią część nowych nabytków wysyłają na wypożyczenie niedługo po zakontraktowaniu. Przede wszystkim (choć nie tylko) dotyczy to utalentowanych młodych graczy, którzy mieliby znikome szanse na regularną grę w zespole ze Stamford Bridge. Po zazwyczaj jednym sezonie powracają do Londynu, gdzie sztab szkoleniowy Chelsea ocenia ich przydatność. W przypadku negatywnej opinii są wypożyczani ponownie bądź sprzedawani. Opisany schemat idealnie obrazuje przygodę Kevina De Bruyne’a z londyńskim klubem.
Dobra dyspozycja niespełna 21-letniego zawodnika we wszystkich rozgrywkach (w tym Lidze Mistrzów) skłoniła Chelsea do pozyskania belgijskiego gracza już w zimowym oknie transferowym. Ostatniego dnia stycznia 2012 roku Kevin De Bruyne za kwotę 8 milionów euro oficjalnie stał się zawodnikiem „The Blues”.
– Dołączenie do takiego zespołu jak Chelsea jest spełnieniem marzeń, ale teraz muszę ciężko pracować, aby osiągnąć poziom, który jest niezbędny. Podpisałem teraz umowę (z „The Blues”) i wracam na półroczne wypożyczenie (do KRC Genk), aby grać i zdobyć więcej doświadczenia. To byłoby normalne, gdybym w następnym sezonie był wypożyczony, ale rozpocznę przygotowania tutaj w Cobham (ośrodku treningowym Chelsea), a jeśli wszystko pójdzie dobrze, może zostanę, ale prawdopodobnie trafię do drużyny trochę mniejszej niż Chelsea, ale większej niż Genk – mówił po parafowaniu kontraktu dla oficjalnej strony klubu belgijski zawodnik.
Po zakończeniu sezonu Kevin De Bruyne powrócił na Stamford Bridge. Jednak na bardzo krótki okres, gdyż zgodnie z oczekiwaniami Belg został ponownie wypożyczony. Tym razem do Werderu Brema, rywalizując w znacznie silniejszej lidze. Zawodnik swoisty egzamin dojrzałości zdał śpiewająco. Dziesięć goli oraz dziewięć asyst w 33 spotkaniach ligowych były solidnym fundamentem, by realnie walczyć o miejsce w kadrze Chelsea. Po przepracowaniu okresu przygotowawczego z nowym szkoleniowcem „The Blues”, Jose Mourinho, utalentowany gracz decyzją Portugalczyka został na Stamford Bridge.
On our way to London… Chelsea FC!! @RomeluLukaku9 pic.twitter.com/OBReHCv2r7
— Kevin De Bruyne (@KevinDeBruyne) July 7, 2013
Kevin robi hałas
Na początku sezonu ligowego menedżer Chelsea stawiał na Kevina De Bruyne’a, lecz z biegiem czasu Belg został odstawiony na boczny tor. Zaledwie 425 minut (dane Transfermarkt.de) spędzonych na boisku nie pozwoliło zawodnikowi w pełni zaprezentować swoich możliwości. Graczowi pozostała tylko jedna możliwość – odejść.
Pomocną dłoń do Belga wyciągnął już w styczniu VfL Wolfsburg. Niemiecki klub płacąc 22 miliony euro, miał w pamięci świetne występy zawodnika w barwach Werderu Brema. W nowym zespole De Bruyne praktycznie z marszu stał się czołową postacią „Die Wölfe”. Szczególnie udany dla niego był kolejny sezon na niemieckich boiskach. W kampanii ligowej 2014/2015 strzelił dziesięć bramek i zanotował aż 21 asyst. Astronomiczne statystyki piłkarza zwróciły uwagę największych klubów Europy. Po zakończeniu niezwykle udanego sezonu za kwotę 76 milionów euro zawodnika pozyskał Manchester City. „The Citizens” za Kevina De Bruyne’a zapłacili o 54 miliony euro więcej względem kwoty, za którą Chelsea sprzedała gracza półtora roku wcześniej. Po latach, będąc już absolutną gwiazdą światowego futbolu, piłkarz nie najlepiej wspomina współpracę z Jose Mourinho i pobyt na Stamford Bridge.
