W zaległym spotkaniu 4. kolejki zmierzyły się drużyny dwóch szkoleniowców, którzy preferują ofensywną piłkę. Oba zespoły mają średnio ponad dwa gole na mecz i przewodzą w tej statystyce w PKO Ekstraklasie. Dziś Lech i Jagiellonia znów trafiały do bramki, i to trzykrotnie. Lech wypuścił trzybramkowe prowadzenie i musiał podzielić się punktami.
John van den Brom i Adrian Siemieniec są na dwóch zupełnie różnych etapach kariery. Holender ma na koncie ponad 100 meczów w europejskich pucharach, pracę w czterech różnych krajach, bogatą karierę piłkarską wraz z dwoma meczami w reprezentacji Holandii.
Młodszy o 25 lat Polak reprezentuje nową, modną formację młodych szkoleniowców, rzucanych wcześnie na głęboką wodę. Szlak przetarł przyjaciel Siemieńca, Dawid Szulczek, z którym funkcjonował w sztabie Rozwoju Katowice kilka lat temu. Dziś szanse otrzymali Dawid Szwarga, Kamil Kuzera czy właśnie Siemieniec. Prowadzi białostoczan od początku kwietnia tego roku.
Transfery na Podlasiu nie były wymieniane jako najlepsze ruchy w tej części Europy. Odejście króla strzelców Marca Guala wydawało się większą stratą. A jednak Jagiellonia od początku sezonu zachwyca. Duża w tym zasługa dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, który latem ściągnął Pululu, Hansena czy Marczuka. Nie sposób nie docenić Siemieńca, który z walczącej o utrzymanie „Jagi” zrobił drużynę z ligowej czołówki, na której grę przyjemnie się patrzy. Dziś starcie dwóch koncepcji zakończyło się remisem, a Jagiellonia pokazała olbrzymi charakter, odrabiając trzybramkową stratę.
Czarujący Ba Loua
Już na samym początku meczu Lech podszedł wysoko w pressingu. Romanczuk popełnił błąd w przyjęciu, Marchwiński zagrał do Ishaka, ten w środek pola karnego, gdzie wbiegł Ba Loua, który wolejem trafił do bramki. Cała ta przebitka trwała może ze trzy sekundy. Efektem – szybkie prowadzenie „Kolejorza” i czwarty gol Adriela Ba Loui w tym sezonie, który po raz pierwszy w czasie pobytu w Polsce zalicza liczby. W końcu przestał też irytować błędami i nieskutecznością.
Ba Loua nie jest też ciałem obcym w destrukcji, jest aktywny w pressingu, walczy o piłkę. Na początku drugiej połowy wykorzystał niedokładne podanie Nene do Diegueza i popędził na bramkę. Skrzypczak nie miał z nim szans. Pokonanie Alomerovicia to była formalność. 3:0, Jagiellonia na deskach. Ba Loua zaliczył pierwszy dublet od kwietnia 2017, gdy w barwach duńskiego Velje pokonał bramkarza Naestved.
Adriel Ba Loua po raz drugi! Kapitalny rajd piłkarza Lecha, który spokojnie wykończył akcję i podwyższył na 3:0! ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/Dacm2H0eHT pic.twitter.com/59uY3Tn6MU
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) October 24, 2023
Zawodnik z Wybrzeża Kości Słoniowej może być więc kolejnym, którego odblokował John van den Brom. Velde czy Marchwiński urośli pod wodzą Holendra do poziomu, w który mało kto wierzył. Tak grający Ba Loua może śmiało walczyć o pierwszy skład, gdy do zdrowia wrócą Hotić i Gholizadeh. A jeśli straci miejsce, to ze swoją szybkością i niekonwencjonalnym dryblingiem może być dżokerem w talii van den Broma.
Pereira, Ishak niezawodny duet
Krótko przed końcem pierwszej połowy Lech zaatakował prawą stroną. Pereira dośrodkował… lewą nogą na dalszy słupek. Tam niepilnowany Ishak uderzył wolejem, a Alomerović tylko musnął piłkę, która wpadła do bramki. Wydaje się, że Niemiec mógł w tej sytuacji zrobić więcej. Pereira ma już sześć asyst w tym sezonie.
Kapitan „Kolejorza” wrócił do najwyższej formy po boreliozie. Słaba forma fizyczna przekładała się na złe występy w meczach. Od momentu, gdy Ishak wrócił do pierwszego składu w meczu z Puszczą, trafia w każdym spotkaniu.
Wielki comeback Jagiellonii
W 50. minucie wydawało się, że jest już po meczu. Lech nie byłby jednak sobą, gdyby sam nie narobił sobie kłopotów. W szybkim ataku Jagiellonia wykorzystała przywilej korzyści, Kristoffer Hansen zszedł ze skrzydła i uderzył przy słupku. Bartosz Mrozek po raz kolejny nie zachował czystego konta, przepuszczając strzał przy bliższym słupku.
Syn marnotrawny
W 66. minucie kontaktową bramkę strzelił wychowanek „Kolejorza”, Mateusz Skrzypczak. Bartłomiej Wdowik uderzył z rzutu wolnego w samo pole bramkowe, piłka odbiła się od jednego z lechitów i trafiła pod nogi Skrzypczaka, który zdobył gola. Podobnie rok temu w meczu tych drużyn 23-latek trafiał przeciwko „Kolejorzowi”.
Damian Sylwestrzak nie potrafi zarządzać meczem
Na osobny akapit zasłużył arbiter, którego decyzje trudno zrozumieć. Próbuje być celebrytą, chce ustawiać mecz na swoją modłę jak Szymon Marciniak, ale zwyczajnie nie potrafi. Kolejny raz odgwizduje delikatne faule, pozwalając na ostre zagrania w innej akcji. Rozdaje kartki wedle tylko sobie znanego schematu. Rozumiemy, że najlepsi polscy sędziowie są zaangażowani w mecze europejskich pucharów, ale Sylwestrzak był najgorszym aktorem dzisiejszego widowiska.
W doliczonym czasie gry podjął jednak dobrą decyzję. Alan Czerwiński pociągnął za koszulkę wprowadzonego z ławki Dominika Marczuka. Po konsultacji z VAR-em sędzia wskazał na jedenasty metr. Powołany na ostatnie zgrupowanie reprezentacji Bartłomiej Wdowik wygrał pojedynek z Mrozkiem. Nieprawdopodobne, bo wydawało się, że Lech ma wszystko pod kontrolą.
Akcja, reakcja
Początek sezonu w Lechu, to dochodzenie do formy meczami i kiepska forma, a także spore problemy z defensywą. Nie pomogła zmiana bramkarza, Lech w 16 meczach ma tylko dwa czyste konta. Często wymienianym problemem była opieszałość w obronie, prowadząca do tego, że siedem razy Lech tracił gola jako pierwszy. Często wynik udawało się odwracać, ale goniąc, czasem brakowało czasu. Dziś, tak samo jak w meczach z Puszczą i ŁKS-em, Lech pierwszy trafiał do bramki.
Dziś po raz pierwszy, strzelając jako pierwszy, nie wygrał meczu. W tej sytuacji Jagiellonia dogoniła Śląsk Wrocław w tabeli, a Lech ma do nich dwa punkty straty.
Lech Poznań gra dziewiąty mecz ligowy i po raz siódmy traci pierwszy gola 🙂
— Dawid Dobrasz (@dobraszd) October 1, 2023