Polskie kluby i wiosna w europejskich pucharach? W XXI wieku takie połączenie przez długi czas było raczej pozytywną niespodzianką aniżeli normalną codziennością. Tylko kilku przedstawicieli polskiej ekstraklasy zdołało kilkukrotnie przedłużyć swoje zmagania i po przerwie zimowej ponownie zagościć w europejskich rozgrywkach. Niestety, w zdecydowanej większości przypadków te przygody kończyły się, zanim ustąpiły mrozy, a na pierwszy zwycięski dwumecz polskiej ekipy przyszło nam czekać aż do 2023 roku. Zapraszamy na przegląd wszystkich wiosennych pojedynków z udziałem polskich klubów w europejskich pucharach w trakcie obecnego stulecia.
Wisła Kraków 2002/2003
(1/8 finału PU) Wisła Kraków – Lazio Rzym 3:3 (w), 1:2 (d)
Pierwsza polska drużyna, która w XXI wieku zdołała przedłużyć swoją europejską przygodę aż do wczesnej wiosny. Prawdopodobnie każdy kibic urodzony w latach 90. pamięta jesienną kampanię „Białej Gwiazdy”, w której piłkarze Henryka Kasperczaka efektownie wyeliminowali m.in. włoską Parmę czy niemieckie Schalke 04 z duetem Hajto – Wałdoch w składzie. Dla części tych sympatyków futbolu mógł to być zresztą powód, dla którego zdołali się zakochać w tej dyscyplinie.
Wisła nie tylko zdołała awansować do 1/8 finału Pucharu UEFA, ale uczyniła to, grając naprawdę atrakcyjną dla oka „krakowską piłkę” i dysponując w swoim składzie wieloma świetnymi zawodnikami, jak m.in. Maciej Żurawski, Kamil Kosowski, Kalu Uche, Marcin Kuźba czy Mirosław Szymkowiak. Tworzyli oni nie tylko zgrany zespół na boisku, lecz także w szatni, i to mimo różnic charakterów.
Niestety, z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że marsz „Białej Gwiazdy” zatrzymał się tylko na 1/8 finału Pucharu UEFA. Wiosną krakowska ekipa przegrała w dwumeczu z włoskim Lazio, aczkolwiek nie można powiedzieć, że była w nim zdecydowanie słabszą stroną. Pierwsze spotkanie w Rzymie zakończyło się bramkowym remisem 3:3, co stawiało zespół trenera Kasperczaka w korzystnej sytuacji przed rewanżem.
Pojedynek z Włochami został przesunięty o tydzień ze względu na stan boiska z powodu ostrej zimy, choć po latach wielu twierdzi, że ten mecz mógł zostać rozegrany w pierwotnym terminie. Ostatecznie, mimo początkowego objęcia prowadzenia, wiślakom zabrakło doświadczenia i wyrachowania, aby pokonać rywali. Zawodnicy Lazio wykorzystali indywidualne błędy obrońców i zwyciężyli 2:1.
Groclin Dyskobolia Grodzisk 2003/2004
(3. runda PU) Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski – Girondins Bordeaux 0:1 (d), 1:4 (w)
Na kolejny występ wiosną w europejskich pucharach nie musieliśmy zbyt długo czekać, bo już w następnym sezonie przed taką szansą zupełnie nieoczekiwanie stanęli gracze z Grodziska Wielkopolskiego. Jesienią podopieczni Dusana Radolsky’ego zdołali wyeliminować w dwumeczach Herthę Berlin i Manchester City, co u młodszych kibiców może budzić wręcz szok i niedowierzanie, choć wtedy jeszcze nikt nie myślał nawet o arabskich inwestycjach w klubie.
Sukces tamtej drużyny w dużym stopniu oparł się na solidnej defensywie, której bardziej utytułowani rywale nie potrafili przezwyciężyć. Groclin solidną pracą w obronie oraz kilkoma błyskami geniuszu (m.in. gol Sebastiana Mili z rzutu wolnego) otworzył sobie wrota do kolejnej fazy rozgrywek, w której przeciwnikiem okazał się francuski klub Girondins Bordeaux.
