Ogromne emocje, walka do ostatniej minuty, efektowne akcje i grad bramek – te kilka słów idealnie opisuje to, co dzieje się każdego tygodnia w angielskiej Premier League. Po dwóch tygodniach przerwy, spowodowanej spotkaniami reprezentacyjnymi, czeka nas oczekiwany powrót na brytyjskie boiska. Już w sobotę na ekranach telewizorów i komputerów oraz – wreszcie! – na wspaniałych stadionach kibice z całego świata będą mogli obejrzeć wyśmienite widowiska w wydaniu angielskich piłkarzy.
Futbolowa gorączka rozpocznie się już w sobotę o godzinie 13:45 czasu polskiego, kiedy to beniaminek z Norwich podejmie na Carrow Road stołeczny Arsenal. „Kanarki” bardzo udanie weszły w sezon na poziomie ekstraklasy, gromadząc do tej pory 13 oczek. Główną postacią beniaminka wydaje się Anthony Pilkington, który w każdym meczu napędza ofensywę swojego zespołu. Wygląda na to, że całkowicie z dołka wyszli już zawodnicy prowadzeni przez Arsene Wengera, którzy po całkowicie nieudanym początku coraz pewniej radzą sobie z kolejnymi rywalami. Wodzem w boju niewątpliwie jest Robin van Persie, zdobywca aż 11 – prawie połowa – bramek, dzięki którym przewodzi w klasyfikacji strzelców. Jutrzejszy pojedynek zapowiada się bardzo ciekawie, gdyż gospodarze w 80% meczów nie przegrali na własnym stadionie! Stawia to ich w naprawdę pozytywnym świetle, zważając na to, że „Kanonierzy” odnieśli tylko jedno – ale za to jakie! – zwycięstwo poza domem, kiedy rozgromili Chelsea i dali sygnał, że nie należy ich przedwcześnie skreślać.
Aż sześć spotkań odbędzie się o godzinie 16:00, więc najwięksi sympatycy Premier League będą mieli twardy orzech do zgryzienia w wyborze najbardziej interesującego meczu. Niewątpliwie każdy z nich zapowiada się nad wyraz ciekawie, jednak na papierze meczem na szczycie będzie bezpośrednia batalia pomiędzy Manchesterem City a Newcastle. Obie drużyny spisują się w tym sezonie powyżej oczekiwań, i o ile nie dziwi wysoka dyspozycja „Obywateli” napakowanych petrodolarami, to ich jutrzejszych rywali jak najbardziej. „Sroki”, które lata świetności mają już dawno za sobą, po 11 spotkaniach wciąż pozostają bez porażki – podobnie zresztą podopieczni Roberto Manciniego. Jakże ciekawie będzie wyglądać rywalizacja dwóch drużyn, które za wszelką cenę będą chciały uniknąć pierwszej ligowej porażki. Najbardziej sprawiedliwym werdyktem byłby podział punktów, jednak taki obrót spraw na pewno nie zadowoli żadnej ze stron. Mecz będzie starciem między zespołem z absolutnie najlepszą ofensywą w lidze a ekipą z najszczelniejszą defensywą. Linia ataku Manchesteru City zdobyła aż 39 bramek, co daje średnią ponad 3,5 bramki na mecz! Gwiazdy w osobach Sergio Aguery, Edina Dżeko, Davida Silvy czy też Mario Balotellego zdobyły razem 28 bramek! Ofensywa Newcastle, choć skromna, opiera się głównie na Dembie Ba. Niezwykle efektownie wygląda defensywa, która straciła dotąd tylko siedem bramek. Bardzo ciekawe jest to, że pomimo różnicy zaledwie dwóch pozycji, „Obywatele” mają aż sześć oczek przewagi nad Newcastle. Jutrzejszym meczem mogą zwiększyć dystans o kolejne trzy oczka lub zmniejszyć go o taką samą liczbę. Zapowiada się szalony show!
