Anglia – Francja: więcej niż mecz


Po dziewiętnastu latach Anglia wreszcie pokonała Francję 2:0 w meczu, który zostanie zapamiętany ze względu na emocje, jakie wywołał  jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego.


Udostępnij na Udostępnij na

Korespondencja z Wembley

Rzadko się zdarza, aby wydarzenia poza boiskiem do tego stopnia przyćmiły spotkanie obu czołowych reprezentacji Starego Kontynentu. Ale wtorkowy wieczór na Wembley był wyjątkiem, którego wszyscy od początku się spodziewali. W takich to właśnie okolicznościach przyszło rywalizować Anglii z Francją.

Do ostatnich godzin istniały obawy, czy do spotkania w ogóle dojdzie. Pomimo zapewnień angielskiej FA oraz przedstawicieli FFF, kwestie bezpieczeństwa nie leżały w ich gestii. Choć zbierający się powoli na stadionie kibice mogli tego nie być świadomi, inny równie ciekawie zapowiadający się mecz tego wieczoru pomiędzy Niemcami a Holandią, został w ostatniej chwili odwołany. Rano ten sam los podzieliła potyczka Belgii z Hiszpanią.

„Słodki wróg”, jak pieszczotliwie mówi się na Wyspach o Francji, pozostaje w żałobie po tragicznych wydarzeniach z 13 listopada. Anglia nie zostawiła odwiecznego rywala w takiej chwili samego sobie. Już od feralnej nocy słynny łuk nad Wembley świeci się w barwach Tricolores, a towarzyszyły mu hasła Rewolucji Francuskiej i Republiki: Liberte, Egalite, Fraternite.

Aby móc pojawić się na meczu, swoje plany w ostatnich chwili zmienili książę William, który jest również prezydentem angielskiej federacji, a także premier David Cameron. Wraz z selekcjonerami Royem Hodgsonem oraz Didierem Deschampsem przed pierwszym gwizdkiem oddali oni hołd ofiarom ataków terrorystycznych.

Wembley Tricolores
Wembley Tricolores (fot. Robert Błaszczak)

Ale główną rolę odegrali widzowie.

Pomimo tego, że ze względu na bezpieczeństwo w dniu meczu nie prowadzono już dalszej sprzedaży biletów, a kibice mogli zwrócić swoje wejściówki w przypadku jakichkolwiek obaw, to nastąpiło coś zupełnie odwrotnego. Wielu angielskich kibiców ruszyło w miniony weekend do (wirtualnych) kas, aby w ten sposób okazać wsparcie dla Paryża. Summa summarum, frekwencja na meczu bez stawki zrobiła wrażenie – 71 tysięcy widzów.

Odkąd pod koniec lat 90. na meczach „Dumy Albionu” zaczęła pojawiać się kartoniada w kształcie flagi Świętego Jerzego, po raz pierwszy kibice gospodarzy zdecydowali się zastąpić ją mozaiką w tradycyjnych barwach gości: „blue, blanc et rouge”. Ale najbardziej niesamowity symbol solidarności z mieszkańcami znad Sekwany przyszedł wraz z odśpiewaniem hymnów.

Na boisko wyszły całe składy – 23 Francuzów i 21 Anglików – a nie, jak zazwyczaj, zaledwie pierwsze jedenastki. Wszyscy stanęli ramię w ramię, a po pełnym pasji „God Save The Queen” cały stadion do utraty tchu odśpiewał „Marsyliankę”. Nawet najstarsi na stadionie nie mogli sobie przypomnieć, czy byli świadkami takiego wydarzenia kiedykolwiek wcześniej na meczu piłkarskim. Trudno dziwić się emocjom, jakie temu towarzyszyły. Na boisku łzy wzruszenia popłynęły Laurentowi Kościelny’emu, choć zapewne na trybunach było ich jeszcze więcej.

https://vine.co/v/iu7DquvWBeA

Minuta ciszy była de facto… minutą absolutnej ciszy. Wymieszane obie drużyny stanęły wokół środkowego okręgu, a przez długie 60 sekund można było usłyszeć nawet szelest plastikowej torby, którą wiatr poniewierał gdzieś na płycie boiska.

Po takim wstępie trudno jest odseparować sam mecz od wydarzeń, które go poprzedziły.

Dele Alli cieszy się z bramki
Dele Alli cieszy się z bramki (fot. Robert Błaszczak)

Od początku na boisku wyróżniał się Dele Alli, dla którego był to pierwszy występ od pierwszej minuty w reprezentacji Anglii. To właśnie on otworzył wynik spotkania na sześć minut przed końcem pierwszej połowy. Mocne uderzenie z dystansu niefortunnie podbił po drodze jeszcze Koscielny, a piłka wylądowała w samym okienku Hugo Llorisa. Po powrocie ze zgrupowania zapewne nie zabraknie żartów z tego powodu w ośrodku treningowym Tottenhamu.

Na pomeczowej konferencji peany pod adresem Alliego wygłaszał Hodgson, nazywając jego występ: „prawie bezbłędnym”. Nic dziwnego, że to właśnie jemu przypadła nagroda piłkarza meczu.

O emocjach wokół meczu raz jeszcze mocno przypomniała zmiana w 57. minucie, kiedy w miejsce Yohana Cabaye’a Didier Deschamps na boisko wprowadził Lassanę Diarrę. Defensywny pomocnik cztery dni wcześniej stracił jednego z kuzynów podczas paryskich ataków.

Jego obecność dała nam dużo siły. Mógł opuścić zgrupowanie, ale zdecydował się zostać i wspierać kadrę. Zasłużył na ten występ – powiedział po meczu selekcjoner Tricolores.

O ładunku emocjonalnym wokół meczu mówił również Roy Hodgson:

Możemy być dumni za to, jak przebiegło to wydarzenie – powiedział – Decyzja była po stronie francuskiej federacji i to jej przedstawiciele zdecydowali się rozegrać ten mecz. Byliśmy gotowi ją uszanować. To był wyjątkowo towarzyski mecz.

Słowa angielskiego trenera można rozumieć także dosłownie. Spotkanie odbyło się praktycznie bez ostrych starć, a sędzia Jonas Eriksson ani razu nie musiał sięgać do notatnika.

Historycy zapewne odnotowali, że Anglia pokonała swoich „słodkich wrogów” po raz pierwszy od czasu zwycięstwa (1:0) w 1997 roku na Tourni de France. Ale nikt na Wembley we wtorkowy wieczór nie interesował się wynikiem. Najważniejsze odbyło się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Wygrali wszyscy…

Obserwuj autora na Twitterze: @RobertBlaszczak

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze