Trenerska karuzela kręci się w najlepsze. Ale to nic dziwnego, idzie zima, trzeba się jakoś rozgrzać. W ostatnich dniach byliśmy świadkami kilku dość spektakularnych zwolnień i jeszcze bardziej spektakularnych zatrudnień. Co łączy Kraków i Gdańsk? Na pewno nie autostrada, ale chora polityka wobec trenerów z pewnością.
… a dołem Wisła płynie
„Biała Gwiazda” trzyma się mistrzowskiej ósemki jak tonący brzytwy. W momencie, gdy poniosła klęskę w meczu z Cracovią, stanęła nad przepaścią. Dzień później prezes Cupiał zadecydował, że Wisła wykona krok w przód i zwolnił trenera Kazimierza Moskala. Decyzja o tyle dziwna, że do końca rundy pozostawały cztery kolejki. Na dobrą sprawę nowy szkoleniowiec nie ma możliwości wprowadzenia jakichkolwiek zmian, które diametralnie odmieniłyby wyniki krakowskiej Wisły, bo przecież, jak wszyscy wiemy, do gry zespołu z Reymonta nie można mieć większych zastrzeżeń. Ale cóż, „pan każe, sługa musi” – trener Moskal po raz kolejny został zrzucony z trenerskiego stołka. Kogo zatrudniono na jego miejsce? Wieloletniego asystenta Franciszka Smudy i Kazimierza Moskala – Marcina Broniszewskiego. Poszukajmy więc logiki w postępowaniu prezesa Cupiała, choć nie ukrywamy, że będzie to tak trudne jak rozłożenie parasola w… Tak, będzie to trudne.
Marcin Broniszewski był członkiem sztabu szkoleniowego zarówno u Smudy, jak i u Moskala. Łatwo się więc domyślić, że musiał podobnie spoglądać na problemy, z którymi zmagała się Wisła. Skoro pracował z trenerami (a być może był z nimi w bliskiej merytorycznej interakcji), którzy zostali zwolnieni, warto by się zastanowić, co nowego może wnieść do Wisły.
Jego niezaprzeczalnym plusem jest biegła znajomość trzech języków obcych, w końcu pracował z legendarnym Franzem. Coś jeszcze? Młodość, ambicja, werwa? Oczywiście, te cechy zawsze są w cenie, ale wydaje się, że w tej chwili Wisła na ławce trenerskiej potrzebuje doświadczenia. Doskonale widać to po jej rywalu zza miedzy – Cracovii, która, kiedy znalazła się w kryzysie, zatrudniła Jacka Zielińskiego – człowieka, który zdobywał mistrzostwo kraju, grał z powodzeniem w europejskich pucharach, z perspektywy trenera widział naprawdę wiele. Dlaczego więc prezes Cupiał nie zwrócił się w stronę chociażby Dariusza Wdowczyka, Macieja Skorży czy, o zgrozo, Oresta Lenczyka?
Ano dlatego, że Wisły nie stać na trenera z polskiego, nazwijmy to umownie, topu. Prawie 2 miliony złotych – tyle prezes Cupiał jest winien Smudzie. W kolejce po zaległe wypłaty ustawiają się także Genkow i Adam Mandziara, swego czasu głośno mówiło się też o procesie z udziałem Marko Jovanovicia. Być może zarząd Wisły oszczędza na wszystkim i wszystkich, ale wydaje się, że zatrudnienie dobrych prawników byłoby dobrym rozwiązaniem. Gdy na sądowej wokandzie pojawiają się akta, w których widnieje zapis „Wisła Kraków”, z dużą dozą prawdopodobieństwa można przewidzieć werdykt. „Biała Gwiazda” tonie w długach po uszy, a trenerskie pensje nie należą do najniższych. Broniszewski występuje więc w roli, przepraszamy za określenie, frajera, który prawie za darmo, w porównaniu z innymi potencjalnymi kandydatami, stanie przy linii, krzyknie parę razy w kierunku zawodników, poawanturuje się z sędzią technicznym, a na koniec powie kilka słów na konferencji prasowej. Wydaje się jednak, że Broniszewski, który od tego tygodnia współpracuje z Kazimierzem Kmiecikiem, który notabene blisko współpracował ze Smudą, zadomowi się na ławce trenerskiej przy Reymonta na nieco dłuższy czas. Chociaż… kobieta, to znaczy prezes Cupiał zmienny jest.
