Z Bułgarskiej #3: John van den Brom kombinował i prawie przekombinował. Lech Poznań zwyciężył ze Stalą


Lech Poznań pokonał Stal Mielec 2:1 i zbliżył się do czołówki

24 września 2023 Z Bułgarskiej #3: John van den Brom kombinował i prawie przekombinował. Lech Poznań zwyciężył ze Stalą
Paweł Jaskółka / PressFocus

Lech Poznań notuje kolejne zwycięstwo, ale kolejne, po którym nikt w Poznaniu nie skacze z radości, wręcz jest małe zakłopotanie, w którym kierunku to idzie. Mnóstwo kombinowania, zmiany formacji, ale na niewiele to się zdało. Mecz uratował i tak duet Filip Marchwiński i Kristoffer Velde. I to akurat cieszy, że ci dwaj piłkarze rosną.


Udostępnij na Udostępnij na

Momentami nie było za wesoło, wręcz zrobiło się nerwowo po straconej bramce i pachniało nieoczekiwaną stratą punktów, która mogła być bardzo bolesna i zachwiać tą wciąż niepewną lokomotywą. Udało się wygrać 2:1, ale wciąż nie wiadomo w jakim kierunku idzie Lech i wciąż jest lekka niepewność przed ważnym spotkaniem z Rakowem. „Kolejorz” wygrał ten mecz tylko dlatego, że na Bułgarską przyjechała tylko Stal Mielec, a nie dlatego że podopieczni Johna van den Broma rozegrali dobre spotkanie. I nic ich nie tłumaczy. Nawet nierówna murawa, na którą narzekał Kristoffer Velde po spotkaniu. Stan nawierzchni pozostawiał wiele do życzenia, ale nie tak, żeby piłka latała na Marcelińską, jak to ujął Norweg.

Lech Poznań zmienia ustawienie

Ustawieniem bazowym Johna van den Broma, odkąd przyszedł do Lecha, było ustawienie 4-2-3-1. Kurczowo się jego trzymał. Zresztą sam Tomasz Rząsa wielokrotnie powtarzał, że chciałby, aby w ten sposób grał zespół. Tak grają również wszystkie drużyny młodzieżowe. W spotkaniu z Wartą, ku zaskoczeniu wszystkich, łącznie chyba z Dawidem Szulczkiem, John van den Brom zdecydował się na ustawienie z trójką obrońców. Oczywiście było to dość płynne ustawienie, aczkolwiek było to coś nowego.

Oficjalna wersja jest taka, że wyszło to przez przypadek i takie rozwiązanie nie było testowane na treningach. Infekcja Mikaela Ishaka zdecydowała, że podjęta została taka decyzja. Tak tłumaczył to na konferencji. Ile w tym prawdy? Nie wiadomo. W spotkaniu ze Stalą również zabrakło szwedzkiego kapitana i znów postawiono na takie ustawienie, a rywal był dość podobny do Warty charakterologicznie. Być może jak coś wyszło, nawet przez przypadek, to stwierdzono, że brniemy w to dalej.

Tym razem jednak nie wyszło. Na przedmeczowej konferencji Holender stwierdził, że Stal Mielec to półka wyżej pod względem kontrataków niż Warta Poznań. Ziściły się te słowa jeszcze w pierwszej połowie, gdy poszła piłka za plecy Filipa Dagerstala, który nie był już w stanie dogonić Macieja Domańskiego, który otworzył wynik spotkania. Ta sytuacja jednak pokazała, że tu nie ma co dalej kombinować. „Kolejarz” nie istniał przez 30 minut. Nie stwarzał sobie sytuacji, był nijaki.

Szybki zwrot akcji

Wielu trenerów jednak nie lubi przyznawać się do błędu. Jeśli w coś idą i decydują się na jakieś rozwiązanie, to tkwią w tym do końca. Trzeba przyznać jednak, że John van den Brom szybko poczuł, że nie jest dobrze i trzeba zacząć reagować. Jeszcze przed przerwą wykonał roszady. Hotić musiał zejść z powodu urazu, ale już w 30. minucie Holender postawił wszystko na jedną kartę i dokonał drugiej zmiany, wprowadzając Szymczaka i przechodząc na tradycyjne ustawienie. I od razu zaczęło żreć. Przez piętnaście minut stosowania ustawienia z czwórką obrońców, Lech Poznań mógł strzelić trzy bramki. Zdobył ostatecznie tylko dwie, ale znacznie uspokoił sytuację, która była nerwowa.