Różnica klas w tym dwumeczu okazała się dość wyraźna, aczkolwiek w pierwszym meczu u siebie piłkarze Radolsky’ego mieli swoją szansę, gdy od 30. minuty ich rywale musieli grać w osłabieniu po czerwonej kartce. Niestety, Groclin w tamtym czasie musiał już grać m.in. bez Andrzeja Niedzielana, który zimą odszedł do Holandii, i dało się wyczuć, że polskiej ekipie brakuje już tego błysku w ataku. Na domiar złego w końcówce meczu gospodarze stracili bramkę, którą zdobył Marouane Chamakh.
W rewanżu nie było już cienia wątpliwości, kto zasługuje na awans do następnej fazy. Francuzi zwyciężyli 4:1, a jedynego gola dla Groclinu zdobył wówczas Tomasz Wieszczycki.
Lech Poznań 2008/2009
(1/16 finału PU) Lech Poznań – Udinese Calcio 2:2 (d), 1:2 (w)
Pierwsza przygoda Lecha na wiosnę w europejskich pucharach przypadła jeszcze na czas, gdy szkoleniowcem ekipy z Poznania był Franciszek Smuda, a w składzie drużyny występowali m.in. Robert Lewandowski, Sławomir Peszko, Rafał Murawski, Semir Stilić, Manuel Arboleda czy Grzegorz Wojtkowiak.
Tamtejszy „Kolejorz” dostarczył kibicom niesamowitych wrażeń na przestrzeni całej jesieni w Europie. Przypomnijmy, że o awansie ekipy do fazy grupowej zadecydowało dramatyczne zwycięstwo po dogrywce w Poznaniu nad Austrią Wiedeń po golu Rafała Murawskiego. Wcześniej piłkarze trenera Smudy efektownie przebrnęli przez dwie pierwsze rundy kwalifikacji.
W grupie Lech prezentował się godnie i bez kompleksów rywalizował w grupie z takimi rywalami, jak: AS Nancy, Deportivo La Coruna, CSKA Moskwa i Feyenoord Rotterdam. Zwycięstwo wyjazdowe nad Holendrami sprawiło, że drużyna z Poznania mogła szykować się do wiosny w pucharach.
Rywalami ekipy Franciszka Smudy okazali się zawodnicy Udinese. W pierwszym meczu Lech zremisował 2:2 na własnym obiekcie po „śnieżnym” pojedynku, w którym jednak gospodarze potrafili odrobić straty. Awans pozostawał cały czas sprawą otwartą.
Trener Smuda zapowiadał przed meczem we Włoszech, że jego piłkarze muszą spróbować zagrać bardziej ostrożnie, lecz była to typowa zasłona dymna. Od samego początku spotkania lechici grali niezwykle odważnie i efektownie, co przyniosło im prowadzenie 1:0. Gra polskiego klubu budziła prawdziwy zachwyt, a Włosi długo nie mogli wrócić na właściwe tory. Niestety, wszystko zaczęło się psuć w drugiej połowie, gdy ekipa z Poznania straciła najpierw jedną bramkę.
Pod koniec spotkania obrońca Marcin Kikut miał okazję, by ponownie wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, lecz nie tylko jej nie wykorzystał, ale kilka chwil później za sprawą jego straty Włosi objęli prowadzenie i wyeliminowali polski zespół. Poznańska lokomotywa zakończyła swoją podróż.
Lech Poznań 2010/2011
(1/16 finału LE) Lech Poznań – Sporting Braga 1:0 (d), 0:2 (w)
Dwa lata później „Kolejorz” ponownie zdołał zagościć dłużej na europejskich salonach, choć początkowo zawodnicy musieli przełknąć gorzką pigułkę za sprawą odpadnięcia z eliminacji do Ligi Mistrzów ze Spartą Praga. Mistrzom Polski pozostała walka o Ligę Europy, do której podopieczni Jacka Zielińskiego awansowali po pokonaniu Dnipro.
Kolejna jesień przyniosła fascynujące pojedynki ekipy z Poznania, której część dalej stanowili gracze pamiętający kampanię z sezonu 2008/2009, np. Semir Stilić. Nie było już w drużynie Roberta Lewandowskiego, którego następcą został Łotysz Artjoms Rudnevs. Jego wejście okazało się zresztą prawdziwym wejściem smoka.
