Robert Maaskant zdecydował się posadzić Cezarego Wilka w meczu z Liteksem Łowecz na ławce rezerwowych. Pomocnikowi Wisły Kraków nie przeszkodziło to jednak po wejściu na boisko strzelić swojego pierwszego gola w europejskich pucharach i przypieczętować tym samym awans „Białej Gwiazdy” do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów.
Co zadecydowało o waszej wygranej?
Wyszliśmy bardzo skoncentrowani od samego początku. Plan taktyczny został wypełniony praktycznie w stu procentach, także myślę, że są same pozytywy.
Czy według Ciebie Maor Melikson rozstrzygnął ten dwumecz? Strzelił przecież trzy gole.
Z perspektywy statystycznej rzeczywiście, ale zawsze w piłce nożnej jest tak, że cała drużyna pracuje na zwycięstwo. Oczywiście chwała dla Maora, strzelił trzy bramki, zrobił świetną robotę, ale też trzeba docenić pracę wszystkich kolegów.
Nie czujecie takiego uzależnienia od Meliksona, że gdyby nie on to może być trudno ze strzelaniem goli?
Nie, absolutnie. Po co szukać minusów. Można powiedzieć, że mamy świetnego zawodnika w kadrze zespołu Wisły.
A czujecie już smak Ligi Mistrzów?
Nie, do Ligi Mistrzów jeszcze jeden dwumecz, także spokojnie. Czeka nas ciężka praca i na pewno trudny dwumecz z jakąś solidną europejską drużyną.
Spadł wam kamień z serca, że wykonaliście już ten plan minimum?
Nie spadł, bo dla nas jedynym planem jest awans do Ligi Mistrzów.
Dobiłeś strzał Genkowa i dobiłeś Liteks.
Rzeczywiście. Taka akcja troszeczkę przypadkowa i tak wyszło, że padł gol w końcówce. Oczywiście cieszę się, ale trzeba przyznać, że to była przypadkowa bramka.
W rozmowie uczestniczył Mateusz Stanaszek