Znane powiedzenie mówi, że historia lubi się powtarzać. Ktoś inny stwierdzi, że to nie kwestia historii, lecz ludzi, którzy uwielbiają ją powielać. I rzeczywiście, spoglądając na polską piłkę trudno nie odnieść wrażenia, że jest sporo racji w tym drugim stwierdzeniu. Lata mijają, a narodową cechą Polaków pozostaje...brak umiejętności wyciągania wniosków.
Często na konferencjach prasowych słychać masę formułek o analizach błędów, poszukiwaniu konkluzji. Niestety, słowa te nierzadko okazują się tylko pustymi słowami. Z tej okazji pora na serię tekstów, w których powrócimy do różnych wydarzeń mających miejsce w polskiej piłce na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat i sezonów. Dlaczego taki przedział? Z jednej strony trochę czasu już minęło od 2010 roku, z drugiej zaś są to rzeczy zupełnie nieodległe, tak jakby przed chwilą minęły. Człowiek często się łapie na tym, że nie dostrzega jak szybko czas biegnie, a niektóre historie traktuje, jakby „wydarzyły się wczoraj”.
Sierpień 2010
Kiedy zacząć ligę?
W sierpniu 2010 roku gościem magazynu Liga+Extra był ówczesny trener Ruchu Chorzów – Waldemar Fornalik. Gość był zapewne nieprzypadkowy, ponieważ parę tygodni wcześniej „Niebiescy” odpadli w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Europy po dwumeczu z Austrią Wiedeń.
W drugiej połowie sierpnia na cztery kluby oddelegowane do rywalizacji w Europie tylko Lech Poznań był wówczas jedynym zespołem w dalszym ciągu walczącym o kontynuację swojej przygody z pucharami. Wisła Kraków skompromitowała się w dwumeczu z Karabachem Agdam (wtedy jeszcze uznawanym za piłkarski zaścianek). Jagiellonia Białystok również odpadła po walce Arisem Saloniki. Ruch Chorzów zdołał dotrzeć do trzeciej rundy, lecz w starciu z Austriakami zespół Fornalika był już jak dzieci we mgle. A Lech? Kolejorz miał do rozegrania jeszcze dwumecz z Dnipro o fazę grupową Ligi Europy, lecz wcześniej ekipa Jacka Zielińskiego nie była w stanie poradzić sobie ze Spartą Praga w dwumeczu.
Materiał do analizy na antenie programu był zatem dość spory. Wtedy jeszcze mało kto przypuszczał, że przed nami wyjątkowo chude lata dla całej ligi. Tym ciekawiej cofnąć się na chwilę do tamtej dyskusji i przejrzeć niektóre komentarze.
– Powoli staje się problem przygotowania drużyn do gry w europejskich pucharach, dlaczego dopiero w sierpniu Lech zdołał odpalić? – dopytywał również goszczący w studiu Antoni Bugajski z Przegladu Sportowego.
– Już Panu odpowiem, nie mógł odpalić miesiąc temu. Jeżeli się przygotowuje trzy tygodnie do pierwszego meczu – są to mecze grane po 90 minut – normalnie drużyny się przygotowują te trzy tygodnie, gramy sparingi po 45 minut. Ja już nie mówię o przygotowaniu motorycznym, ale takim, że nie ma możliwości taktycznego ustawienia zespołu w jakieś innej konfiguracji tylko trzeba grać najlepszy składem, jakim się da – tłumaczył trener Fornalik.
***
– Austriacy są lepszym zespołem i byli po trzech kolejkach ligowych, my przed kolejkami ligowymi – kontynuował szkoleniowiec Ruchu.
– Może powinniśmy wcześniej ligę zaczynać? – zapytał ponownie Antoni Bugajski
– To jest jakiś pomysł, by ligę zacząć wcześniej – odparł trener Fornalik.
Hasło o przesunięciu startu ligi kilka tygodni wcześniej już pojawiło się w przestrzeni publicznej. Trudno się temu szczególnie dziwić skoro w 2010 roku sezon wystartował 6 sierpnia, a już trzy kluby były poza Europą. Ktoś musiał szukać przyczyny w tym aspekcie. Skoro zaś uwagę na to zwracał również jeden z bardziej szanowanych trenerów, można było zakładać, że zostaną podjęte pewne decyzje. Do reformy ESA37 rozgrywki startowały jeszcze w następujących terminach:
Sezon 2010/2011 – 6 sierpnia
Sezon 2011/2012 – 30 lipca
Sezon 2012/2013 – 17 sierpnia (!!!)
Wyciągamy wnioski
Od tamtych słów minęło już prawie 10 lat. Reformę ESA 37 przeprowadzono w 2013 roku, od tamtej pory sezon ligowy rozpoczyna się mniej więcej w trzecim tygodniu lipca. Czy za tymi zmianami poszła jakoś szczególnie jakość? Czy polskie kluby nagle wystrzeliły w europejskich pucharach? Nie będzie szczególnie trudne udzielenie odpowiedzi na te pytania.