Najśmieszniejsze jest jednak to, że ani Elias Andersson, ani Filip Szymczak nie odmienili losów spotkania. Sprawy w swoje ręce wzięło dwóch artystów. Kristoffer Velde i Filip Marchwiński zaczęli swoje show. Wielokrotnie zabawiali się z defensywą Stali. Mielczanie chyba nie spodziewali się takiego uderzenia ze strony Lecha, a u Norwega odpalił się tryb europejskich pucharów. Już od kilku tygodni widać u nich niesamowitą więź na boisku. Pod nieobecność Mikaela Ishaka są największymi gwiazdami Lecha. Dasz im piłkę, to oni będą się z nią po prostu bawić i o to chodzi. Taki ludzki uśmiech było widać na ich twarzach po tym, jak rozklepywali obrońców Stali.

Należy też pochwalić za drugą połowę innych ofensywnych graczy. Afonso Sousa, który przyspieszając grę na małej przestrzeni gubił rywali i powinien podwyższyć wynik spotkania. Różnice zrobił także po wejściu z ławki Joel Pereira, który nękał zmęczoną już Stal Mielec. Naprawdę gra kombinacyjna Lecha kleiła się w tym meczu, ale tego się spodziewaliśmy i tak powinno być. Na Bułgarską przyjechała w końcu Stal Mielec, która i tak bardzo odważnie zagrała. Bardziej niż Warta.

Dokąd zajedzie Lech Poznań na tym wszystkim?

To był jednak mecz pełen kombinacji Johna van den Broma. W drugiej połowie wpuszczony został Joel Pereira w miejsce kontuzjowanego Filipa Marchwińskiego. Tak naprawdę ciężko było określić jego pozycje. Alan Czerwiński częściej ustawiał się jako prawy stoper w trójce, a Pereira na wahadle, ale zdarzało się Portugalczykowi grać bardzo wysoko. Pomieszanie z poplątaniem. Była to swego rodzaju hybryda a la Paulo Sousa w reprezentacji Polski. Na już bardzo otwartą Stal to działało. Tylko cud uratował Mateusza Kochalskiego od kolejnych straconych bramek. Trzeba jednak przyznać, że Joel Pereira świetnie wykorzystywał miejsca, których miał multum na prawej stronie. Tam zrobiła się autostrada.

Nie chwalilibyśmy jednak Lecha za to, że wykorzystywał to, że Stal się otworzyła. Tak należało zrobić. Owszem dobrze wyglądała współpraca po prawej stronie Pereiry i Czerwińskiego, ale sytuacja była też inna niż na początku spotkania. Nie jesteśmy przekonani, że to sposób, jakim Lech może zaskoczyć zdecydowanie mocniejsze drużyny, a już za kilka dni przyjeżdża Raków na bardzo ważny mecz. Tam już nie będzie miejsca do eksperymentowania, a Lech wciąż nie przekonuje w tym ustawieniu. Jeśli nawet Stal Mielec potrafiła wykorzystać niedoskonałości, to inni zrobią to z większą przyjemnością. I w tym przypadku nie można zgonić tego na 17-letniego Michała Gurgula. Akurat on w niczym nie zawinił.

Kolejnymi elementami, które mocno zastanawiają i mogą mocno frapować kibiców Lecha, są kontuzje, infekcje i wypadanie kolejnych zawodników. Do Mikala Ishaka dołączyli Antonio Milić i Dino Hotić. Sytuacja niepewna wydaje się być z Filipem Marchwińskim i Radosławem Murawskim. Ciągle coś się dzieje. Nie ma żadnej stagnacji i spokoju. Ciągle wymuszone rotacje i tak naprawdę dopiero się okaże, kogo zabraknie na spotkanie z Rakowem. W zasadzie to więcej jest teraz kłopotów zdrowotnych niż przed rokiem grając co trzy dni.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze