W ostatnim akcie trzecioligowych rozgrywek - w 2017 roku - Widzew na własnym stadionie rywalizował z Sokołem Ostróda. Piłkarze Franciszka Smudy chcieli zmazać plamę sprzed dwóch tygodni, gdy w kiepskim stylu przegrali przy al. Piłsudskiego z ŁKS-em 1926 Łomża (1:2). Smaczku sobotniej batalii dodawał również fakt, że drużynę gości prowadzi były podopieczny "Franza", Sławomir Majak. Czy uczeń utarł nosa mistrzowi?
Piłka nożna dla kibiców
Spotkanie w Sercu Łodzi obserwowało 14 671 osób. Wynik ten należy uznać za wspaniały nie tylko ze względu na fakt, że kibice zdecydowali się oglądać potyczkę ekip grających na czwartym poziomie krajowych rozgrywek. Nie odstraszył ich nawet przeraźliwy chłód. Na domiar złego, decyzją wojewody łódzkiego – Zbigniewa Rau – w trakcie meczu Widzewa z Sokołem wyłączony został sektor D, z którego sympatycy „Czerwono-biało-czerwonych” zwykle prowadzą doping. To pokłosie odpalonych środków pirotechnicznych w trakcie październikowego spotkania z Turem Bielsk-Podlaski. Policja wnioskowała o zamknięcie całego stadionu, wojewoda zadecydował jednak, że wykluczona zostanie tylko część obiektu.
Wspaniałomyślność decydenta nie spotkała się z wdzięcznością. Fani w trakcie meczu skierowali kilka cierpkich słów pod jego adresem. Z trybun słychać było także nieśmiertelne – „Piłka nożna dla kibiców”. Na krzesełkach w zamkniętym sektorze rozwieszono okazałą sektorówkę „WIDZEW ŁÓDŹ”. Po przeciwnej stronie wywieszono natomiast wymowny transparent.
Inżynier Mamoń miał rację
Abstrahując od kwestii kibicowskich – każdy może mieć na ten temat inne zdanie – najważniejsza sobotniego wieczoru była walka o komplet punktów. Widzew, chcąc zimować na ligowym tronie, musiał zdobyć trzy oczka. Z Nowego Dworu Mazowieckiego dobiegły informacje, że bezpośredni rywal, Sokół Aleksandrów Łódzki, wygrał z tamtejszym Świtem 4:1. Ciśnienie i presja tak jednak powiązały nogi widzewiakom, że ci w pierwszej odsłonie meczu nie byli sobą. Po 45 minutach na tablicy wyników wyświetlały się dwa okrągłe zera. Sto dwadzieścia sekund wcześniej prowadzenie łodzianom mógł dać Adrian Pluta (zawodnik gości), ale ostatecznie po jego interwencji futbolówka przeleciała nad bramką Macieja Bąbla. Nawet najwięksi erudyci mówili wprost, że mecz nie porywa i jest zwyczajnie nudny. Wszystko miało się zmienić po przerwie.
Kilka minut po wznowieniu gry bliżej szczęścia byli goście, ale po strzale jednego z zawodników ostródzian piłka odbiła się od słupka. Widzewiacy wrócili z dalekiej podróży. W 70. minucie na boisku polała się krew. Pomocy medycznej potrzebował Adrian Wójcik. Skutkiem jednego z boiskowych pojedynków była rozcięta głowa 21-latka – do końca meczu napastnik zmuszony był grać w opatrunku. Najlepszą okazję Widzew stworzył sobie w 82. minucie. Kapitalnie w pole karne do Mateusza Michalskiego zagrał Marcin Kozłowski. Pomocnik Widzewa stanął oko w oko z golkiperem gości i na swoje nieszczęście – nie zdołał go pokonać.
W odpowiedzi w samej końcówce dobrą kontrę wyprowadzili przyjezdni. W „szesnastce” piłkę otrzymał Arkadiusz Gajewski, ale w idealnej sytuacji spudłował. Już w doliczonym czasie gry kapitalne okazje na strzelenie „złotego gola” mieli Michał Miller i wprowadzony na plac kilkanaście minut wcześniej Kacper Falon. W obu sytuacjach zapędy miejscowych powstrzymane zostały przez grającego dobre zawody Macieja Bąbla. Warto podkreślić, że bramkarz przyjezdnych ma dopiero 19 lat.
Bodaj najsłabszy domowy występ „Czerwono-biało-czerwonych” zakończył się bezbramkowym remisem. Aż cisną się na klawiaturę słowa inżyniera Mamonia, który w legendarnym filmie Marka Piwowskiego narzekał na poziom polskiej kinematografii. Z rodzimym futbolem jest podobnie – „nic się nie dzieje”. Nie można generalizować, ale po sobotnim starciu trudno oprzeć się wrażeniu, że bohater „Rejsu” grany przez Zdzisława Maklakiewicza miał rację.
Sprawiedliwy wynik
– Dziękuję chłopakom za zaangażowanie i walkę, dzięki nim wywozimy z Łodzi cenny punkt i wracamy do Ostródy w dobrych humorach. Z przebiegu meczu myślę, że remis to sprawiedliwy rezultat – mówił na konferencji po meczu zadowolony opiekun Sokoła, Sławomir Majak. Franciszka Smudy remis nie uszczęśliwił, liczył on na kolejny komplet oczek – Po zwycięstwie w Tomaszowie Mazowieckim myśleliśmy, że pożegnamy się z kibicami zwycięstwem. Niestety nie udało się. Popularny „Franz” zdradził także, że w trakcie zimowej przerwy priorytetem będzie dla niego pozyskanie napastnika. Szkoleniowiec poproszony został także o opinię na temat pomysłu taktycznego jego byłego podopiecznego. Stwierdził krótko: – Wiedzieliśmy, że Sokół nastawi się na kontry. Mieli nad nami przewagę wzrostu. Zapytałem tylko Sławka (Majaka – przyp. red.), gdzie znalazł tak wielu wysokich zawodników. Stwierdził, że rosną na Mazurach.
Widzew do rundy wiosennej przystąpi z pozycji wicelidera. Walczący o utrzymanie Sokół wystartuje z 13. pozycji. Jedno jest pewne – jeśli łodzianie chcą w przyszłym sezonie grać na szczeblu centralnym, w 2018 roku nie mogą sobie pozwolić na podobne wpadki.