Co zaś się tyczy trenera Fornalika, wymowne są słowa wypowiedziane przez szkoleniowca aktualnych mistrzów Polski po odpadnięciu z pucharów w sierpniu 2019 roku. Świeżo po odpadnięciu z eliminacji trener Piasta Gliwice udzielił wywiadu Jakubowi Białkowi z portalu Weszło.com, tutaj jeden fragment:
Kilka lat temu trenerzy mieli wymówkę, że problemy w eliminacjach biorą się z tego, że drużyny nie są w rytmie meczowym. Władze poszły więc na rękę i wyznaczyły start ligi na początek lipca, by drużyny były w rytmie meczowym. Teraz pojawiają się głosy przeciwne: meczów jest zbyt dużo, więc stąd biorą się porażki w eliminacjach.
Nie tylko my w Polsce zauważamy ten problem. Wszyscy się zachłystują, że Real Madryt zdobył trzy razy Ligę Mistrzów. Ale jakim kosztem? Tylko raz zdobył w tym czasie mistrzostwo Hiszpanii i odpadał z Pucharu Króla. Nawet na najwyższym poziomie, mając tak rozbudowane kadry, nie jest łatwo pogodzić poszczególne rozgrywki. Mnie to nie przeszkadza, że zaczynamy eliminacje bez ligi. Potrafiliśmy się przygotować. Nie wystarczyło nam później czasu, by pewne kwestie dopracowywać w treningu.
***
To nie jest tak, że nagle były selekcjoner reprezentacji Polski jest całym winowajcą. Nie on jeden głosił potrzeby zmiany w terminarzu. Chodzi bardziej o szerszą perspektywę. Trenera Fornalika śmiało można określić jednym z najlepszych polskich szkoleniowców. W tym kontekście nie będzie przesadą uznanie jego słów za jakiś punkt odniesienia środowiska.
Niestety, fakty są druzgocące, terminarz na pewno nie jest głównym winowajcą aktualnych występów polskich drużyn. Może być jakimś czynnikiem wpływającym, ale zrzucanie na kalendarz całej odpowiedzialności za porażki w Europie byłoby po prostu kolejnym spłyceniem problemu. Jeszcze jedna statystyka, zielonym kolorem zaznaczyliśmy drużyny, które dotarły aż do wiosny. Niebieskim kolorem podkreśliliśmy sezony, kiedy przynajmniej jedna polska ekipa awansowała do fazy grupowej. Czerwonym kolorem wyróżniliśmy lata, gdy polska piłka zakończyła swoje występy już w sierpniu.
Na nową dekadę zapowiedziano już zmianę kształtu ligi i wzrost liczby drużyn. Czy przełoży się to na jakość i wyniki w pucharach? Jak zwykle, wnioski wyciągniemy po czasie.
Sierpień 2010
Łomot w Szczecinie
W sierpniu 2010 roku źle się działo również w reprezentacji Polski, która tego lata zagrała jeden z najbardziej dramatycznych spotkań w XXI wieku. Do Szczecina na mecz towarzyski przyjechała rozregulowana i osierocona przez trenera drużyna Kamerunu. Niesprzyjające okoliczności nieszczególnie przeszkodziły jednak naszym rywalom w osiągnięciu imponującego zwycięstwa. Polacy zostali zdemolowani (0-3), a wokół selekcjonera Franciszka Smudy pojawiły się rzekomo czarne chmury.
Kadrę słusznie krytykowano za brak pomysłu na grę w ataku, chaos przy stałych fragmentach gry i dziwne decyzje personalne szkoleniowca. Pojawiły się również zapytania, czy aby na pewno trener Smuda dotrwa do pierwszego gwizdka na Euro 2012. Niestety, sam zainteresowany już wówczas nie miał sobie nic szczególnego do zarzucenia. Niektórzy zaczęli promować pomysł o „trenerze awaryjnym”, a wśród kandydatów upatrywano nawet Jerzego Engela czy Pawła Janasa. Sam Smuda zresztą na jednej z konferencji prasowych wspomniał o tajemniczym szkoleniowcu, który czyha na jego miejsce.
Do zmiany jednak nie doszło. Ostatecznie miesiące minęły, gra reprezentacji wcale się nie poprawiły, a masa dziennikarzy zaczęła żyć nadzieją, że kadrę na Euro 2012 zbawi „trójka z Dortmundu”. Jak wyszło? Wiemy.
Wyciągamy wnioski
Jeżeli drużyna gra od kilku miesięcy źle i progresu nie widać to nie ma co liczyć na cuda. Nieważne, kto je czyni.