Raków Częstochowa pokonał Radomiaka Radom 3:0 w pierwszym niedzielnym spotkaniu 10. serii gier PKO Ekstraklasy. Mistrzowie Polski powrócili do swojej twierdzy i odnaleźli rytm, z którego zostali wytrąceni przy okazji ostatnich wyjazdów do Bergamo, Gliwic i Poznania.
Zwycięstwo „Medalików” mogło i wręcz powinno być bardziej okazałe. W doliczonym czasie gry szanse na zupełne dobicie „Warchołów” zmarnowali dwukrotnie Łukasz Zwoliński i Fran Tudor z rzutu karnego. Ostatecznie to dublet Bogdana Racovitana i debiutanckie trafienie Johna Yeboaha były decydujące.
Co mecz to inny bohater
Hat-trick Dawida Drachala w spotkaniu z Ruchem Chorzów na zawsze zapisze się w annałach, lecz tego popołudnia dzień konia miał inny z młodych graczy klubu spod Jasnej Góry. Błyskawiczne prowadzenie dał gospodarzom wspomniany Bogdan Racovitan, który po odbitym dograniu Gustava Berggrena na przedpole przymierzył w odsłoniętą część światła bramki. 23-letni Rumun podwyższył w drugiej odsłonie meczu, zamykając głową dośrodkowanie z rzutu wolnego. Tym samym półprawy stoper w systemie zespołu pogorszył sytuację swojego rodaka, Constantina Galki, na posadzie szkoleniowca drużyny Radomiaka Radom.
Bogdan Racovitan niczym rasowy snajper! 🎯 Obrońca @Rakow1921 daje prowadzenie ekipie z Częstochowy! 🔥
📺 Mecz z Radomiakiem w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/Dacm2GZGSl pic.twitter.com/kBLInSWgQ9
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) October 1, 2023
Jednocześnie zawodnik zakupiony przez Raków przed blisko dwoma laty z FC Botosani za 600 tysięcy euro potwierdził, że gorszy występ z włoską Atalantą czy ostatnia dramatyczna zmiana przy Bułgarskiej, kiedy miał bezpośredni wpływ przy obu straconych bramkach w drugiej połowie, były tylko wypadkami przy pracy, a defensor urodzony we Francji, który od tego sezonu pod batutą trenera Dawida Szwargi odgrywa istotniejszą rolę niż wcześniej, może stanowić także dodatkową wartość w układance częstochowian w wielu elementach gry. Racovitan wysłał przez to sygnał kolegom do szybkiego odzyskania wiary we własne umiejętności.
Jest dom, jest energia
Raków znowu udowodnił, że może często przybierać inne oblicza w starciach wyjazdowych, ale przed własną publicznością wstępują w niego dodatkowe moce i nawet przy nieidealnych występach potrafi wygrywać wszystko jak leci. „Czerwono-niebiescy” zdobywali środek pola, tworzyli popłoch na skrzydłach, ale przede wszystkim wiedzieli, kiedy będzie dobry fragment na prowadzenie meczu, a kiedy nieco spuścić z tonu i pozwolić wyszumieć się rywalowi. Tegoroczni uczestnicy Ligi Europy opanowali każdy centymetr własnego boiska na tyle, że w każdym kluczowym momencie pojedynków szalę zwycięstwa przechylają na swoją stronę.
Dyspozycja domowa to naturalnie powód do wielkiej dumy dla mistrzów naszego kraju, ale przy tym pozostaje zagwozdka o podłożu mentalnym, dlaczego tak trudno przenieść wzorowe funkcjonowanie na inne tereny. Jeszcze przed dwoma sezonami częstochowianom trochę lepiej grało się w delegacjach, a od jakiegoś czasu znaczna część mniejszych czy większych problemów brała się z potyczek w roli gości. Znalezienie rozwiązania na to zagadnienie będzie dla Kamila Wódki i ludzi ze sztabu w najbliższych dniach o tyle ważne, że RKS zagra w Warszawie z Legią w meczu, który może powiedzieć wiele w kontekście walki o złoto, a także bądź co bądź spotkaniu w Sosnowcu ze Sturmem, a jego stawką być może 3. miejsce w grupie LE.
Kittel i Yeboah odetchnęli
Dawkę optymizmu przed niesamowicie istotnym okresem dali dzisiaj Sonny Kittel i John Yeboah. Po sadze z udziałem 30-latka, który miał być niezadowolony z otrzymywanego wymiaru czasu i sposobu wprowadzania do treningów po wcześniejszych kontuzjach, niedawny gwiazdor Hamburga otrzymał kolejną szansę w wyjściowej jedenastce. Wcześniejszych – z Wartą i Piastem – nie wykorzystał, dopiero spotkanie z Puszczą wyglądało z jego strony lepiej. Kittel z Radomiakiem pewnymi fragmentami był całkowicie niewidoczny, ale to, co najważniejsze – dał coś, co przyczyniło się do wygranej i jego indywidualnej oceny. Po prostu wpływ przy trafieniach.
Przydała się ta bramka. Kittel zawodnik momentów, ale te momenty dają nam dzisiaj gole (asysta 2. stopnia i asysta).#RCZRAD
— Radek Baran (@radekbaran) October 1, 2023
Po końcowym gwizdku pomocnik w końcu mógł się szeroko uśmiechnąć w kierunku trybun. Podobną, jeśli nie większą ulgę musiał odczuć John Yeboah, cieszący się z premierowego gola. Nad bohaterem hitowego transferu z liderującego aktualnie Śląska Wrocław od samych początków krążyło fatum. Były pierwsze asysty, były pierwsze widowiskowe akcje, ale nie było bramki. Dopiero w pierwszym dniu października skrzydłowy po przyjęciu górnego zagrania od Vladyslava Kochergina i zwodzie do środka strzelił do siatki słabszą prawą nogą obok bezradnego Alberta Posiadały. Sympatycy Rakowa mocno liczą, że worek się rozwiąże i o słabsza forma po powrocie po urazie to już przeszłość.
Radość ostudzona kolejnymi kontuzjami
Ale nie sposób zapomnieć o czymś, co za wszelką cenę nie może cię opuścić. Potężne nieszczęście z absencjami kolejnych zawodników trwa. W tę niedzielę meczu nie dokończyli Adnan Kovacević oraz Srdjan Plavsić, którzy nabawili się kontuzji praktycznie w tej samej akcji. Kilkukrotnie kłopoty zdrowotne sięgały Milana Rundicia, który z przymusu został liderem bloku obronnego, i Gustava Berggrena. Sztab medyczny nie nadążał wrócić do ławki po jednej interwencji, a już ponownie został wzywany na murawę. Trener musiał reagować i przestawiać ustawienie do góry nogami. Dość szeroka kadra, jaką pion sportowy zbudował tego lata, kruszy się tydzień za tygodniem.
– Nie robię tego często, ale chciałbym personalnie pochwalić dwójkę piłkarzy – Milana Rundicia i Frana Tudora, którzy musieli zmienić swoje pozycje. To siódmy mecz z rzędu, kiedy jestem zmuszony przeprowadzić wymuszoną zmianę – komentował po meczu Raków – Radomiak na konferencji prasowej Dawid Szwarga. Jeszcze w ubiegłych latach Raków Częstochowa pokazywał, że świetnie umie zarządzać zespołem w kryzysowych momentach. Teraz zadania z kolejnymi spotkaniami są coraz trudniejsze, ale takie okoliczności jak żadne inne budują siłę piłkarzy, trenerów i członków klubu. Trzeba wycisnąć z siebie wszystko i podnieść przygotowanie na jeszcze wyższy poziom.