Wisła pogrążona w szarości


8 grudnia 2012 Wisła pogrążona w szarości

Wisła. Po erze pełnej sukcesów, wielkich meczach z Lazio, Parmą czy nawet Barceloną, po emocjach, jakie fundowali nam Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski czy Paweł Brożek, spada w przepaść. Staje się szarym, przeciętnym uczestnikiem rozgrywek o nazwie T-Mobile Ekstraklasa. I pozostaje cisza i dziwne zakłopotanie, kiedy publicznie stawia się pytanie: Dlaczego…?


Udostępnij na Udostępnij na

To dobre pytanie. Żeby na nie odpowiedzieć, trzeba cofnąć się parę lat wstecz. Otóż były takie czasy, kiedy właściciela klubu, Bogusława Cupiała, ogarnęła mania Ligi Mistrzów. Początkowo była to bardzo pozytywna mania, która pchała klub ku lepszemu. Jednak mimo najszczerszych chęci zawsze było to pchanie pod górkę. A to losowanie było niekorzystne, a to w ostatniej chwili Panathinaikos pogrzebał marzenia, a to nieporozumienia w drużynie i decyzja o zwolnieniu Petrescu. Na domiar złego przytrafiły się też pucharowe kompromitacje, które mocno wstrząsnęły psychiką właściciela. Sfrustrowany syzyfową pracą prezes przestał zauważać, w jakim kierunku pchają klub jego kolejne decyzje. Zatrudnienie trenerów spoza kraju, którzy mieli zielone światło na wdrożenie prywatnej polityki transferowej, nie wyszło klubowi na dobre. Cupiał był tak sfrustrowany żądzą Ligi Mistrzów, że dał się omamić wizją tych trenerów i przede wszystkim zachłannych menedżerów.

Cwetan Genkow zajmuje się obecnie liczeniem kasy...
Cwetan Genkow zajmuje się obecnie liczeniem kasy… (fot. Agnieszka Skórowska/iGol.pl)

Wisła była zespołem, który zapewniał wysokie standardy. Spośród klubów ekstraklasy była płacowym kominem. Dopóki wyniki były przyzwoite, nikt nie przejmował się wysokością tego komina i z godnym podziwu optymizmem przyjmowano kolejnych piłkarzy z zagranicy, którzy ściągali do Krakowa tabunami. A że taki Dolha odszedł za darmo? Szczegół. A że nie poznano się na talencie Magiery? Drobiazg. W Krakowie panował model, który dawał przewagę takim piłkarzom, jak: Hristu Chiacu, Norbert Varga, Marek Penksa, Alberto Antonio de Paula (kto go jeszcze pamięta?), Branko Radovanović, Dudu Omagbemi, Tomas Jirska, Ilie Cebanu, Michael Thwaite, Jacob Burns, Peter Singlar, Issa Ba, Nourdin Boukhari, Michael Lamey, Kew Jaliens, Serge Branco, Dragan Paljić, Erik Cikos, Milan Jovanić, Ivica Iliev, Andres Rios, Georgi Hristov, Marko Jovanović, Gervasio Nunez, Jan Frederiksen, Romell Quioto, a także: Cleber, Marcelo, Andraz Kirm, Junior Diaz, Maor Melikson, Osman Chavez, Sergiej Parejko, Dudu Biton i w końcu Cwetan Genkow. Spróbujcie teraz wymienić te nazwiska jednym tchem, uprzedzam jednak, że ryzykujecie uduszenie.

Polityka transferowa władz klubu zrobiła z niego tymczasowy przystanek. Nie mowa tu o miejskim dworcu, ale o wiejskim przystanku, który często jest miejscem spotkań szukających rozrywki mieszkańców. Dla wielu z tych piłkarzy Wisła była właśnie takim przystankiem, do którego przyjechali, kopnęli piłkę, zabili trochę czasu, a przy okazji zarobili parę groszy. Wydaje się, że politykę transferową powinna nakreślać jakaś strategia, jakaś myśl, która łączyłaby teraźniejszość z przyszłością. W Wiśle tego zabrakło i z tej przyczyny zrobił się burdel.

