W ostatnich latach uznawaliśmy Borussię za zespół, który ładnie gra, ale nic ważnego nie wygrywa. W obecnych rozgrywkach decydujące starcia również kończą się niepowodzeniem, a co gorsza, zniknęła efektowna gra ze słabszymi rywalami. To już nie jest słynny heavy metal jak za Klopa. Borussia Dortmund nie zachwyca jak dawniej, za to jest skuteczna, co wpływa na dobrą lokatę w ligowej tabeli, ale pytanie na jak długo.
Jeśli ktoś spojrzy na tabelę po pięciu kolejkach i zobaczy zespół Favre’a z identyczną liczbą punktów co Bayern, to pomyśli: jest dobrze. A jeśli do tego dodamy fakt, że stracił cztery razy mniej goli niż Bawarczycy, to już w ogóle możemy odtrąbić idealny start „Żółto-czarnych”.
Tak jednak nie jest. Dotychczas gracze z Westfalii rozegrali dwa mecze z wymagającymi rywalami i po obu schodzili z boiska z opuszczonymi głowami. Trudno obwiniać kogoś o porażkę z Bayernem. Ale jeśli przegrywasz z nim trzy ostatnie spotkania, a co sezon mówisz, że chcesz powalczyć z nim o mistrzostwo, to coś jest nie tak.
Falstart w Champions League
Ale zostawmy Bayern. To obecnie zespół, który gra w innej, swojej własnej lidze. Tylko kataklizm mógłby odebrać mu mistrzostwo Niemiec. Problem, i to duży, powstał po zeszłotygodniowej porażce z Lazio, czyli zespołem – jakkolwiek patrzeć – słabszym od Dortmundu. Ktoś powie: jakie to ma znaczenie, skoro i tak wyjdzie z tej grupy, bo trudno z perspektywy Niemców było wymarzyć sobie lepszy zestaw grupowy. Lazio to zdecydowanie najmocniejszy konkurent.
𝐁𝐀𝐍𝐆! 💥 @ErlingHaaland has scored 12 goals in his last 11 games in all competitions 👏👏👏#UCL | @BVB pic.twitter.com/KwSYEPDq85
— UEFA Champions League (@ChampionsLeague) October 28, 2020
I pewnie tak będzie. Bo trudno sobie wyobrazić, by ta Borussia nie okazała się lepsza od Zenitu czy też Brugge. Jednak to ważny sygnał ostrzegawczy, którego nie należy lekceważyć. Występ na Stadio Olimpico był tragiczny, a przecież palców u obu rąk nam by zabrakło, by wymienić lepsze zespoły od drużyny Simone Inzaghiego. Co będzie, gdy dojdzie do rywalizacji z nią?
Wspominaliśmy już ostatnie mecze z Bayernem. Szczególnie ważny był ten rozgrywany późną wiosną, po restarcie Bundesligi. Wtedy wydawało się, że wszystko stoi otworem przed zespołem Favre’a, a koniec końców skończyło się jak zawsze. Ale podobnie było i w ubiegłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Tam też, gdy dochodziło do starć z takimi rywalami jak Barcelona czy PSG, kończyło się na marzeniach.
Już nie heavy metal
Borussia nie gra przekonująco. Nawet gdy wygrywa wysoko jak z Schalke czy Freiburgiem, to zawsze jest jakieś ale. Bo rywal był nie w formie, bo nie grali tak przez 90 minut, bo z takim rywalem tak trzeba.
Mimo wszystko trudno czepiać się liczby goli zdobywanych przez zespół z Westfalii. Po pięciu kolejkach ma 11 trafień. Co prawda Bayern ma dwa razy tyle, ale Bayern to Bayern.
Większym problemem jest nierówna forma dortmundczyków podczas jednego spotkania. Często nie stać ich na dobrą grę przynajmniej przez 75 minut. Są też spotkania jak te z Hoffenheim, w któym Borussia Dortmund strzela gola po praktycznie jedynej dobrej akcji w meczu.
Ktoś powie: czepianie się na siłę, ważne, że wygrywa. Poniekąd prawda, ale tęsknimy za tą Borussią Dortmund, która nam imponowała w każdym kontekście. Oczywiście nie jest tak, że ona już w ogóle nie zachwyca. Tylko tych momentów jest zwyczajnie mniej.
Favre to nie Klop
Pozycja Luciana Favre’a to jedna z najbardziej niepewnych w całej Bundeslidze. Już przed sezonem spekulowano, czy jest sens zostawienia Szwajcara na kolejną kampanię. Trudno nie chwalić go za wprowadzanie młodzieży do zespołu, umiejętne zarządzanie szatnią i treningami. Ale jak przychodzi do ważnych spotkań, to Favre nie pomaga, brakuje mu genu zwycięzcy.
Wiele osób twierdzi, że to świetny szkoleniowiec, ale nie na tak wielki klub jak Borussia Dortmund. Ta dyskusja oczywiście ożywia się po kolejnych niepowodzeniach. Jednak fotel trenera na Signal Iduna Park zawsze będzie parzył po kimś takim jak Juergen Klop. Przekonali się o tym w ostatnim czasie Tomas Tuchel, Peter Bosz i Peter Stoger.
12 months ago, Jude Bellingham was in a relegation battle in the second division of English football. Today, he could play for Borussia Dortmund in the Champions League. What a story. 🤩 pic.twitter.com/ULzpMKaDuD
— james 🐝 (@BorusseJames) October 20, 2020
Obecnie prym w zespole wiodą nastolatkowie. Ich rola jest coraz większa, co wszystkich bardzo cieszy. Jednak nie jest to do końca scenariusz bez wad. Wiadomo, że u młodych graczy forma faluje i nawet jeśli do końca nie widać tego po młodych wilczkach z Dortmundu, to i tak trudno oczekiwać od nich, by byli przywódcami drużyny. A takowych brakuje.
Najpoważniejszymi kandydatami do tej roli są Reus, Humels czy Can. Jednak ich charakter nie do końca sprzyja do pełnienia tej funkcji. Patrząc na Borussię Dortmund, odnoszę wrażenie, że po prostu brakuje jej typowego krzykacza, który będzie umiał zabrać głos, kiedy to będzie potrzebne.
Na pewno nie są takowymi piłkarze wymienieni w poprzednim akapicie. I może wcale nie powinno nas to zaskakiwać. Bo patrząc nawet na naszego Łukasza Piszczka, który jest tam bardzo szanowany i zasłużony, trudno nazwać go przywódcą. Łukasz to oaza spokoju i pracowitości i może właśnie taką charakterystyką kierują się klubowi skauci, wybierając piłkarzy do BVB.
***
Another European night in Dortmund 🌌
🆚 Zenit
🏆 UCL
🗓 10/28/20
⏰ 4:00 PM ET / 20:00 GMT / 21:00 CET
📍 Dortmund pic.twitter.com/wbWRM5aBWv— Borussia Dortmund (@BlackYellow) October 27, 2020
Największym kapitałem zespołu są młode talenty. O umiejętnościach Sancho, Haalanda czy Reyny nikogo przekonywać już nie trzeba. Do nich dołączają już kolejni, jak Bellingham czy Morey. To właśnie ich zasługa, że taki gracz jak Marco Reus często musi usiąść na ławce. Borussia Dortmund za chwilę zgarnie za nich ogromne miliony. To jednak nas kompletnie nie dziwi, tak samo jak pusta gablota w ostatnich sezonach na Signal Iduna Park.