Z narożnika: Popsuty Radomatu


21 kwietnia 2012 Z narożnika: Popsuty Radomatu

W ostatnich sześciu latach 73 spotkania w sześciu klubach i trzynaście zdobytych bramek. Czyj to bilans? Bynajmniej nie przeciętnego kopacza, jakich wielu w naszej lidze. To imponujący dorobek jednej z największych nadziei ostatnich lat, Radosława Matusiaka. A to smutna historia o jego upadku.


Udostępnij na Udostępnij na

Piątkowe popołudnie, boisko przy ulicy Kałuży. Broniąca się rozpaczliwie przed spadkiem Cracovia podejmuje Widzew. Po murawie biega 22 chłopa, imitując grę w piłkę. Ogólny obraz? Nad wyraz marny. Innymi słowy: tradycyjna ligowa kopanina. W tym odmęcie beznadziei jedna postać szczególnie zwraca na siebie uwagę. Ongiś wielka nadzieja, znakomity napastnik, reprezentant kraju. Dziś zaledwie wspomnienie klasowego piłkarza. Oto on, Radosław Matusiak.

„Radomatu”, czyli popsuta maszyna
„Radomatu”, czyli popsuta maszyna (fot. Hanna Urbaniak / iGol.pl)

Po odejściu Piotra Grzelczaka miał być nowym egzekutorem. Zawodnikiem, który swoim talentem i umiejętnościami przypomni, dlaczego jeszcze kilka lat temu był zgodnie wymieniany w gronie najlepszych napastników w kraju. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej brutalna. Dorobek Radosława Matusiaka w Widzewie? Siedem spotkań i raptem jedna bramka, skądinąd ważna, bo dająca remis w prestiżowym spotkaniu z Legią. Mimo wszystko, umówmy się, z tej piłkarskiej mąki chleba już nie będzie. Co najwyżej czerstwa bułka.

Matusiak konsekwentnie rozmienia się na drobne, kontynuując passę nieudanych przygód w kolejnych klubach. Nie powiodło się na wypożyczeniu w Wiśle, nie wyszło w Widzewie przed trzema laty, niewiele lepiej było w Cracovii. Lepiej już nie będzie, bo lepiej już było. Optymalną formę Radek prezentował w Bełchatowie, kiedy w 78 spotkaniach strzelił 30 bramek. Później zdecydował się na przenosiny do Palermo i zapewne w głębi ducha żałuje. Czas pokazał bowiem, że to była najgorsza decyzja w karierze wychowanka łódzkiego Widzewa.

9 kwietnia 2012 roku. 62. derby Łodzi. W 68. minucie spotkania Matusiak ma na nodze piłkę meczową, ale przegrywa pojedynek sam na sam z Velimiroviciem. Uderza wprost w golkipera ŁKS-u, nie dowierzając, że się nie udało. − W tej sytuacji zabrakło trochę piłkarskiego farta − przekonuje po meczu. Nie, panie Radosławie. Bynajmniej nie o szczęście tu chodzi. Przede wszystkim zabrakło umiejętności i opanowania. Gdzież się podział instynkt snajpera? Nie ma, rozpłynął się, pozostało tylko wspomnienie. Czasu się nie oszuka.

Nie będziemy się nad nimi litować! − odgraża się 30-letni piłkarz przed spotkaniem z Cracovią. Efekt? W 65. minucie Matusiak marnuje doskonałą okazję. Jednak się zlitował. Dobry chłopina, trzeba przyznać. A skoro pokładów miłosierdzia ma w sobie Radek co niemiara, to jest szansa, że zlituje się także nad sobą. Kończ waść, wstydu oszczędź…

Komentarze
~karol (gość) - 12 lat temu

Wszystko przez Cavaniego!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze