Parafrazując słowa Romana Kołtonia, stwierdzamy, że Polska środkowymi obrońcami stoi. To, jak gładko przebiega wymiana pokoleniowa w kadrze na tej pozycji, zasługuje na uznanie. Młodzi zawodnicy, którzy często czekają jeszcze na debiut w dorosłej reprezentacji, mają się od kogo uczyć, a ci bardziej doświadczeni oddają pole naprawdę zdolnym chłopakom.
Stosunkowo niedawno, bo podczas eliminacji do Euro 2016 we Francji, defensorami byli Kamil Glik, Łukasz Szukała, Michał Pazdan i Thiago Cionek. W tamtym czasie byli to przedstawiciele kolejno Torino, Steauy Bukareszt/Al-Ittihad, Legii Warszawa i Modeny. Powiedzmy sobie szczerze, szału nie ma, wiadomo czego nie urywa. Oczywiście duet Glik – Pazdan podczas mistrzostw Europy się obronił. Jednak mało kto pamięta, że jeszcze przed turniejem naród panikował na myśl, że obok kapitana Torino występować ma zawodnik Legii.
Ktoś zaraz zarzuci, że przecież Southampton, Cagliari czy Górnik Zabrze, a wkrótce Heerenveen to też nie jest światowy top. Zgoda, oprócz „Świętych” te kluby wcale nie odbiegają tak bardzo poziomem od Steauy i Torino. Różnica polega tu jednak na potencjale nie drużyn, ale samych zawodników. Szukała, Pazdan i Cionek w momencie, gdy stanowili o sile defensywy reprezentacji Polski, mieli już po 30 lat. Wiadomo było, że szczyt swoich umiejętności zaraz zostanie przez nich osiągnięty. Natomiast Bednarek, Bochniewicz i Walukiewicz stoją nadal na początku swojej przygody, co pozwala wierzyć, że będą się regularnie rozwijać i z czasem zamienią swoje kluby na coraz lepsze.
Mistrz i uczeń
W tej kadrze fajne jest to, że na jednego Glika przypada dwóch młodych zawodników. Po prostu ma kto takiego Walukiewicza czy Bochniewicza wprowadzać do drużyny, bo jeśli od kogoś brać przykład, to właśnie od byłego gracza Monaco. Tak powinien funkcjonować każdy zdrowy organizm. Przekazując zdobytą na przestrzeni lat wiedzę i umiejętności, zapewnia dobrą przyszłość reprezentacji Polski.
Jeszcze parę lat temu trochę nam tego brakowało. Spowodowane to było pewnym przestojem. Adam Nawałka swego czasu próbował Jarosława Jacha w kadrze. Niestety, jak wiadomo, trochę przez złe wybory transferowe, ale też braki w umiejętnościach nie zaistniał on w reprezentacji na dłużej. Oprócz byłego gracza Zagłębia Lubin trudno było znaleźć potencjalnie dobrego kandydata. Jeszcze w tamtym czasie Janek Bednarek miał problemy z regularną grą w Premier League, co skutkowało różnymi eksperymentami na środku obrony. Jednym z nich było próbowanie Łukasza Piszczka na pozycji półprawego obrońcy w systemie z trójką defensorów.
Na szczęście te czasy już za nami. Selekcjoner Jerzy Brzęczek ma lekki kłopot bogactwa na tej pozycji, a doświadczeni Kamil Glik i Artur Jędrzejczyk będą przez najbliższy czas odpowiedzialni za pomaganiem młodszym kolegom. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, przez najbliższe 10 lat będziemy mogli zapomnieć o problemach ze środkiem obrony.
Święty, Święty, Święty…
Jan Bednarek ma za sobą rozegrany pełny sezon w najtrudniejsze lidze świata. O niego już chyba nie trzeba się martwić, prowadzi swoją karierę wzorowo. Kiedyś odstawiany w Górniku Łęczna, teraz podstawowy obrońca w lidze angielskiej. W Southampton mierzy się przeciw absolutnej czołówce światowej. Zatrzymywał już Harry’ego Kane’a, Raheema Sterlinga czy Aubameyanga.
Jan Bednarek vs Manchester City:
– czyste konto
– 15 interwencji (!!!!)
– dwa odbiory
– 3/5 wygranych pojedynkow
– dwa przechwyty
– dwa zablokowane strzałyKlasa, proszę państwa. Czas na kolejny krok.
— Dominik Klekowski (@DKlekowski) July 5, 2020
Początki były trudne, w premierowym sezonie nie mógł się przebić do pierwszego składu, ale zmiana trenera otworzyła mu drogę do gry. Już w debiucie mocno przywitał się z kibicami, strzelając gola przeciwko Chelsea Londyn. Długo czekał na szansę, ale jak już wszedł do wyjściowej jedenastki, to nie oddał miejsca nikomu do końca sezonu. Skutkowało to powołaniem na mundial w Rosji i każde kolejne zgrupowanie.
