Kibicu, nie skreślaj Brzęczka. Daj mu szansę!


Mały wywód w obronie selekcjonera i całej reprezentacji

20 marca 2019 Kibicu, nie skreślaj Brzęczka. Daj mu szansę!

Wczoraj zaczęło się pierwsze tegoroczne zgrupowanie reprezentacji Polski. Wraz z nim pojawia się coraz to więcej spekulacji na temat ewentualnego ustawienia oraz taktyki na czwartkowy mecz z Austrią. Kibice i eksperci, gdyby mogli, to chętnie już dzisiaj zwolniliby Jerzego Brzęczka, który przecież zawalił Ligę Narodów...


Udostępnij na Udostępnij na

Oczywiście jest to sarkazm. Niemożliwością jest, by Jerzy Brzęczek miał przestać pełnić funkcję selekcjonera, ponieważ „zawalił” Ligę Narodów. Przypomnę tylko, że Polska znajdowała się w grupie z rozdrażnionymi brakiem awansu na mundial Włochami oraz Portugalią, czyli obecnym mistrzem Europy. Wielu fanom reprezentacji Polski wydawało się, że to my jesteśmy faworytem grupy. Tego, jak bardzo się mylili, nie trzeba tłumaczyć. Niedługo po tym, jak spadliśmy z dywizji A, „zaufanie” społeczeństwa do Brzęczka spadło niemalże do zera. Czego oczywiście można się było spodziewać.

Eksperymenty Pana Jerzego

Nie ma nic złego w konstruktywnej krytyce pod adresem trenera. Nie ma nic złego w tym, że nie zgadzamy się z wyborami dokonanymi przez selekcjonera. To dobrze, że dyskutujemy. Sam selekcjoner powinien to docenić. Dzięki temu być może ma szansę dostrzec to, czego wcześniej nie widział. Jednakże nie zapomnijmy o jednej ważnej kwestii – stylu.

Każdy szkoleniowiec ma swój własny, niepodrabiany styl. Aczkolwiek aby nas do niego poniekąd przyzwyczaić, abyśmy mogli go zauważyć, zrozumieć, musi minąć trochę czasu. Brzęczek pracuje jeszcze za krótko, abyśmy mogli poznać jego model pracy. Pod jego wodzą rozegraliśmy raptem kilka meczów. Jak więc ma on wyrobić swoją markę, skoro wszyscy go już skreślili?!

Brzęczek wykorzystał cały okres od września do listopada na to, by poeksperymentować ze składem. Na jego nieszczęście nie były to eksperymenty w dużej mierze udane. Mecze z Portugalią czy Włochami na stadionie Śląskim zaczęliśmy w ustawieniu bez nominalnych skrzydłowych. W pełni można się zgodzić, że nie był to najlepszy sposób gry. Nasza kadra zazwyczaj słynęła z tego, że mieliśmy dynamiczne, niezwykle szybkie, a przez to zabójcze skrzydła.

Słusznie Mateusz Borek uważał, że decyzja Brzęczka o grze bez skrzydłowych to przeszacowanie naszych możliwości, gdyż zabrakło skrzydłowych, którzy zamknęliby boki boiska. Ale dlaczego Brzęczek wówczas nie chciał postawić na skrzydła? Może dlatego, że chciał się przekonać, jak to będzie funkcjonować? Może dlatego, że Błaszczykowski oraz Grosicki nie byli wtedy w optymalnej formie?

Nie wiadomo. Było minęło i już nie wróci. Teraz wraz z selekcjonerem jesteśmy mądrzejsi. Już wiemy, że skrzydłowi to podstawa naszej reprezentacji.

Oczywiście każdy mecz jest ważny, ale od początku była obecna w mediach sportowych narracja, że prawdziwym testem dla Brzęczka będą eliminacje do mistrzostw Europy. I tutaj nie będzie już miejsca na eksperymenty. Te mogły być przeprowadzane w meczach towarzyskich. I tak też było. Oczywiście, jeśli przyjmiemy, że Liga Narodów się do nich zalicza, a tutaj wielu mogłoby polemizować. Zresztą bardzo prawdopodobne, że gdyby Polacy awansowali w owym turnieju, wówczas mówiono by, że to i tak „turniej towarzyski”, bo przecież Niemcy również go olali…

Co do tej pory dowiedzieliśmy się o Brzęczku jako selekcjonerze? Na pewno nie brak mu odwagi. Potrafi postawić na swoim. Nie daje sobie wejść na głowę dziennikarzom oraz kibicom. Lubi również eksperymentować, ale zdaje sobie sprawę również z tego, kiedy może, a kiedy nie powinien. Dzisiaj, czyli w trakcie przygotowań do eliminacji, eksperymentów prawdopodobniej już nie będzie, no chyba że z małymi wyjątkami.

