W Hiszpanii bez zmian. Real wygrywa, Ronaldo strzela, Valencia głupio traci punkty, a Baskowie, jak to Baskowie – nie mają skrupułów i za wszelką cenę starają się nie stracić tytułu najbrutalniejszej drużyny ligi.
Zabójcze siedem minut Realu
W najciekawszym spotkaniu na stadionie Municipal Chapin spotkały się jedenastki Realu Madryt i Xerez, czyli druga i ostatnia drużyna w tabeli. Jednak trzeba pamiętać, że Xerez pod wodzą nowego trenera to nie ta sama drużyna, która przez całe miesiące nie potrafiła wygrać meczu. Całkiem niedawno pokonała mocny Villarreal. Real przystąpił do meczu w praktycznie najmocniejszym składzie. Wrócił Ronaldo, Lass i Garay. Spotkanie poprzedzała minuta ciszy ku czci byłego piłkarza i trenera Realu, wielkiego madridisty Luisa Molownego, który zmarł wczorajszej nocy.
Do opisu pierwszej części spotkania wystarczy jedno słowo: niedokładność. Niedokładne podania przed polem karnym, niedokładne w środku pola, niedokładne dośrodkowania i, jakże by inaczej, niedokładne strzały. Na słowa pochwały zasługuje jedynie formacja defensywna „Królewskich”, która rozegrała dobre 45 minut i nie pozwalała gospodarzom na dojście do dogodnych sytuacji pod bramką Ikera Casillasa. Spośród graczy o nastawieniu ofensywnym najbardziej wyróżniał się Ronaldo, który jako jedyny miał ochotę na grę, szukał piłki i popisał się paroma niekonwencjonalnymi zagraniami.
Druga połowa to gra do jednej bramki w sensie dosłownym. Gospodarze nie mieli żadnej klarownej okazji. Real starał się za wszelką cenę zdobyć bramkę, która da spokój. Udało się. Strzelcem gola został były gracz Liverpoolu, prawy obrońca, Alvaro Arbeloa. To jego pierwsze trafienie w barwach „Królewskich”. Kolejne pięć minut to popis duetu Ronaldo – Kaka. Brazylijczyk zaliczył dwie asysty, a Portugalczyk dwa gole. Po tych trzech bramkach stało się jasne, że mecz się skończył. Real nie forsował już tempa, jednak mógł spokojnie strzelić jeszcze dwie bramki, jednak piłka po strzałach Drenthe i Ronaldo zatrzymywała się na nogach graczy z Jerez. Kaka schodził z boiska w wyrazem niedosytu na twarzy. Widać, że forma byłego gracza Milanu rośnie i że w przyszłości w parze z Ronaldo mogą dokonywać wielkich rzeczy. Alvaro Arbeloa zagrał bardzo dobry mecz, podobnie para stoperów Ramos – Garay. Fani „Los Merengues” mogą być umiarkowanymi optymistami przed meczem z Lyonem w ramach Ligi Mistrzów.
Czerwono na El Madrigal
O 22 na stadionie El Madrigal rozpoczęło się spotkanie pomiędzy miejscowym Villarrealem a Athletikiem Bilbao. Gospodarze mają problemy z regularnością od czasu zmiany trenera, z kolei goście są drużyną, która najlepiej prezentuje się na własnym stadionie. Mecze wyjazdowe nie są specjalnością Basków.
Podobnie jak w meczu Realu, tu też pierwszą połowę można podsumować jednym zwrotem. Ale jakże inne. Gra obu drużyn przywodziła na myśl hasło: joga bonito – piękna gra. Obie ekipy nieustannie atakowały, stwarzały zagrożenie i co ważne strzelały bramki. Po pierwszych 45 minutach gospodarze prowadzili 2:1 po golach Joana Capdevili oraz Nilmara. Goście odpowiedzieli bramką Gabilondo. Kilka dobrych okazji zmarnował Llorente, kilka świetnych interwencji zaliczył Gorka Iraizoz. Bardzo miłe dla oka zawody dające nadzieję na jeszcze lepszą drugą połowę.
