Pierwsze zwycięstwo Wisły Płock w rundzie wiosennej stało się faktem. Rewelacja początku sezonu ostatnio znacznie obniżyła loty, przegrała bowiem pięć spotkań z rzędu, z czego aż trzy z drużynami, które znajdują się w strefie spadkowej. Wczoraj udało jej się przełamać niechlubną passę i nareszcie poczuć smak zwycięstwa. Czy mecz z Wartą Poznań można uznać za przełamanie i początek powrotu do górnych rejonów tabeli, czy jedynie za wypadek przy pracy? Zapraszamy do lektury.
Zaległy mecz drużyn ze środka tabeli, które nie walczą ani o puchary, ani o utrzymanie. Spotkanie o małym poziomie napięcia? Nie do końca. Wszystko za sprawą ostatnich poczynań Wisły Płock. Aby w miarę spokojnie przejść przez sezon w ekstraklasie, należy naprzemiennie wygrywać i przegrywać, czasem dorzucić jakiś remis. Tak jak robi to na przykład Śląsk Wrocław. Czasem coś mu wyjdzie, czasem nie i tak tkwi w przeciętności, ale za to jest stabilnie i unika większych kryzysów.
Wisła Płock, zaczynając sezon od kilku zwycięstw, w dodatku w znakomitym stylu, znacznie pobudziła apetyty kibiców. Oczekiwania wobec klubu automatycznie wzrosły. Wiadome było, że z czasem przyjdzie pierwsza porażka i pierwszy kryzys. O ile klęska z Widzewem Łódź nie popsuła znacząco atmosfery wokół drużyny, o tyle ostatnie wydarzenia jak najbardziej. Po gorszym okresie kilku spotkań wielu kibiców zaczynało łączyć „Nafciarzy” ze spadkiem. Po wczorajszym zwycięstwie nastroje wokół klubu poprawią się, ale na jak długo?
🔚 #WPŁWAR
Pierwsze punkty @WislaPlockSA w 2023 roku! 💪 pic.twitter.com/qgdMkoPecw
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) March 8, 2023
Fakt wygrania meczu istotniejszy od zdobyczy punktowej
To zwycięstwo było Wiśle Płock niesamowicie potrzebne. O ile sytuacja w tabeli nie wygląda wcale najgorzej i w kontekście całego sezonu te trzy punkty mogą okazać się mało istotne, o tyle sam fakt zwyciężenia meczu może mieć zarówno dla zawodników, jak i trenera kluczowe znaczenie. Przede wszystkim wpuści ono trochę świeżego powietrza do siedziby klubu i spowolni medialną nagonkę, która „Nafciarzom” towarzyszy już od porażki z Miedzią Legnica.
Wisła potrzebowała trochę szczęścia i je dostała. Wygrana w tym spotkaniu nie była skutkiem jakichś rewolucji w taktyce czy w wyjściowym składzie. Po prostu w tym dniu „Nafciarzy” ominął pech, który towarzyszył im od początku rundy. Trudno powiedzieć, że spotkanie z Wartą było dobre w ich wykonaniu, bo sam styl zwycięstwa pozostawał wiele do życzenia. Istotne jest jednak to, że indywidualne błędy popełniane przez zawodników Wisły w rundzie wiosennej nagminnie nie przyniosły konsekwencji.
Na czysto! 😌 pic.twitter.com/ChPmEnnufl
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) March 8, 2023
Wisła Płock 1:0 Warta Poznań
Co do samego meczu, to trudno nazwać go porywającym. Zwłaszcza w pierwszych 45 minutach. Poziom samego spotkania był adekwatny do warunków, jakie panowały na obiekcie, jak i do samej murawy, ale od początku. Pierwszy kwadrans można określić słowem „marazm”. Nie działo się kompletnie nic, podopieczni trenera Szulczka czekali na ruch „Nafciarzy”, a ci bali się go wykonać. Widać było, że priorytetem dla drużyny z Płocka było niestracenie bramki w całej pierwszej połowie. Odbiło się to jednak na skuteczności i liczebności akcji ofensywnych.
Dopiero w 24 minucie spotkania Rafał Wolski pierwszy raz poważniej zagroził bramce strzeżonej przez Adriana Lisa. Bramkarza gości w tamtej sytuacji wyręczył jednak Robert Ivanov. Poza tym ze strony Wisły mieliśmy jeszcze jeden strzał Dominika Furmana spoza pola karnego, z którym bez większych problemów poradził sobie 30-letni bramkarz. Warta także miała kilka pojedynczych sytuacji, ale zawsze czegoś jej brakowało. A to dokładności, a to ostatniego podania, a to lepszego wykończenia. Ostatecznie na tablicy po pierwszych 45 minutach widniał bezbramkowy remis.
Obraz spotkania nieco zmienił się po przerwie. Warta Poznań po dość udanej pierwszej połowie lekko obniżyła loty i nie wyrzekła się błędów indywidualnych. Jeden z nich wykorzystał dobrze dysponowany tego dnia Dominik Furman, który odebrał piłkę w środku polu i zagrał idealne podanie do wychodzącego sam na sam Mateusza Szwocha. Były gracz Legii Warszawa dopełnił tylko formalności. To trafienie było tylko początkiem problemów warciarzy w tamtym spotkaniu. Już kilka minut później z boiska wyleciał Niilo Maenpaa, który potrzebował raptem dwóch minut, by otrzymać dwie żółte kartki.
💥 Trafienie na wagę pierwszego zwycięstwa w 2023 roku zanotował Mateusz Szwoch! ⚽
🎥 Skrót #WPŁWAR 👉 https://t.co/FBlobWlXYR pic.twitter.com/tbs23IB6bN
— Wisła Płock (@WislaPlockSA) March 8, 2023
Chwilę później dobrą okazję do zdobycia gola miał jeszcze Bartosz Śpiączka, ale strzał napastnika zdołał zablokować Konrad Matuszewski. W kolejnych minutach Wisła nieco się cofnęła i oddała osłabionej Warcie inicjatywę. Pod koniec swoje sytuacje mieli jedni i drudzy. Robert Ivanov nie wykorzystał błędu Krzysztofa Kamińskiego i trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pustą bramkę. Dogodną sytuację zmarnował Jacek Kiełb, a Wisła nie potrafiła strzelić bramki, przeprowadzając kontratak trzech na jednego. Mecz dwóch połów, druga zdecydowanie ciekawsza od pierwszej. O tym, czy Wisła zdoła podtrzymać dobrą passę, przekonamy się już w następny poniedziałek, kiedy podejmie na swoim stadionie Widzew Łódź.