Najlepszym przykładem tego burdelu jest sprowadzenie Genkowa. Piłkarz oczywiście wysokiej klasy, strzelający dużo bramek, będący w kwiecie wieku, ale… Właśnie, jedno ale, czy 26-letni piłkarz jest perspektywiczny w lidze polskiej? Uda się go wypromować i sprzedać za lepsze pieniądze? Czy płacenie takiemu piłkarzowi 100 tysięcy złotych miesięcznie to właściwe posunięcie? Dziś Genkow ma 28 lat i wiadomo, że jeśli Wisła gdzieś go w ogóle sprzeda, to będzie to wielkim sukcesem, bo przynajmniej nie będzie obciążał klubowego budżetu. A taki Biton? Ten był perspektywiczny. 23 lata, sporo goli i duży potencjał. W Wiśle był jednak tylko wypożyczony. Jakiś menedżer wpadł na genialny pomysł, że jego klient pogra w Krakowie i zapracuje na lepszy kontrakt w silniejszej lidze. Wisła szczęśliwa, że wpadł im w rękę brylant, zapłaciła jeszcze za to wypożyczenie i wylądowała z ręką w nocniku.

Dziś w nocniku nie wylądowała ręka, tylko głowa Wisły. Okazało się, że po sprzedaniu lub oddaniu wszystkiego, co dobre, pozostali tylko strapiony kontuzjami Garguła, ociężały Chavez i zmęczony nieporadnością kolegów Melikson. Ach tak, jeszcze 33-letni Głowacki, jego rówieśnik Iliev i trzy lata starszy Sobolewski. Reszta sprawia wrażenie szrotu, który był kiedyś markowy.

Można się nad sobą użalać, co zresztą robią władze klubu, miotając się bez celu i zadzierając z kibicami, którzy w tym całym bagnie utrzymują wystającą dłoń klubu na powierzchni, płacąc regularnie za bilety. Jednak zamiast rozpaczać, trzeba zastanowić się, co dalej. Wisła potrzebuje rewolucji, bo jeśli ktoś taki jak Michał Probierz nie potrafi wyciągnąć drużyny z bagna, to chyba nawet święty Piotr tego nie uczyni. Należy rozwiązać kontrakty z przeciętnymi, nie rokującymi na przyszłość zawodnikami i postawić na polską młodzież. Może nie będzie ona lepsza, ale za to bardziej perspektywiczna i kibice przynajmniej będą mogli żyć nadzieją, której teraz nie mają. Zapewnić należy im też dobrego trenera (Kazimierz Moskal?) oraz towarzystwo doświadczonych profesjonalistów (Głowacki, Sobolewski), przy których będą mogli uczyć się futbolowego abecadła. A że potencjał jest, pokazali już Czekaj czy Szewczyk. Oczywiście można się łudzić, że Wisła sprowadzi Traore, Pawłowskiego czy Jankowskiego, ale po pierwsze, czy wyżej wymienieni będą chcieli grać w klubie pogrążonym w szarości, i po drugie, czy znajdzie się jeszcze parę groszy, by zaspokoić ich niemałe oczekiwania finansowe? Ktoś na forum klubowym bardzo trafnie napisał, że takie pogłoski w mediach będą się pojawiać, ale tylko po to, by kibice z większą ochotą kupowali karnety na rundę wiosenną.

Polska jest obecnie dziwnym miejscem. Pozmieniało się bardzo dużo, bo żądzą obecnie menedżerowie. Są tacy, co wyrwą utalentowanego juniora z niższej ligi i kluby z ekstraklasy nie będą miały w czym wybierać, szukając wzmocnień na zapleczu, inni będą się starali wciskać futbolowych inwalidów do pierwszej drużyny. W takich warunkach nie ma innego wyjścia, jak postawić na szkolenie młodzieży. Ale jak to zrobić, kiedy pod tym względem wszyscy są w klubie analfabetami, bo nawet przez myśl im nie przeszło, żeby czymś takim się zająć. Gdyby jednak grała wychowana przez klub utalentowana młodzież, to 12. miejsce w tabeli smakowałoby inaczej.

Artykuł ukazał się na blogu Oddech Futbolu.

Najnowsze