6 listopada w obozie FC Barcelona pojawił się promyczek nadziei. Klub za pośrednictwem mediów społecznościowych ogłosił, iż Xavi Hernandez zostanie nowym trenerem pierwszej drużyny. Powrót absolutnej legendy był zastrzykiem optymizmu dla wszystkich związanych z "Dumą Katalonii". Niestety, ale początkowy entuzjazm szybko przygasł z powodu beznadziejnej katalońskiej rzeczywistości.
Dwa zwycięstwa, remis i dwie porażki – tak Xavi rozpoczął swoją trenerską przygodę na Camp Nou. Zważając na sytuację klubu, nie byłby to wcale taki zły rezultat, ale w środę doszło do nieuniknionej katastrofy. Barcelona przegrała w Lidze Mistrzów z Bayernem Monachium 0:3 i w ostatecznym rozrachunku odpadła z rozgrywek. Wiosną zagra w Lidze Europy. Ostatni raz w tych rozgrywkach „Blaugrana” występowała w 2003 roku.
Nadzieje na dobry początek
Odejście Ronalda Koemana dało Barcelonie szansę na nowe życie, ale przede wszystkim nadzieję na lepszą przyszłość. Kibice i cała drużyna potrzebowali impulsu. To właśnie w pierwszych dniach zapewnił Xavi Hernandez. W końcu do klubu przychodziła prawdziwa legenda, która dobrze pamiętała każdy wielki sukces z ostatnich latach. Wydawałoby się, że to idealny kandydat do ratowania tonącej „Blaugrany”. 41-latek również miał za sobą udany dwuletni epizod w Katarze i choć brakowało mu doświadczenia w „wielkiej piłce”, to większość wierzyła, że poradzi sobie z dużą presją. Początek był naprawdę obiecujący.
Xavi dostał przywitanie jak prawdziwy zbawiciel, otoczka jest taka jakby był gwarantem sukcesu, oby to mu nie zaszkodziło bo wymagania są ogromne, a w Barcelonie jest szpital i dziura finansowa, ulepić coś z tego na teraz będzie ekstramalnie ciężko
— Gut 💎🙌 (@Gut_Fasola) November 8, 2021
Xavi potrafił odmienić fatalny PR drużyny. W rozmowach tuż przed debiutem stwierdził, że jest zaskoczony poziomem, jaki zastał – oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Była to spora odmiana dla kibiców, którzy za kadencji Koemana dosyć często słyszeli, iż klubowi brakuje jakości i dobrych zawodników. Jeszcze wcześniej były kapitan Barcelony rozpoczął pracę u podstaw. Nakazał zawodnikom witać się z pracownikami klubu, a za spóźnienia każdy z nich miał płacić kary pieniężne.
Swój debiut na ławce trenerskiej Xavi również może uznać za udany. Derby Katalonii nie znaczą może tyle co El Clasico, lecz wciąż są to prestiżowe starcia. Wygrana 1:0 z pewnością nie jest zachwycającym rezultatem, lecz trzeba jasno powiedzieć, że w grze Barcelony coś ruszyło. Zwycięstwo dało impuls całej drużynie, ale jak się okazało – nie na długo.
Katalońska rzeczywistość
Nad Barceloną zaczęło się przejaśniać, ale bardzo szybko powróciły burzowe chmury. Dnia 23 listopada na Camp Nou odbył się prawdopodobnie jeden z najważniejszych meczów w tym sezonie. 26-krotny mistrz Hiszpanii podejmował Benficę w ramach meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów. Inny wynik niż zwycięstwo praktycznie skreślał Barcelonę z dalszego udziału w tym turnieju, a nawet nie trzeba mówić o tym, jaką katastrofą dla takiego klubu jest brak awansu.
