Widowisko do końcowego gwizdka! Piast Gliwice – TSV Hartberg 3:2


Po świetnym meczu gliwicki zespół melduje się w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Europy

17 września 2020 Widowisko do końcowego gwizdka! Piast Gliwice – TSV Hartberg 3:2
Irek Dorożański / www.piast-gliwice.eu

Zawodnicy Piasta z pewnością wciąż pamiętają nieudaną przygodę w poprzednim sezonie. Porażki zespołu z Gliwic bolały o tyle, że zostały one poniesione po fatalnych błędach. Tym razem gliwiczanie pewnie wygrali swój pierwszy europejski mecz. Kolejnym przystankiem miała być ekipa TSV. Austriacy przyjechali do Gliwic w roli debiutantów i to polski zespół mógł czuć się faworytem.


Udostępnij na Udostępnij na

Austriacy dopiero co rozpoczęli ligowy sezon, nie można więc było być pewnym, jaką formę zaprezentują na stadionie przy ulicy Stefana Okrzei. Piast jednak bardzo słabo wyglądał w pierwszych spotkaniach w ekstraklasie. Do tej pory, czyli po trzech kolejkach, zespół Waldemara Fornalika nie zdobył ani jednej bramki.

W poprzedniej rundzie eliminacji gliwiczanie zagrali jednak fenomenalnie, pokonując 2:0 Dinamo Mińsk. Dla Austriaków zaś mecz z Piastem jest debiutem w rozgrywkach europejskich. Zespół TSV awansował do austriackiej ekstraklasy zaledwie dwa lata temu i w tak krótkim czasie udało im się wywalczyć awans na scenę europejską.

Okręt bez kapitana

W przeddzień meczu pojawiła się informacja, iż dwie osoby w kadrze Piasta zakażone są koronawirusem. Jeszcze rano, kilkanaście godzin przed spotkaniem, okazało się, że jeden z pozytywnych wyników testu należy do szkoleniowca Piasta. Pozostałe testy wykazały wyniki negatywne, mecz więc mógł odbyć się bez przeszkód. Duża była to jednak strata dla gliwickiego zespołu. Nie od dziś wiadomo, że Waldemar Fornalik to swego rodzaju cudotwórca, który potrafi wykrzesać maksymalny potencjał ze swoich graczy.

Na ławce trenerskiej zasiadł zatem drugi trener, brat szkoleniowca, Tomasz Fornalik. Forma obu zespołów była więc wielkim znakiem zapytania, ale już od pierwszej minuty mogliśmy oglądać dominację TSV. Austriacy grali piłką, stworzyli pierwszą groźną sytuację, prowadzili grę na połowie Polaków. Pomysł na grę Piasta był raczej bardzo prosty – czekać na dobry moment, aby szybko i skutecznie użądlić rywali.

Już w pierwszych kilku minutach nadarzyła się ku temu okazja, kiedy Piotr Parzyszek znalazł się w sytuacji jeden na jednego z golkiperem drużyny przeciwnej. Rene Swete, bramkarz oraz kapitan TSV, nie dał się jednak pokonać i wytrącił napastnikowi Piasta piłkę spod nóg. Był to jednak pierwszy w tym spotkaniu sygnał, że na Piasta należy uważać.

Magiczny Konczkowski

Mecz nie układał się zbyt dobrze, bo pomimo groźnej akcji Parzyszka to Austriacy wciąż naciskali. Wtedy Patryk Lipski bardzo dobrze odebrał piłkę na własnej połowie i posłał ją do Martina Konczkowskiego. Grający na prawej stronie zawodnik rozpędził się, wpadł w pole karne, a żaden przeciwnik nie był w stanie go zatrzymać. Mocnym uderzeniem już w 10. minucie otworzył wynik meczu w Gliwicach.

Konczkowski zagrał w tym sezonie we wszystkich meczach Piasta. Czy to w Mińsku w eliminacjach Ligi Europy, w ekstraklasie czy Pucharze Polski. W pięciu pierwszych spotkaniach sezonu 2020/2021 nie zdobył on jednak żadnej bramki, cały Piast w ogóle zdobył tylko sześć goli, z czego aż cztery w spotkaniu pucharowym przeciwko Resovii.

Warto także pochwalić grę formacji defensywnej. Po zdobyciu bramki nieco wyrównała się sytuacja na boisku. Frantisek Plach radził sobie bardzo dobrze, mając piłkę u nogi, całkiem dobrze wyłapywał także dośrodkowania Austriaków. Świetnie prezentował się Jakub Czerwiński, który wygrywał chyba każdy pojedynek główkowy. A gracze TSV często starali się posłać miękkie piłki za jego plecy. Również Piotr Malarczyk pokazał się z pozytywnej strony, przecinając prostopadłe podania rywali.

Austriacy dali o sobie znać

Zdecydowanie najgroźniejszym zawodnikiem w ekipie Austriaków wydawał się być Dario Tadić. W poprzednim sezonie napastnik zespołu z Hartberga trafił 17 razy w 30 spotkaniach, do bramek dołożył też cztery asysty. W obecnie trwającym sezonie w zaledwie dwóch spotkaniach strzelił już dwa gole i można było się spodziewać, że w Gliwicach także coś ustrzeli.