Jesień 2010 roku ponownie dostarczyła kibicom mnóstwo pięknych chwil. Tym razem lechici fenomenalnie radzili sobie z Juventusem, Manchesterem City i Salzburgiem. Z dwiema ostatnimi ekipami odnieśli efektowne zwycięstwa w Poznaniu. Jak to dzisiaj wszystko brzmi, prawda?
Lech nie potrafił jednak łączyć występów w Europie z ligowymi pojedynkami, za co posadę stracił Jacek Zielińskiego, a na jego następcę wybrano Hiszpana Jose Mari Bakero. Jego debiut na ławce przypadł zresztą na wygrane spotkanie z City 3:1. Wielu piłkarzy po latach twierdziło, że sam trener Zieliński zasłużył na to, by próbować wyjść z kryzysu.
Wiosną rywalem „Kolejorza” okazała się Braga, z którą w pierwszym meczu na własnym obiekcie udało się zwyciężyć 1:0. W rewanżu portugalska ekipa odrobiła jednak straty z nawiązką i pokonała podopiecznych Bakero 2:0. Hiszpana zapamiętaliśmy m.in. ze stylizacji z klubowym szalikiem i nietypowych decyzji o przesunięciu Stilicia na szpicę.
Legia Warszawa i Wisła Kraków 2011/2012
(1/16 finału LE) Legia Warszawa – Sporting CP 2:2 (d), 0:1 (w)
(1/16 finału LE) Wisła Kraków – Standard Liege 1:1 (d), 0:0 (w)
W tym roku minie 13 lat, odkąd po raz ostatni dwa polskie kluby wystąpiły wiosną w europejskich pucharach. W 2012 roku takiej sztuki zdołały dokonać ekipy Legii i Wisły. Spośród nich warszawska drużyna zdołała szybciej zapewnić sobie wyjście z grupy. Podopieczni Macieja Skorży po kapitalnym zwycięstwie w Moskwie nad Spartakiem w fazie grupowej trafili na PSV Eindhoven, Hapoel Tel Awiw i Rapid Bukareszt. O ile w starciu z Holendrami legioniści nie zdołali wywalczyć nawet punktu, o tyle dwie wygrane z Rapidem i jedno zwycięstwo nad Hapoelem pozwoliły stołecznej ekipie na awans do fazy pucharowej.
Przeprawa Wisły Kraków była zdecydowanie bardziej dramatyczna w okolicznościach. Po bardzo trudnej jesieni i kryzysie wywołanym brakiem awansu do Ligi Mistrzów „Biała Gwiazda” próbowała lizać rany na polu Ligi Europy. Zaczęło się bardzo źle, bo od dwóch porażek z Odense (1:3) i FC Twente (1:4). Po wygranej z Fulham na własnym obiekcie (1:0) Anglicy mocno zrewanżowali się w pojedynku u siebie (4:1 dla Fulham). Po czterech kolejkach szanse Wisły na awans do fazy pucharowej były już głównie matematyczne.
I nagle zdarzył się cud. Już pod wodzą Kazimierza Moskala, który zastąpił zwolnionego Roberta Maaskanta, wiślacy odnieśli dwie wygrane. Najpierw pokonali w Danii Odense, a potem u siebie holenderskie Twente. Wygrana z Holendrami nie dawała jednak 100 procent szans, gdyż wiślacy potrzebowali jeszcze, aby punkty straciło Fulham w równoległym spotkaniu. I tak się stało, gdy w ostatniej minucie Duńczycy wyrównali.
No dobrze, ale co z tą wiosną? Legia trafiła wówczas na Sporting Lizbona i po bramkowym remisie u siebie 2:2 w rewanżu Portugalczykom wystarczyła jednobramkowa wygrana do wyeliminowania podopiecznych Macieja Skorży. Z perspektywy czasu można śmiało powiedzieć, że Portugalczycy byli wówczas do ugryzienia. Podobnie jak belgijski Standard Liege, z którym odpadła „Biała Gwiazda” po dwóch remisach 1:1 i 0:0 (o awansie zadecydował remis bramkowy w Krakowie na korzyść Belgów). Wiślacy sami utrudnili sobie życie w obu spotkaniach, gdy musieli grać w osłabieniu po czerwonych kartkach odpowiednio godzinę i pół godziny.