Barcelona ostatecznie tylko zremisowała 0:0 z Benficą i praktycznie zakopała swoje szanse na udział w 1/8 finału LM. Choć sam występ podopiecznych Xaviego nie był wcale taki fatalny, to jednak większą uwagę przykuwały mankamenty. Problemów na boisku było wiele, lecz jeden z nich jest niezwykle istotny. Od odejścia Leo Messiego ta drużyna nie ma lidera, który byłby w stanie wziąć grę na własne barki. Argentyńczyk w ostatnich sezonach również sobie z tym nie radził, lecz sama jego obecność na placu gry wpływała na lepszą postawę całej jedenastki.
W dzisiejszej „Blaugranie” po prostu nie ma takiego człowieka. Poprzedni zarząd nakupował multum zawodników za ogromną ilość pieniędzy w celu wzmocnienia kadry, lecz niestety efekt okazał się zgoła odmienny. Odejście Leo diametralnie zmieniło oblicze tej drużyny, ale i on nie dałby rady polepszyć obecnej sytuacji. Oprócz lidera zespołu brakuje również liderów poszczególnych formacji.
Trudno jest opierać drużynę na starych i zniszczonych kręgosłupach Sergiego Busquetsa czy Gerarda Pique. Obydwaj wciąż są ważnymi ogniwami kolektywu, ale po prostu czas, by ktoś ich trochę odciążył. Długo wydawało się, że kimś takim może być Frenkie de Jong, ale nawet i wobec niego cierpliwość ma swoje granice. Holender miał być ostoją drużyny, a tymczasem jest piłkarzem, który wygląda, jakby biegał z 50-kilogramowym workiem cementu. Niestety, ale od takiej klasy sportowca należy oczekiwać czegoś więcej niż jedynie przeprosin na mediach społecznościowych.
Brutalna weryfikacja
Po udanych derbach Katalonii Xavi musiał zmierzyć się z okrutną rzeczywistością. Zwycięstwo w kiepskim stylu z Villarrealem (3:1) oraz porażka z Realem Betis (0:1) udowodniły, że Barcelonie nie wystarczy efekt nowej miotły. Nowy szkoleniowiec nie miał jednak co liczyć na chwilę wytchnienia, gdyż czekał go prawdziwy kataklizm w postaci wyjazdu do Monachium na mecz z Bayernem.
Przed samym spotkaniem trener mimo wszystko starał się zagrzewać swoich zawodników do walki. Mówił o tym, że taki klub jak Barcelona zawsze gra o zwycięstwo i nie ma nawet mowy o strachu czy niepokoju. Trudno też mieć jakieś obiekcje do takich słów. Wygrana zapewniłaby Barcelonie awans, a budowanie atmosfery i wiary leży w obowiązkach trenera.
Cudu oczywiście nie było. Barcelona poległa w Monachium, przegrywając aż 0:3. Jednak co najważniejsze – oznacza to, że „Duma Katalonii” wiosną zagra w rozgrywkach Ligi Europy. Nieprawdopodobna kompromitacja stała się faktem, choć trzeba też przyznać, że była nieunikniona. Starcie z Bayernem tylko udowodniło, że FC Barcelona jest obecnie jakieś dwa poziomy gorsza od europejskiego topu.
Full Time #BayernBarça pic.twitter.com/NbtiSnhJjl
— FC Barcelona (@FCBarcelona) December 8, 2021
Trudno wojować z najlepszymi, gdy w arsenale posiadasz kompletnie nieznającego taktykę Desta, będącego w najgorszej formie od lat ter Stegena czy rażąco przeciętnego Depaya. Monachijczycy niczym bezuczuciowi saperzy rozbroili Barcelonę i rozłożyli ją na czynniki pierwsze. Ta drużyna najzwyczajniej w świecie nie ma kręgosłupa, cechuje ją chaotyczny styl rozgrywania piłki, ale przede wszystkim momentami zawodnikom brakuje ambicji. Miewa się wręcz wrażenie, że niektórzy po prostu wywiesili białą flagę. I to niekoniecznie jest wina Xaviego.