Kontrastując, najmniej ciekawym widowiskiem będzie zapewne potyczka pomiędzy Blackburn a Wigan. Warto jednak zauważyć, że w ostatnim meczu między nimi padło aż siedem bramek, a Wigan wygrało 4:3. Obie ekipy okupują dwie ostatnie lokaty w tabeli i już teraz tracą kilka punktów do zespołów niezagrożonych spadkiem. Przegrany tego meczu będzie miał trudną sytuacją w lidze, gdyż ryzyko utraty miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej na pewno nie wpłynie korzystnie na morale zawodników. Do walki o utrzymanie powraca Bolton, który po katastrofalnym początku rozgromił w poprzedniej kolejce Stoke 5:0. Na pewno boją się gracze West Bromwich, którzy w 11 spotkaniach zdobyli tylko osiem bramek – w tym cztery po asystach Chrisa Brunta – i znajdują się na 14. miejscu. Czy będą w stanie ujarzmić powolnie napędzającą się lokomotywę „Kłusaków” dowodzoną przez Ivana Klasnicia, która w aż ośmiu kolejkach nie zdobyła żadnego punktu? Mimo początkowej słabej gry Boltonu, nie można mu odmówić skuteczności. Podopieczny Owena Coyle’a zdobyli do tej pory aż 18 bramek i na pewno będą chcieli poprawić swój dorobek. Warto też zwrócić uwagę, że ostatnia wygrana WBA nad „Kłusakami” była w 2004 roku, kiedy to padł wynik 2:1 dla „The Baggies”.
Ogromnym rozczarowaniem obecnej kampanii jest postawa Evertonu, który co prawda rozegrał jedno spotkanie mniej, ale zajmuje jedną pozycję ponad strefą spadkową! Na pewno po części spowodowane jest to odejściem Mikela Artety i brakiem funduszy na nowych zawodników. Funkcję lidera przejął Tim Cahill, jednak nie prezentuje już takiej formy jak dawniej. Renomowanej drużynie nie wypada osiągać tak słabych rezultatów. Powoli z dołka wychodzą jutrzejsi przeciwnicy z Wolverhampton, jednak nie znajdują się jeszcze na bezpiecznej lokacie. Są na 13. miejscu, ale mają zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Najlepszym strzelcem jest Steven Fletcher, jednak trzy bramki w 11 kolejkach nie powalają na kolana. Miejmy nadzieję, że mimo wszystko obejrzymy ciekawe widowisko.
Dwie drużyny mają w tabeli po 12 punktów. Są to drwale ze Stoke i beniaminek z QPR. Obie drużyny stoczą bezpośredni pojedynek, który będzie pierwszym od 2008 roku. Gospodarze muszą pogodzić walkę na kilku frontach, gdyż z powodzeniem toczą również bój w Lidze Europy. Na chwilę obecną nie ma w ich ekipie wiodącej postaci, jednak najbliższy ideałowi wydaje się Jonatan Walters, do którego należą trzy bramki z ośmiu zdobytych przez jego zespół. W QPR najczęściej strzela Helguson, ale teoretycznie liderem powinien być Adel Taarabt. Marokańczyk nie ma już takiej kondycji, jaką zaskakiwał na poziomie Championship, kiedy zwrócił na siebie uwagę czołowych klubów.
Fulham i Sunderland nie prezentują oczekiwanej formy, zajmują bowiem 15. i 16. lokatę. Obie drużyny odniosły po dwa zwycięstwa w obecnej kampanii, co jest dosyć wstydliwym rezultatem. „Czarne Koty” dorobiły się w tym sezonie kilku indywidualności. Trzy bramki i kilka cennych asyst znajduje się na koncie Sebastiana Larssona, który jest świetnym egzekutorem stałych fragmentów gry. Oprócz niego uwagę zwracają Sessegnon oraz Bendtner. W Fulham zaś najlepiej spisują się Bobby Zamora, Clint Dempsey i Andy Johnson, mający po trzy bramki. Pewną przewagę psychologiczną będą mieli zawodnicy z Londynu, którzy w poprzednim meczu na Stadium of Light wygrali aż 3:0.