Legia Warszawa 2014/2015
(1/16 finału LE) Legia Warszawa – Ajax Amsterdam 0:1 (w), 0:3 (d)
Gdyby nie błąd kierowniczki… gdyby nie ten Bereszyński… te słowa mogą do dziś wypowiadać kibice Legii Warszawa, która w tamtym sezonie nie awansowała do Ligi Mistrzów po otrzymaniu walkowera za mecz z Celtikiem Glasgow. Na nic zdały się walki prawników i kampanie medialne, UEFA pozostała niewzruszona na te starania.
Podopieczni Henninga Berga do rywalizacji w Lidze Europy przystąpili z mocnym postanowieniem udowodnienia, że zasługują na grę o najwyższą stawkę. Rzeczywiście, jesienią Legia odniosła pięć zwycięstw na sześć spotkań i trudno nie było odnieść wrażenia, że pojedynki z Trabzonsporem, Lokeren i Metalistem Charków to mizerna nagroda pocieszenia. Mistrzowie Polski byli po prostu zbyt dobrzy i powinni byli rywalizować z lepszymi przeciwnikami.
Wiosną „Wojskowi” przystąpili do rywalizacji w fazie pucharowej, a ich przeciwnikiem był Ajax, czyli ekipa z wyższej półki. O ile na boisku w Amsterdamie legioniści przegrali tylko jednym gole, o tyle w Warszawie holenderska ekipa dość gładko wyjaśniła zespół Berga. Jednym z katów Legii okazał się zresztą Arkadiusz Milik.
Legionistom z pewnością nie pomógł fakt, że przed dwumeczem doszło do niepotrzebnego zamieszania wokół Miroslava Radovicia. Mimo deklaracji ze strony klubu Serb opuścił Legię na rzecz chińskiej drużyny. Na znalezienie jego zastępcy było już zbyt późno.
Legia Warszawa 2016/2017
(1/16 finału LE) Legia Warszawa – Ajax Amsterdam 0:0 (d), 0:1 (w)
Sezon, w którym Legia przekroczyła wrota niebios i dotarła do upragnionej Ligi Mistrzów. W niej „Wojskowi” zmierzyli się oczywiście z Borussią Dortmund, Realem Madryt i Sportingiem Lizbona. Doskonale pamiętamy, że początek dla piłkarzy z Łazienkowskiej był brutalnym zderzeniem z rzeczywistością i wkrótce po porażce z BVB 0:6 pracę stracił Besnik Hasi.
Jacek Magiera potrzebował na początku kilku tygodni, by poukładać zespół, lecz efekty jego pracy okazały się naprawdę obiecujące. We wrześniu mało kto przecież wyobrażał sobie remis na własnym obiekcie z Realem Madryt 3:3, a także wygraną ze Sportingiem Lizbona 1:0, po której Legia znalazła się wiosną w Lidze Europy.
A tam na drużynę czekał już ponownie Ajax, z którym i tym razem nie udało się legionistom wygrać. Może i tym razem różnica miedzy tymi dwoma zespołami nie była już tak duża, lecz brak argumentów w ofensywie po stronie Legii sprawił, że to Holendrzy jedną bramką przypieczętowali swój awans. Kolejna próba i znów nie udało się zatem wygrać na wiosnę.
Lech Poznań 2022/2023
(1/16 finału LKE) Lech Poznań – Bodo Glimt 0:0 (w), 1:0 (d)
(1/8 finału LKE) Lech Poznań – Djurgårdens IF 2:0 (d), 3:0 (w)
(1/4 finału LKE) Lech Poznań – AC Fiorentina IF 1:4 (d), 3:2 (w)
Aż sześć lat przyszło czekać polskim kibicom na kolejny występ przedstawiciela PKO BP Ekstraklasy wiosną w europejskich pucharach. W tym czasie UEFA musiała zaś dokonać reformy rozgrywek i dla klubów z niższej półki utworzyć Ligę Konferencji Europy.