„Taka jest rzeczywistość”
Po meczu z Bayernem na twarzach piłkarzy Barcelony było widać zrezygnowanie. No może nie tyczy się to Clementa Lengleta, który z uśmiechem na ustach poprosił Roberta Lewandowskiego o koszulkę. Xaviemu jednak nie było do śmiechu, a słowa na konferencji prasowej dobitnie podkreśliły, że nie tak sobie to Hiszpan wyobrażał:
– Nie jestem w stanie tego znieść. Taka jest rzeczywistość. Rozpoczynamy nowy etap i musimy zacząć wymagać od siebie dużo więcej. […] Będę szczery. Miałem nadzieję, że będziemy mogli konkurować z Bayernem, ale w tym momencie nie było to możliwe.
[📸 @r4six] Znów celna grafika. pic.twitter.com/8j7syWy3Rw
— BarcaInfo (@_BarcaInfo) December 9, 2021
W mediach społecznościowych ludzie zaczęli pisać, że Xavi staje się nowym Ronaldem Koemanem. W końcu na początku szkoleniowiec bardzo wierzył w tych piłkarzy, jak i cały projekt, ale klęski bardzo szybko sprowadziły go na ziemię. Z pewnością za wcześnie na daleko idące wnioski o tym, że Xavi rzucił się z motyką na słońce. Niemniej jednak chyba wszyscy się zgodzą, iż nie był do końca gotowy na to, co go czeka w klubie, który przecież kocha całym sercem.
Proces oczyszczania klubu
Odpadnięcie z Ligi Mistrzów zmusiło trenera oraz działaczy do podjęcia zdecydowanych kroków. Proces oczyszczania klubu powinien się już odbyć dawno temu, ale poprzednia prezesura nie potrafiła w żaden sensowny sposób tego rozpocząć. Teraz nie ma już czasu na kalkulacje. Tu potrzebna jest rewolucja.
Hiszpańscy dziennikarze od czwartkowego poranka bombardują Twittera doniesieniami o wyprzedaży FC Barcelona. Pewniakiem do odejścia jest Sergino Dest, w którego Xavi najzwyczajniej w świecie przestał wierzyć. Na liście transferowej ponoć pojawił się również Philippe Coutinho, czyli największy niewypał transferowy Barcelony w XXI wieku. Jeśli wierzyć tamtejszym mediom, to oprócz Brazylijczyka swoje walizki mogą pakować również Oscar Mingueza, Neto, a nawet Marc-Andre ter Stegen oraz Frenkie de Jong. Te odejścia mają przede wszystkim pomóc w usprawnieniu płynności finansowej klubu, ale i budowie nowej, lepszej drużyny.
Xavi ma jednak powody do wiary. Tym powodem oczywiście jest młodzież. Trener, obserwując poczynania Gaviego, Pedriego i Nico, ma prawo czuć wielką dumę. Najmłodsi zawodnicy w zespole stanowią w tym sezonie jego ogromną siłę i są nadzieją na lepszą przyszłość Barcelony. Jeśli zarządowi uda się zatrzymać całą trójkę, to 41-letni Hiszpan ma fundamenty, które być może pozwolą mu stworzyć znowu wielką „Blaugranę”.
***
Xavi w Barcelonie jest dopiero nieco ponad miesiąc, dlatego też nie wypada wydawać żadnych osądów. Trener i klub potrzebują czasu, by to wszystko sensownie poukładać. To na pewno trochę potrwa i trudno teraz oczekiwać jakichś sukcesów, ale jeśli Joan Laporta ma jakiś długoterminowy plan na tę drużynę, to warto czekać. Główne nadzieje teraz to młodzież oraz sensowne ruchy na rynku transferowym. Barcelonę czeka rewolucja, ale już nie na pół gwizdka, tylko taka pełnoprawna. Taka, na którą kibice czekali od dawien dawna.