Po przerwie sytuacji bramkowych również było sporo, Athletic wrócił do zwyczaju grania ostro i bezkompromisowo. Dzięki temu bez większego problemu zatrzymywali grających z polotem skrzydłowych Villarrealu. Stoper gospodarzy, Cani, swoją bardzo dobrą grą sprawił, że będący ostatnio w wyśmienitej formie Llorente nie był w stanie pokonać Diego Lopeza. Dokładny opis wszystkich dobry okazji bramkowych mija się z celem – było ich co niemiara. Przenieśmy się więc do 88. minuty. Młody Iker Muniain wpada w pole karne, gdzie zostaje w nieprzepisowy sposób zatrzymany przez Javiego Ventę. Rzut karny. Do piłki podchodzi Iraola i… broni Diego Lopez! Co za końcówka! A to jeszcze nie koniec emocji. Dwie minuty potem z boiska wylatują Godin i Javi Martinez. Ale i to nie wszystko! Kartonik w kolorze czerwonym zobaczył również trener Athletiku. A na koniec jeszcze jeden piłkarz z Baskonii – Orbaiz. Wielkie zamieszanie na boisku, sędzia przez moment miał problem z opanowaniem sytuacji. W ostatniej akcji meczu Pires miał szansę na przypieczętowanie zwycięstwa. Nie udało się, ale to nie zmienia faktu, że Villarreal wygrał ten przedziwny mecz, który przez większość czasu był pięknym widowiskiem, by na końcu przerodzić się w brutalną wymianę ciosów zwieńczoną czterema czerwonymi kartkami.
Kolejna strata punktów Valencii
W pierwszym meczu dzisiejszego wieczoru spotkały się drużyny Sportingu Gijon i Valencii. Oczywiście faworyt mógł być tylko jeden. „Los Ches” zajmują trzecie miejsce w tabeli i zdają sobie sprawę, że wygrywanie z drużynami pokroju Gijonu jest nieodzowne, by nie stracić miejsca premiowanego grą w Lidze Mistrzów.
Spotkanie rozpoczęło się od ataków gospodarzy, które niespodziewanie przyniosły efekt bramkowy. Futbolówkę w siatce umieścił najlepszy piłkarz Sportingu Diego Castro. Po tym wydarzeniu do głosu doszli piłkarze Valencii, jednak doskonale dysponowany był bramkarz gospodarzy, Juan Pablo. W drużynie „Los Ches” najwięcej sytuacji miał tradycyjnie najlepszy strzelec zespołu David Villa. Bardzo aktywny był też Pablo Hernandez. Więcej goli w tej części spotkania nie padło, ale kibice gości mieli prawo sadzić, że ich ulubieńcy znajdą sposób na wywiezienie z Gijonu chociaż punktu.
Druga połowa zaczęła się bardzo ospale. Pierwsza dogodna sytuacja bramkowa to rzut rożny dla Valencii w 68. minucie. Chwilę potem bramkarza Sportingu przetestował „El Guaje”. Minęło kolejnych kilka minut, a Valencia już remisowała. Gola zdobył mocno krytykowany w ostatnim czasie Juan Mata. Tym trafieniem z pewnością zapewnił sobie spokojniejszą przyszłość zwłaszcza, że trener zwykł stawiać na niego, niezależnie od prezentowanej formy. Po bramce tempo meczu znów opadło, Valencia nie stwarzała sobie okazji, Sporting się mądrze bronił, a w 94. minucie miał możliwość wygrania tego spotkania, jednak umiejętności Cesara Sancheza okazały się większe, niż te prezentowane przez napastnika gospodarzy.
Podział punktów w pewnością nie satysfakcjonuje gości. W ostatnim czasie Valencia straciła zdecydowanie za dużo punktów, co przy niezwalających tempa Barcelonie i Realu może spowodować straty nie do odrobienia. Sporting z kolei może być zadowolony, zatrzymał jedną z najlepszych drużyn ligi i zdobył kolejny, jakże cenny punkt.