– [Jose Mourinho] Pokazał nam statystyki wszystkich ofensywnych pomocników: asysty, gole, decydujące podania, dryblingi. Chciał udowodnić, że nie grałem na tym samym poziomie co inni. Odpowiedziałem mu: przepraszam, ale to nie jest logiczne. Grałem mniejszą liczbę spotkań. Jak możesz nas porównywać? To nie było w porządku. Mourinho powiedział, że ciężko trenując, zawsze jest szansa, że zagram. Wyjaśnił także, iż nie był skłonny pozwolić mi odejść (latem 2013 roku) nawet na wypożyczenie, bo byłem dobrym graczem. Powiedziałem mu, że mam wrażenie, że nigdy nie dostanę uczciwej szansy. Wtedy też klub zaczął rozważać możliwość sprzedaży – mówił w rozmowie z „The Guardian” Kevin De Bruyne.
Na niesamowitym talencie Belga nie poznano się na Stamford Bridge. Do dziś kwestia sprzedaży zawodnika jest stale wypominana portugalskiemu szkoleniowcowi oraz władzom Chelsea. Jednak to niejedyny klub z Premier League, który był bliski zmarnowania utalentowanego gracza.
Brutalne zderzenie z Old Trafford
Przez ekspertów Wilfried Zaha był uznawany za jeden z największych talentów Championship. Obdarzony niesamowitą motoryką oraz swobodą w mijaniu rywali robił furorę na zapleczu angielskiej ekstraklasy. Do tego stopnia, że na gracza zwróciły uwagę czołowe zespoły Premier League. Pod koniec stycznia 2013 roku zawodnika zdecydował się pozyskać Manchester United. Po podpisaniu umowy Wilfired Zaha powrócił do Crystal Palace w ramach półrocznego wypożyczenia.
Kolejną kampanię Wilfried Zaha rozpoczął już na Old Trafford. W Manchesterze jednak wystąpił w zaledwie dwóch spotkaniach ligowych, wchodząc na murawę z ławki rezerwowych. W zimowym oknie transferowym piłkarz znów zmienił klubowe barwy. Tym razem zostając wypożyczonym do Cardiff City. Sztab szkoleniowy Manchesteru United ewidentnie nie miał pomysłu na wkomponowanie młodego Iworyjczyka do zespołu. Po powrocie z Walii Wilfried Zaha kolejny raz został wypożyczony, trafiając tam, skąd wyruszył zawojować Premier League – do Crystal Palace.
Na Selhurst Park znów poczuł się jak w domu. Po zakończeniu sezonu londyński klub zdecydował się wykupić zawodnika. Od tego momentu Wilfried Zaha jest coraz lepszy, stając się absolutną gwiazdą zespołu prowadzonego przez Roya Hodgsona. Chętnych na sprowadzenie gracza nie brakuje. Jednak traumatyczne przeżycia z Old Trafford skutecznie ostudzają zapał Iworyjczyka do kolejnej próby w wielkim klubie.
– Oczywiście, przebicie się w United nie jest łatwe. Trudno jest więc pogodzić się z brakiem szans. Nie żałuję niczego, ponieważ to doświadczenie uczyniło mnie silniejszym. Teraz czuję, że jestem w stanie sobie poradzić ze wszystkim. Przeszedłem przez wiele rzeczy w Manchesterze United. Pojawiły się pogłoski, że powodem, dla którego nie gram, jest romans z córką Davida Moyesa. Nikt nie zadał sobie trudu, by to wyjaśnić. Sam walczyłem ze swoimi demonami. (…) Samotnie żyłem w Manchesterze. Nie miałem w okolicy nikogo znajomego. Klub nie zapewnił mi samochodu, chociaż inni zawodnicy je mieli. Nic. Żyłem w tym piekle sam, z dala od rodziny – wspominał pobyt na Old Trafford dla „The Guardian”.
Jest ich więcej
Podobnych przykładów można jeszcze sporo wymienić. W samym Manchesterze United już teraz czkawką odbija się sprzedaż Memphisa Depaya. Holender błyszczy w barwach Olympique Lyon oraz reprezentacji „Oranje”. Latem najprawdopodobniej dostanie kolejną szansę na podbój świata w jednym z czołowych europejskich klubów.
W Chelsea podobną drogą do Kevina De Bruyne’a i Wilfrieda Zahy może pójść Kenedy, na którego wkomponowanie do zespołu ze Stamdord Bridge brakuje pomysłu. Mania skupowania kolejnych talentów przez wielkie (czytaj bogate) kluby jest powodem przeżyć każdego z wymienionych zawodników. Być może już niedługo podobne działania będą miały swój kres, gdyż FIFA chce wprowadzić limity w kwestii wypożyczeń graczy w wieku seniorskim. Jedyną korzyścią dla niektórych klubów wydaje się więc fakt, iż kolejnego Kevina De Bruyne’a będzie przeoczyć o wiele trudniej.