Teodorczyk, Drewniak i Linetty jako pierwsi opuszczali szatnie Lecha po meczu z Pogonią. Co ciekawe, żaden z nich nie został zaczepiony przez dziennikarzy w strefie mieszanej. Czekamy na tych doświadczonych, jak Kotorowski czy Wołąkiewicz. Niech oni wytłumaczą przyczyny słabej gry – mówili do siebie poznańscy dziennikarze. Co do powiedzenia po tak niespodziewanym wyniku miał Hubert Wołąkiewicz?
Co stało się w przerwie? W pierwszej połowie zagraliście nieźle.
Nie wiem, co mogło się stać w przerwie spotkania. W pierwszej połowie strzeliliśmy bramkę, wszystko układało się fajnie, zgodnie z założeniami. Potem wyszliśmy na drugą połowę i dostaliśmy dwie bramki w pięć minut po raz kolejny ze stałych fragmentów gry. Nasza gra się popsuła, nie potrafiliśmy wykonać żadnej składnej akcji. Trudno cokolwiek powiedzieć…
Brakowało pomysłu na grę? Ta strata bramki tak bardzo podcięła wam skrzydła?
Jeśli dostaje się dwie bramki w ciągu pięciu minut, to na pewno są różne myśli i taka sytuacja nie pomaga. Jesteśmy jednak zawodowymi piłkarzami i powinniśmy sobie z taką presją radzić. Jak widać, jednak nie sprostaliśmy.
Jakimkolwiek wytłumaczeniem dla tego wyniku jest plaga kontuzji?
Nie chciałbym do tego uciekać. Co przegrywamy spotkanie, to do tego nawiązujemy. Jest nas jedenastu na treningu, ale każdy powinien dawać z siebie maksimum. O wyniku zadecydowały błędy indywidualne i stałe fragmenty gry.
Zaraz gracie następny mecz, po tej przegranej morale nie są najwyższe. Zdążycie je odbudować?
Musimy. Nie ma innego wyjścia, musimy się zebrać sami w sobie. Jutro przeanalizujemy sobie na spokojnie, dlaczego w meczu z Pogonią pokazaliśmy dwa różne oblicza. Przede wszystkim nie możemy tak grać jak dziś w drugiej połowie. Mamy taką kadrę, jaką mamy, ale musimy wygrać. Musimy ciułać punkty i czekać, aż wszyscy wrócą do zdrowia.