Morza szum, ptaków śpiew…
Gdańsk – miasto portowe, z perspektywą wspaniałego rozwoju. Piękny stadion, pieniądze zagranicznych inwestorów, gwiazdy w składzie. Efekt? 11. miejsce w tabeli, trzech trenerów w ciągu zaledwie sześciu miesięcy. Kryzys goni kryzys. Najpierw gasił go Jerzy Brzęczek, który jednak nieopatrznie zaprószył kolejny ogień. Następnie w rolę strażaka wcielił się Von Hessen, niestety zapomniał gaśnicy. Teraz do akcji wkroczył wóz strażacki, którego kierowcą został mianowany starszy podchorąży Dawid Banaczek. Trener, który nie ma praktycznie żadnego doświadczenia z seniorami, wkroczył do szatni Lechii, gdzie zastał prawdziwą wieżę Babel.
Na dole najliczniejsza (o dziwo!) nacja – Polacy. Jest Wojtkowiak, Peszko, Wawrzyniak, nieźli piłkarze, jak na ligowego średniaka. Dalej mamy Serbów, wśród których prym wiedzie były piłkarz Juventusu Milos Krasić. Nieco wyżej Brazylijczycy – chucherkowaty Bruno Nazario i prawdziwa skała – Gerson. Na samym szczycie wygodnie rozsiadł się przedstawiciel trzeciego świata – Rudnilson rodem z Gwinei.
– Panowie, jakim cudem jesteście dopiero na 11. miejscu? – zapytał zdziwiony Banaczek.
– Będziemy się bić o puchary!
– Oho, kolejny opętany – pomyśleli zgodnie piłkarze Lechii.
Banaczek ma naprawić zespół. Ma być człowiekiem znikąd, kimś, kto ukręci bicz na rozwydrzone gwiazdeczki, które przyjechały odcinać kupony od swoich karier. Ma sprawić, aby Lechia grała, jak na Lechię przystało. Ma więc podobne zadanie jak 3-4 ostatnich szkoleniowców. Dlaczego akurat jemu miałoby się udać? Nie wiemy i szczerze trudno znaleźć jakiekolwiek sensowne wytłumaczenie.
To, że Dawid Banaczek liczy na prawdziwą szansę, chyba nie ulega wątpliwości. Najprawdopodobniej to na jego barki spadnie odpowiedzialność przygotowania zespołu do rundy wiosennej. Będzie miał więc okazję do pracy z zespołem w okresie przygotowawczym. Lechia 2016 będzie jego projektem. Jak długo utrzyma się na powierzchni? Miesiąc, dwa, pół roku, rok? Nie wiadomo, ale przykład Tomasza Untona pokazuje, że tymczasowi szkoleniowcy w Lechii nie są rozwiązaniem długoterminowym.
Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie…
I nie chodzi tutaj o pszczółkę Maję, którą serdecznie pozdrawiamy, a o sens zarządzania zasobami ludzkimi w obu klubach. Jednak abstrahując od tego, czy zgadzamy się z polityką Wisły i Lechii (nie zgadzamy się), zarówno Broniszewskiemu, jak i Banaczkowi życzymy powodzenia w dalszej, oby długiej i owocnej pracy!
Spoko tekst,ale raczej Tomasz Unton a nie Krzysztof :P
Poprawione, dzięki! :)
Późno było. Dziękuję za czujność! :)