Akurat taki paradoks, że kibice chcieliby, aby selekcjoner poeksperymentował w trakcie eliminacji. Tym razem w ataku. Wszyscy doskonale wiedzą, że mamy trzech wspaniałych napastników, strzelających jak na zawołanie, i to nie w byle jakich klubach. Kibice nie mieliby chyba nic przeciwko, gdyby w meczu z Austrią wystąpiła cała trójka – Lewandowski, Milik i Piątek. A co ciekawe, na ostatniej konferencji prasowej sam zainteresowany mówił, że rozważa grę trzema napastnikami! Taki eksperyment z pewnością spodobałby się kibicom.

Ma swoich ulubieńców

Kibicom nie podoba się to, że selekcjoner ma swoich „pupilków”, „żołnierzy”, „szeregowych”, do których z reguły ma największe zaufanie, najczęściej w kryzysowych momentach. Takim piłkarzem, a jednocześnie ogromnym ulubieńcem selekcjonera był do niedawna Sławomir Peszko, często nazywany przez media „żołnierzem Nawałki”, a przez kibiców „człowiekiem od atmosfery”.

Nie było w Polsce kibica, z wyjątkiem Tomasza Hajty, który nie skrytykowałby powołania Peszki na mundial. Zresztą kosztem innych, będących w znacznie lepszej dyspozycji piłkarzy, takich jak np. Przemysław Frankowski. Wiadro pomyj, jakie wylało się wówczas na Nawałkę, było zrozumiałe. W końcu nie było żadnych racjonalnych podstaw do tego, by został on powołany.

Podobnie ma się dziś sprawa z powołaniem Arkadiusza Recy przez obecnego selekcjonera. Raptem 27 minut w ostatnich dziesięciu spotkaniach to bardzo słaby wynik. Na tyle mały, by mieć wątpliwości co do powołania piłkarza. Prawdą jest, że selekcjoner nie może dbać o przygotowanie fizyczne jego podopiecznych, gdyż miałby na to zaledwie kilka dni. Za przygotowanie motoryczne odpowiada klub. I trzeba sobie jasno powiedzieć. Trening nie zastąpi tutaj pełnego meczu.

Z drugiej strony należy również zauważyć, jaki deficyt od lat panuje w polskim futbolu na pozycji lewego obrońcy. Alternatyw jest mało. Nawałka radził sobie w ten sposób, że z musu ustawiał nominalnego prawego obrońcę (wówczas Jędrzejczyk) na pozycji lewego. Oczywiście nie byłoby tematu, gdyby zdrowy był Maciej Rybus, a tak trzeba sobie jakoś radzić. Niewykluczone, że popularny „Jędza” wyjdzie w pierwszym składzie na mecz z Austrią. Powołanie Recy wydaje się kołem ratunkowym dla Jerzego Brzęczka na wypadek kontuzji podstawowego prawego obrońcy.

Oczywiście krytykowano, i to strasznie, że nie dał szansy Pawłowi Jaroszyńskiemu. Polak rozegrał ponad tysiąc minut w Chievo Werona. Nie trzeba być wybitnym matematykiem, aby zauważyć, że to znacznie więcej od Recy.

Tak brak powołania skomentował sam zainteresowany na łamach Sport.pl: – Jestem zaskoczony tym, że trener o mnie nie pamiętał. Ciężko mi to sobie wytłumaczyć. W poprzednim roku przyjechałem na kadrę, bo dostałem powołanie od trenera Adama Nawałki. Po mistrzostwach świata zmienił się selekcjoner, w Serie A zacząłem grać coraz więcej, ale powołania przestały przychodzić. Nie ma także żadnego kontaktu ze sztabem szkoleniowym.

Wujek Kuby

Memy to nieodłączny element dzisiejszych social mediów. Jedne są zabawne, inteligentne, nieraz trzeba pomyśleć, by je zrozumieć, ale nie brakuje również takich memów, które są po prostu okropne. Jednymi z nich są memy o Brzęczku i Błaszczykowskim.

Jerzy Brzęczek to wujek Kuby. Wychowywał go po tragicznej śmierci matki. Do niedawna uważano, że niegrający Błaszczykowski nie ma prawa być powoływany do kadry. A jeśli był, to tylko dlatego, że selekcjonerem jest jego wujek. Niemalże od razu po wyborze nowego selekcjonera pojawiły się setki memów w internecie w roli głównej z Błaszczykowskim i jego wujkiem – obecnym selekcjonerem.

Uważanie, że Kuba dostawał powołanie wyłącznie dlatego, że Brzęczek jest jego wujkiem, to bzdura, jakich mało. Nawet kiedy ten nie grał regularnie w Wolfsburgu, i tak dawał z siebie wszystko dla kadry. Dla orzełka na piersi był w stanie wylać litry potu i krwi, gryźć trawę i walczyć niemal do utraty przytomności. Tego się nie da wytrenować. To trzeba mieć. Kubie ambicji odmówić nie można. On sam uważa, że sam nie zakończy kariery reprezentacyjnej. Ten moment oczywiście nadejdzie, ale póki jest w stanie dać tej reprezentacji choć odrobinę swojego zaangażowania, to musi się znaleźć dla niego miejsce wśród powołanych.

I selekcjoner zdaje sobie z tego sprawę. Koniec, kropka!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze