Marcin Wodecki ma dziś swój wielki dzień. 22-letni napastnik Górnika Zabrze zdobył obie bramki dla swojego zespołu i zadecydował o zwycięstwie nad mistrzem Polski. Sytuacja Lecha Poznań staje się katastrofalna.
Górnik Zabrze w tym sezonie jest jedną z największych niespodzianek. Postawa podopiecznych Adama Nawałki budzi respekt wśród najsilniejszych zespołów naszej polskiej sceny ligowej. Po pokonaniu PGE GKS-u i Wisły Kraków 1:0 na stadion przy ul. Roosevelta przyjechał Lech Poznań. „Kolejorz” w lidze spisuje się fatalnie i przed meczem zajmował… 14 miejsce w tabeli! Aby dalej myśleć o walce o mistrzostwie, poznaniacy w Zabrzu musieli zdobyć komplet punktów.
Obie drużyny, które niespodziewanie po dziewięciu kolejkach walczą o zupełnie inne cele, w pierwszej połowie stworzyły ciekawe widowisko. W szeregach gospodarzy wyróżnić należy Aleksandra Kwieka, który dwukrotnie był bliski pokonania Buricia. W 6. minucie były pomocnik Wisły Kraków, którą w poprzedniej kolejce ten sam zawodnik pogrążył, po przyjęciu piłki na klatkę piersiową oddał strzał, który trafił w słupek bramki Buricia. Szczęścia pomocnikowi zabrzan brakło też w 32. minucie, kiedy to wywalczywszy piłkę, niemal natychmiast oddał uderzenie, które o centymetry minęło bramkę mistrza Polski. „Kolejorz” nie zdołał sobie stworzyć dogodnej sytuacji bramkowej i wydaje się, że ten blask, którym lechici okryli się po spotkaniach z Juventusem i Salzburgiem, odchodzi w niepamięć. Fatalną dyspozycję gości na ligowym froncie Górnik zdołał obnażyć w końcówce pierwszej odsłony. Po dośrodkowaniu Bembena i zgraniu Przybylskiego piłkę do siatki skierował Marcin Wodecki.
Wydawałoby się, że prowadzenie z mistrzem Polski niejako zepchnie gospodarzy do głębokiej defensywy. Tymczasem Górnik wręcz przeciwnie – kontrolował sytuację, ciągle stwarzając sobie kolejne sytuacje pod bramką „Kolejorza”. W 53. minucie po raz drugi na listę strzelców chciał się wpisać Wodecki, który strzałem zza pola karnego próbował zaskoczyć bramkarza Lecha. Strzelec pierwszej bramki osiem minut później chciał się wcielić w rolę asystenta, jednak strzał Sikorskiego po jego podaniu z wielkimi problemami obronił Burić. W 67. minucie role się odwróciły – sprowadzony z Bayernu napastnik dograł do 22-letniego Wodeckiego, którego strzał w środek bramki fatalnie przepuścił Burić, stawiając swoją drużynę w bardzo trudnej sytuacji. Dziesięć minut później jeszcze większą krzywdę zespołowi ze stolicy Wielkopolski wyrządził Injac, który otrzymawszy drugą żółtą kartkę, musiał opuścić boisko. W ostatniej akcji szansę na dobicie zespołu Jacka Zielińskiego szansę miał Sikorski, który będąc sam na sam, trafił w Buricia, podobnie jak przy próbie dobitki. Jednak to nie był koniec emocji na stadionie przy ul. Roosevelta, gdyż niewiele później za uderzenie Arboledy w twarz Przybylski obejrzał czerwoną kartkę.