Sobotnim deserem będzie pojedynek Swansea i Manchesteru United, który odbędzie się o godzinie 20:45 czasu polskiego. Ostatni raz obie ekipy spotkały się ze sobą w 1983 roku! „Czerwone Diabły” zwyciężyły 2:1. Walijski kopciuszek całkiem nieźle sobie radzi w obecnym sezonie Premier League, co jest głównie zasługą świetnie broniącego Vorma (pięć razy czyste konto) oraz potencjału ofensywnego w postaciach Danny’ego Grahama i Scotta Sinclaira, którzy łącznie zdobyli siedem bramek. Wynik ten jest jednak niczym w porównaniu z dorobkiem Rooneya, który samodzielnie zaliczył aż dziewięć trafień. Podopieczni sir Aleksa Fergusona przegrali jak dotąd tylko raz, ale bardzo boleśnie, bo w derbach z największym rywalem. Zapowiada się bardzo ciekawe widowisko, które podsumuje nam całą piłkarską sobotę w brytyjskim wydaniu.
Bezapelacyjny hit pozostał na niedzielę, kiedy o godzinie 17:00 na Stamford Bridge odbędzie się mecz pomiędzy Chelsea a Liverpoolem. Swoje miecze skrzyżują dwa zespoły z ogromnym potencjałem, które jednak nie do końca grają tak, jakby chciały. „The Reds” zostali mocno wzmocnieni przez Kenny’ego Dalglisha, ale tylko Charlie Adam prezentuje oczekiwany poziom. Wciąż liderem zespołu pozostaje Luis Suarez, od niego zależy cała ofensywa. W Chelsea szaleje wiecznie młody Lampard, który zdobył aż sześć bramek i kilka ważnych asyst. Powoli rozkręca się młodziutki Daniel Sturridge, coraz bardziej wywierający presję na pierwszym zespole. „The Blues” na pewno będą chcieli się zrewanżować za podwójne upokorzenie, które spotkało ich w zeszłym sezonie, kiedy przegrali oba ligowe spotkania z Liverpoolem. Jedno jest pewne: możemy spodziewać się otwartej gry przez całe 90 minut. Fani Liverpoolu otrzymają okazję do wygwizdania Fernando Torresa i Raula Meirelesa, którzy opuścili Anfield Road na rzecz Chelsea. Porażka jednej z dwóch drużyn może się okazać bardzo pomocna dla Arsenalu, jeśli oczywiście ten wygra z Norwich. „Kanonierzy” będą mieli w ten sposób okazję do awansu o co najmniej jedną lokatę.
Ostatni mecz odbędzie się w poniedziałek o 21:00 na White Hart Lane, gdzie Tottenham podejmie Aston Villę. „Koguty” wywierają sporą presję na Wielkiej Czwórce, mają bowiem tyle samo oczek co czwarta Chelsea, a rozegrali dotąd jedno spotkanie mniej. W wielkiej formie znajduje się Rafael van der Vaart, który może jednak opuścić mecz ze względu na kontuzję odniesioną w przerwie reprezentacyjnej. Co innego w szeregach Aston Villi, gdzie dwójka najlepszych strzelców pozostaje w pełnym zdrowiu i świetnej formie. Darren Bent i Gabby Agbonlahor zdobyli po pięć bramek, co stanowi ponad 62% dorobku zespołu. Ostatni raz „The Villans” pokonali Tottenham w 2008 roku, zaś w poprzednim sezonie oba bezpośrednie starcia wygrały „Koguty”. Spotkanie to będzie podsumowaniem weekendu w angielskiej Premier League. Miejmy nadzieję, że najwięksi fani ligi nie przeżyją rozczarowania i jak co tydzień doznają moc wrażeń i emocji na najwyższym poziomie.