Co roku w polskiej ekstraklasie powtarza się podobna sytuacja - spora liczba drużyn bije się o mistrzostwo Polski. Trudno wskazać również drużynę wybitnie odbiegającą od ligowego peletonu. Tabela jest, kolokwialnie rzecz ujmując, bardzo "spłaszczona". Czy to powód do radości? Wydaje się, że niestety nie. Ciężko znaleźć bowiem europejski przykład, który wskazywałby na pozytywne aspekty takowej sytuacji.
W każdej klasowej lidze istnieje przecież jakiś trzon. Tworzą go drużyny, które odbiegają poziomem od reszty, w korzystnym tego słowa znaczeniu. Nakręcają one poziom rozgrywek, pozwalają dążyć innym do ciągłej poprawy, służą jako wzór do naśladowania. U nas takich wzorców niestety na horyzoncie nie widać. Prędzej słyszy się o nich w mediach, niż widzi na boisku. A to również problem, który tą sytuację być może pogłębia.
Gwiazdorska ekstraklasa
O naszej rodzimej ekstraklasie jest z pewnością bardzo głośno. Fantastycznie reklamowana, przedstawiana przez media, nakręcana dodatkowymi atrakcjami. Pieniędzy też w niej nie brakuje, jak jeszcze nie tak dawno myślano. Nie jesteśmy może mocarstwem, ale do outsiderów tym bardziej nam sporo brakuje. Odbiór ekstraklasy rośnie także ze względu na wysokie zainteresowanie futbolem w Polsce. Wszystko teoretycznie splata same pozytywne okoliczności. Z jakością jest już nieco gorzej. Widać to przede wszystkim po występach naszych drużyn w europejskich pucharach.
Nie może być jednak inaczej, gdy w polskiej lidze gra spora liczba przeciętnej klasy zawodników, sprowadzanych z niższych lig zagranicznych. Zarabiają oni przy tym pieniądze, o których w innych ligach mogą jedynie pomarzyć. Dostępność graczy, którzy mają uchodzić w naszej lidze za gwiazdy jest spora. Ciężko określić przy tym ich faktyczną formę i wkład w tworzenie dobrej, zgranej drużyny. Jeden transfer „wypali”, drugi już nie.
Każda drużyna, w większym lub mniejszym stopniu, sprowadza zawodników, którzy prezentują w gruncie rzeczy podobny, nie za wysoki poziom. To wszystko powoduje, że ciężko wybić się ponad przeciętność. Czasami decyduje doświadczenie, czasami forma dnia, a czasami po prostu szczęście. Raz lider wygrywa z mistrzem, by za chwile przegrać z nisko notowaną drużyną. Brakuje w tym wszystkim ładu, pomysłu i długotrwałej strategii. Owszem, są w naszej lidze kluby, które coraz odważniej stawiają na swoich wychowanków i innych młodych, perspektywicznych zawodników. Im więcej ma ktoś jednak pieniędzy i im mocniej może wybić się ponad stan, tym mniej widać w tym wszystkim pomysłu.
Sporo liderów
W obecnym sezonie liczba chwilowych liderów ekstraklasy do 18 kolejki jest rekordowa. Na szczycie były już takie drużyny jak Pogoń Szczecin, Śląsk Wrocław, Wisła Płock, Lech Poznań czy chwilowo Cracovia, Piast i Legia. Czy to znaczy, że każda z tych drużyn prezentuje solidny, europejski wręcz poziom? Z całym szacunkiem dla każdego z tych klubów – nie.
Problem ukazuje także tragiczna średnia punktów lidera na rozegrany mecz. W obecnym sezonie w naszym kraju wynosi ona przeważnie około 1,92 punktu na mecz. Obecny lider – Pogoń Szczecin – ma nieco wyższą średnią (1,94 pkt/mecz), lecz i tak jest to jeden z najgorszych wyników w Europie. Obecnie wyprzedzamy jedynie ligę albańską.
Hej @PogonSzczecin 👋 Dawno się tu nie widzieliśmy 🥇😜 pic.twitter.com/B1LIZNPSSn
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) December 8, 2019
Kolejnym niechlubnym przykładem może być sytuacja, gdy po 13 kolejkach ówczesny lider – Wisła Płock – posiadała zerowy bilans bramek strzelonych w stosunku do goli straconych (19:19). Sytuacja wyglądała nieco absurdalnie. To wszystko ukazuje niestety słabość naszych czołowych drużyn. Ciężko nie dostrzec także faktu, że obecnie dziesiąte w tabeli Zagłębie Lubin traci do liderującej Pogoni Szczecin zaledwie dziesięć punktów. Teoretycznie istnieje taka szansa, że po 30 kolejkach Miedziowi znajdą się jeszcze na fotelu lidera. Czemu nie – wszystko w naszej lidze jest możliwe.
Jakieś plusy?
Patrząc na całą sytuację z lekkim przymrużeniem oka, można dojść do wniosku, że wyrównana liga to znacznie więcej emocji. I w tym elemencie całej piłkarskiej układanki można doszukać się pozytywu. W naszej ekstraklasie nie brakuje też chwilowych przebłysków, pięknych bramek czy porywających spotkań. Problemem jest to, że jedna czy też kilka jaskółek wiosny od razu nie czyni.
Słychać głosy osób odpowiedzialnych za PKO Ekstraklasę, że nasza liga zmierza w dobrym kierunku. Finansowo z pewnością widać progres. Ważne, że zauważono problem ze szkoleniem i wdrożono jego rozwój. Pozytywnym aspektem jest coraz większa ilość młodych zawodników wprowadzanych do poszczególnych zespołów. To wszystko budzi nadzieje na przyszłość.
Prezes Ekstraklasy S.A. Marcin Animucki: "Zwiększamy finansowanie rozwoju szkolenia w klubach, bo dzięki temu procesowi możemy wskoczyć na wyższy poziom sportowy na tle Europy"@grajmy_razem @PKOBP pic.twitter.com/HstRaDkZai
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) September 9, 2019
Wszyscy kibice z pewnością liczą na poprawę jakości w naszej rodzimej piłce. Pytanie tylko kiedy ona nastąpi? Dwudzieste siódme miejsce w rankingu lig europejskich budzi trwogę i nie pozwala na bierne przyglądanie się rzeczywistości. Oby prawdą było, że wszystko zmierza ku dobremu. Fakty i statystyki boiskowe nie ukazują tej poprawy, ale być może w końcu wszystko ruszy ku dobremu. Potrzebujemy jednak nie małych kroczków, a solidnego skoku, by po sezonie nie narażać się na ponowne porażki z drużynami z Litwy czy trudności w pokonywaniu innych drużyn z teoretycznie najsłabszych lig europejskich. Stać nas na zdecydowanie więcej!
Oby w przyszłości wyrównana liga (o ile takowa będzie) świadczyła wyłącznie o jej sile, a nie o problemach i bolączkach. Fakty przemawiają jednak za tym, że ciężko w zmieniających się liderach i sinusoidzie zwycięstw i porażek dopatrywać się czegoś ponadprzeciętnego. Obecną sytuację najlepiej ocenimy po zakończonym sezonie. Wtedy przyjdzie czas ponownego podejścia do bram Europy i pełnej weryfikacji siły naszej ekstraklasy.