64 występy w Premier League, 21 w dorosłej reprezentacji. Tutaj nie mówimy już o młodym zawodniku, którego trzeba wprowadzać do drużyny, tylko o kadrowiczu pełną gębą. To właśnie w nim upatruje się najczęściej następcy Kamila Glika. Już teraz mówi się zainteresowaniu, które przejawiają kluby tzw. Big Six. Naturalny wydaje się w przyszłości transfer do Liverpoolu i pójście w ślady Virgila Van Dijka. Oby!
Elektryczna gitara
Młody, wysoki, silny i co najważniejsze, już nie taki elektryczny. Sebastian Walukiewicz, jeszcze niedawno podszczypywany przez Czesława Michniewicza, który nazywał jego duet z Janem Sobocińskim mianem „Elektrycznych gitar”, został oficjalnie odłączony od prądu. Już nie porazi. Pierwsze dwa mecze w Serie A zagrał na Cristiano Ronaldo i Romelu Lukaku. Tutaj nie było miejsca na żadną rozstrojoną strunę.
Kowal: – Nie wiem, Sobociński wziął przed meczem dwie paczki Aviomarinu?
Roki: – Czesław Michniewicz mówi chyba na ten duet “Elektryczne Gitary”. Problemem jest to, że nie bardzo jest kim Walukiewicza i Sobocińsiego zastąpić. #StanFutbolu— Weszło! (@WeszloCom) November 16, 2019
Bliźniaczo podobna sytuacja do tej, w której znajdował się Jan Bednarek podczas pierwszego sezonu w Anglii. Długo musiał czekać, aż dostanie szansę w Cagliari, ale jak już się udało wskoczyć do składu, to wywalczył sobie w miarę regularne występy. W wieku zaledwie 20 lat ma za sobą bardzo udaną końcówkę sezonu w lidze włoskiej. Zagrał łącznie 14 meczów. Biorąc pod uwagę perspektywę regularnej gry w przyszłym sezonie, stwierdzamy, że rośnie nam kolejny bardzo solidny obrońca.
Przedstawiciele „Fusów”
Artur Jędrzejczyk i Paweł Bochniewicz to środkowi obrońcy występujący w polskiej ekstraklasie, na których zdecydował się selekcjoner. W przypadku obrońcy Górnika Zabrze na pewno nie mamy do czynienia z tak dużym talentem jak u Walukiewicza, ale właśnie dogaduje on transfer do ligi holenderskiej, więc czemu mamy mu odmawiać regularnych występów i solidności. Eredivisie wydaje się dobrym wyborem dla wciąż w miarę młodego obrońcy.
Już teraz jest prawdziwym filarem defensywy zabrzan. Między innymi dzięki jego dobrej postawie Górnik jest aktualnym liderem PKO Ekstraklasy. Oprócz solidnych występów w defensywie, mimo że mamy dopiero początek sezonu, „Bochen” może pochwalić się już dwiema bramkami zdobytymi z główki po rzucie rożnym. Powołanie należało mu się jak psu buda, bo przecież jak nie teraz, to kiedy?
Skoro już o fusach mowa, warto pamiętać o tych pukających do drzwi kadry. Reprezentacyjny kolega z kadry U-21 Mateusz Wieteska, mimo że ostatnio spuścił trochę z tonu, wciąż jest rozpatrywany jako przyszły kadrowicz. W końcu to on stał wyżej w hierachii i zaliczył więcej występów na ubiegłorocznym Euro.
Duży wybór
W środkowych obrońcach Jerzy Brzęczek naprawdę może przebierać jak na sklepowych półkach świeżo po dostawie towaru. Oprócz powołanych zawodników jest wielu utalentowanych, którzy wciąż czekają na szansę lub chcą wrócić do kadry. Poza wyżej wymienionym Wieteską w kolejce czekają Jan Sobociński, Marcin Kamiński czy może Krystian Bielik, którego zawsze awaryjnie można ustawić na tej pozycji.
Może i gracz ŁKS-u nie ma za sobą udanego sezonu, ale jeszcze niedawno mówiło się o zainteresowaniu różnych klubów zagranicznych. Do tego wciąż jest powoływany do kadry U-21 przez Czesława Michniewicza, więc nadzieję nadal można z nim wiązać. Marcin Kamiński natomiast wrócił po kontuzji i zaczął grać regularnie w VfB Stuttgart. Wywalczył awans do Bundesligi i ma wciąż dopiero 28 lat. Jeśli tylko zdrowie pozwoli, będzie na pewno realnie rozpatrywany przez selekcjonera.
Krystian Bielik już debiut u Brzęczka zaliczył. Przez zerwanie więzadła krzyżowego nie jest teraz brany pod uwagę, ale gdy wróci do pełni sił, na pewno dostanie swoją szansę. On akurat jest jednym z tych wygranych całej pandemii, ponieważ dzięki decyzji o przełożeniu mistrzostw Europy na 2021 nie stracił wielkiej imprezy.