Lech Poznań był pierwszą drużyną, która skorzystała na tej zmianie, i mimo początkowych obaw wynikających z nieudanego startu w lidze „Kolejorz” przebrnął przez fazę grupową. Jesienią podopieczni Johna van den Broma ograli na własnym obiekcie Austrię Wiedeń i Villarreal, a także dwukrotnie zremisowali z Hapoelem Beer Szewa, a także z Austrią w Wiedniu. Dziewięć punktów pozwoliło zatem na awans do fazy pucharowej. W lutym drużyna ze stolicy Wielkopolski miała się zmierzyć z norweskim Bodo Glimt.
Po pierwszym spotkaniu na wyjeździe zakończonym bezbramkowym remisem 0:0 w mediach pojawiła się narracja o archaicznym futbolu prezentowanym przez piłkarzy Lecha. Polską ekipę część dziennikarzy skrytykowała za zabijanie piłki i jakąkolwiek niechęć do gry ofensywnej. Lech obronił się jednak w rewanżu, pokonując Norwegów 1:0, a w następnej rundzie szwedzkiemu Djurgårdens IF wcisnął kolejno dwa i trzy gole. Narrację o archaicznej piłce mogliśmy zatem wyrzucić do kosza, a podopieczni Van den Brooma zostali pierwszą ekipą, która w XXI wieku zagrała wiosną w Europie aż do kwietnia.
Chociaż „Kolejorz” odpadł w pojedynku z Fiorentiną, to dla Włochów dwumecz nie okazał się całkowicie spacerkiem. Owszem, w pierwszym spotkaniu Lech został przez rywali zdominowany, ale w rewanżu polski zespół wprawił przeciwników w osłupienie, gdy w pewnym momencie prowadził już trzema bramkami. Ostatecznie skończyło się odpadnięciem z rozgrywek, aczkolwiek do osiągnięcia sensacyjnego wyniku brakło niewiele.
Legia Warszawa 2023/2024
(1/16 finału LKE) Legia Warszawa – Molde 2:3 (w), 0:3 (d)
Powrót Legii Warszawa po kilku latach kompromitacji do fazy grupowej europejskich pucharów. Zanim jednak podopieczni Kosty Runjaicia zameldowali się jesienią w Lidze Konferencji Europy, najpierw musieli po rzutach karnych wyeliminować duńskie FC Midtjylland.
W grupie Legia trafiła na Aston Villę, AZ Alkmaar i Zrinjski Mostar. Cztery zwycięstwa po przekonującej grze pozwoliły drużynie zameldować się wiosną w fazie grupowej. Tam zaś czekali już ponownie Norwegowie, tyle że z Molde. Rywal zdecydowanie w zasięgu legionistów.
Niestety, już późną jesienią dało się wyczuć, że drużyna Kosty Runjaicia po imponującym wrześniu i październiku traci swój prime. W klubie pojawiło się coraz więcej problemów kadrowych, których nie udało się rozwiązać do wiosennego starcia z norweską ekipą. W pierwszy meczu „Wojskowi” przegrali, lecz wynik 2:3 dawał jeszcze nadzieję na kontakt. Nic bardziej mylnego, w Warszawie Legia była już bezradna, a sporą cegiełkę do porażki 0:3 dorzucili obrońcy oraz Kacper Tobiasz.
Legia i Jagiellonia poprawią statystyki?
Na 12 rozegranych dwumeczów tylko dwa z nich zakończyły się awansem polskiego zespołu do następnej fazy. Polscy kibice potrzebowali nie tylko kilkudziesięciu lat czekania na podobną okazję, lecz także reformy UEFA, która doprowadziła do powstania rozgrywek Ligi Konferencji Europy. Nie ma w końcu przypadku, że trzeci rok z rzędu od jej inauguracji przedstawiciel PKO BP Ekstraklasy melduje się w fazie pucharowej. W tym rok zresztą mówimy już o dwóch zespołach, które pewnie poradziły sobie jesienią i mają sporą szansę, by poprawić nasz bilans oraz słynny ranking ligowy. LKE to na dziś rozgrywki skrojone pod nasz poziom, w którym możemy też śmiało powalczyć o przedłużenie emocji aż do kalendarzowej wiosny. Miejmy nadzieję, że w tym roku się to uda.