Trudno nie pisać o rozczarowaniu, kiedy po niespodziewanie wysokim triumfie nad Izraelem przyszło nam oglądać porażkę reprezentacji Polski ze Słowenią. Jeszcze w piątek wydawało się, że po ewentualnym zwycięstwie nasza drużyna będzie znajdowała się na autostradzie prowadzącej do EURO 2020. Niestety mimo tego, że nasza sytuacja jakoś dramatycznie się nie pogorszyła, to bolesna porażka w Lublanie sprawiła, że kibice przestali wierzyć w swoją drużynę i teraz owa autostrada wydaje się być co najwyżej zwykłą polną dróżką…
„Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”. Nie ma lepszego cytatu, który opisywałby nastroje kibiców piłkarskich. Nie jest to zjawisko obecne jedynie w naszym kraju. Tak jest na całym świecie. We Włoszech, gdzie wystarczy, by Krzysztof Piątek nie strzelał w dwóch, trzech spotkaniach i już w mediach obecna będzie narracja typu „Pio Pio się skończył”, „Piątek piłkarzem jednego sezonu” itd.
W Hiszpanii jest bardzo podobnie. Kiedy Real Madryt czy FC Barcelona stracą punkty, to eksperci oraz kibice nadają na tych samych falach. Ostatni mecz był fatalny, tak więc nic dobrego powiedzieć o tej drużynie czy też trenerze nie można.
„Zagraliśmy jak w poprzednich spotkaniach”
Główną narracją kibiców po nieudanym meczu ze Słowenią było to, że tak naprawdę zagraliśmy identycznie jak z Austrią, Łotwą czy z Macedonią Północną. Z tą różnicą, że niestety w zeszły piątek mieliśmy mniej szczęścia. No i oczywiście straciliśmy też dwa gole. Co nam się wcześniej w tych eliminacjach nie zdarzało. Dodatkowo żadnego nie strzeliliśmy. Co również póki co nie miało miejsca w eliminacjach do przyszłorocznych mistrzostw Europy.
Z drugiej strony ciekaw jestem – całkowicie szczerze – co by było, gdybyśmy tego meczu nie przegrali. A być może nawet wygrali. Czy wówczas również cisnęlibyśmy po obecnej kadrze? Albo nie, przepraszam. Przecież to nie kadra jest winna, ale selekcjoner.
Ten sam selekcjoner, o którym po meczu z Izraelem mówiło się, że znalazł już odpowiednią taktykę dla naszych piłkarzy. Ten sam selekcjoner, o którym wszystkie media sportowe w kraju jeszcze trzy miesiące temu pisały, że jego kadra się przełamała. I wystarczył do tego jeden mecz. Zresztą nie byle jaki mecz, bo wygrany i to wysoko nad wydawało się najtrudniejszym dotychczas rywalem w grupie.
Nie od dziś wiadomo, że lubimy skrajności. Popadamy ze skrajności w skrajność po zwycięstwach i porażkach. Po triumfie wielbimy i się zachwycamy, by po porażce najzwyczajniej w świecie zmieszać naszych reprezentantów z błotem. Aj, przepraszam, drugi błąd – mieszamy z błotem selekcjonera…
Teraz ci, którzy pisali po meczu z Izraelem, że wreszcie nasza reprezentacja się przełamała, że wreszcie wygrała w dobrym stylu, z pewnością będą mówić, że tak nie było. Będą tłumaczyć, że cały czas pozostawali sceptykami i jedno wysokie zwycięstwo tego nie zmienia.
Bielik wszedł, a wcześniej nie dostał żadnych wskazówek
Dopełnieniem wszystkiego była burza w mediach społecznościowych po słowach Krystiana Bielika o tym, jakoby Jerzy Brzęczek powiedział mu przed zameldowaniem się na placu gry, by „próbował”. Rozumiecie? Po prostu miał on próbować. A nawet nie tylko on, bo to samo dotyczyło ponoć Jakuba Błaszczykowskiego, który też miał się znaleźć niedługo na boisku. Ponoć żadnych wytycznych, tylko jedno słowo „próbuj”.
Problem w tym, że był to zwyczajny clickbait w wykonaniu dziennikarza „Super Expressu”. To co powiedział Krystian Bielik po meczu to zupełnie co innego. Oto cała wypowiedź reprezentanta Polski.
https://twitter.com/Filip_Adamus/status/1170331869537275904?s=20
Niektórzy chyba zapomnieli, że piłkarze na zgrupowaniu kadry mają długie odprawy przygotowujące ich na mecz. No chyba że przeciętnemu Kowalskiemu wydaje się, że najprawdopodobniej na tych zgrupowaniach nic oni nie robią. Przecież zarabiają Bóg wie ile, jeżdżą super samochodami i po co mają się męczyć na boisku czy podczas nudnej odprawy.
Teraz pytanie czy trzeba było stosować taki tytuł artykułu? Oczywiście rozumiemy, że trzeba jakoś przyciągnąć czytelników. Artykuły typu „Analiza taktyczna reprezentacji Polski” nie brzmi zbyt zachęcająco. Zupełnie inaczej prezentuje się tytuł „Bielik po meczu ze Słowenią: Selekcjoner nie dał mi żadnych wytycznych (WIDEO)”.
***
Zdaję sobie sprawę, że jest obecnie bardzo mało ludzi myślących podobnie jak ja. Zdaję sobie sprawę z tego, że większość ludzi może się ze mną w wielu kwestiach nie zgadzać. Chociażby że liczy się wynik, a na wyrobienie odpowiedniego stylu jeszcze przyjdzie czas. Teraz najważniejszy jest po prostu awans.
Tak, cały czas podtrzymuję ową tezę. Tekst w którym to uzasadniłem nadal możecie znaleźć klikając TUTAJ.
Nie mam nic przeciwko temu, by dyskutować na ten temat. I nie mam nic przeciwko temu, by ktoś się ze mną nie zgadzał, co już wspominałem, jest dość częstym zjawiskiem.
Ale jako „adwokata” reprezentacji Polski – możecie takie coś znaleźć w moim opisie profilu na Twitterze – boli mnie, że pisze się non stop źle o reprezentacji. Nic nam się nie podoba. Nie potrafię zrozumieć jak ktoś musi mieć smutne życie, pisząc o piłkarzach reprezentacji Polski jako o zwykłych celebrytach. Już o tym pisałem, ale podczas meczów kadry jestem jak dziecko. Głupie, bezmyślne, pozbawione pesymizmu dziecko.
Jak tam celebryci w korkach od #boniek @LaczyNasPilka obejrzeli juz mecz @KoszKadra i zobaczyli jak zachowuja sie w rywalizacji mezczyzni a nie skarpety??
— Michał M. Kulikowski (@MMKulikowski) September 6, 2019
A teraz można mnie wyśmiać. Albo uszanować moją opinię…
Odrzucając zwykłą ludzką niechęć lub sympatię do Jerzego Brzeczka trzeba spojrzeć na to na chłodno i wnioski nasuwają się same: pan trener nie ma koncepcji budowy drużyny i w tym jest problem Niezależnie czy nazywać się będzie Brzęczek czy Kowalski czy Nowak jeżeli nie widać że buduje drużynę to znaczy że się po prostu do tego nie nadaję. Nasz selekcjoner jest po prostu słaby i budowanie przez autora zasieków obronnych przed Brzęczkiem to jedynie wierszówka. Im szybciej zostanie zatrudniony Fachowiec tym szybciej będziemy cieszyć się z występów. Naszej kadry. Proste.
Bardzo proste, aż do bólu: Brzęczyszczykiewicz wypie....aj!