Nie wychodził mu jednak ten mecz na samym jego początku. Choć to on oddał pierwszy strzał, nawet dosyć groźny, później nie postraszył zbytnio Placha. W 33. minucie to nie on ugodził Piasta. TSV wyprowadził akcję, a piłkę spod własnej bramki wybijał Tomas Huk. W miejscu, gdzie spadła futbolówka, znalazł się jednak Tobias Kainz. Austriak przymierzył, oddał bardzo mocny strzał, a golkiper gliwiczan był bez szans.

Kainz w poprzednim sezonie strzelił zaledwie dwa gole. Defensywny pomocnik nie należał ani do grona zawodników bramkostrzelnych, ani też stwarzających sytuacje podbramkowe, bo przez cały sezon austriackiej ligi zaliczył tylko cztery asysty. Pech chciał, że akurat w meczu przeciwko polskiemu zespołowi znalazł się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie. A przy okazji oddał chyba jeden ze swoich lepszych strzałów w tym roku.

Obraz pierwszej części gry, która w końcu dobiegła końca, rysował nam się następująco: TSV zdecydowanie przeważało, co wcale nie oznaczało, że zespół ten stworzył sobie więcej okazji. Po prostu wizualnie wyglądało na to, że piłkarze z Austrii częściej znajdują się w posiadaniu piłki. To jednak Piast, choć prezentował pragmatyczny styl gry, stworzył sobie więcej okazji. Pod koniec pierwszej części gry bliski strzelenia kolejnego gola w tym spotkaniu był Kristopher Vida.

Dośrodkowania sposobem na Piasta?

Powolnie rozpoczęła się druga połowa. Tempo gry, niczym ciężka lokomotywa, rozpędzało się bardzo mozolnie. Piast kontrolował swoją połówkę, ale z minuty na minutę coraz śmielej piłkę rozgrywali Austriacy. W końcu precyzyjne podanie krzyżowe sprawiło, że Tadić znalazł się w fantastycznej sytuacji. Padł na murawę – wydawało się, że pociągany za koszulkę – ale arbiter tego starcia nie podyktował jedenastki.

TSV, jakby dostał w tym momencie potężny podmuch w żagle, rozpoczął zmasowany atak. Coraz goręcej robiło się na połówce Piasta i grę trzeba było nieco uspokoić. A jak najlepiej ostudzić zapał rywala? Remedium znalazł Patryk Sokołowski, który po otrzymaniu podania od Jodłowca wdał się w drybling. Wszedł między dwóch graczy, postarał się posłać miękką piłkę do swoich kolegów, lecz ta, odbita od rywala, znów spadła mu pod nogi. Szybkie przyjęcie pozwoliło pomocnikowi urwać się obrońcy, uderzyć i mocnym strzałem pokonać kapitana drużyny przyjezdnej.

Jak w przypadku pierwszej połowy nastroje na boisku nieco się uspokoiły. Mowa oczywiście o tym, że widowisko nam się wyrównało, a TSV kultywowało swój dość bezpośredni styl gry. Długie piłki w pole karne w większości nie były problemem dla defensorów, natomiast dość niebezpiecznie robiło się po wrzutkach z bocznych stref. Dobry pressing ze strony TSV sprawiał gliwiczanom problemy. Z pewnością kolejni ekstraklasowi rywale Piasta oglądali mecz eliminacyjny i wyciągnęli z niego wnioski.

Konsekwencja popłaca

Niestety na jedną z długich piłek TSV dali się gliwiczanie „nadziać”. Nie chcemy deprecjonować stylu gry ekipy z Austrii, ale trzeba powiedzieć, że przyjezdni w drugiej połowie grali w większości to samo. Długie piłki, po ziemi, na kontrę czy też bezpośrednie podania w boczne strefy, a także pole karne. Tak mniej więcej wyglądała gra TSV przez pierwsze 30 minut po przerwie.

Gliwiczanom trzeba jednak zarzucić, że oddali inicjatywę nawet po zdobyciu bramki. Ten moment, kiedy emocje wciąż buzują wśród graczy, którzy właśnie strzelili gola, zazwyczaj daje dodatkowego „kopa”. Szkoda, że gliwiczanie woleli jednak zagrać bardziej zachowawczo, aniżeli nacisnąć na swoich przeciwników.

Skończyło się to wszystko bramką Lukasa Rieda, który jedną z tych długich piłek zagranych w stronę bramki Frantiska Placha wykorzystał. Była to druga bramka Austriaka w tym sezonie – pierwszą zdobył w meczu Pucharu Austrii.

Dowieźć wynik do końca

TSV z drugiej strony postanowiło wykorzystać kolejne chwile po zdobyciu przez siebie gola. Austriacy naciskali na gliwiczan. Gdzieś przed zdobyciem drugiej bramki przez gości na boisku, zmieniając (kto by się spodziewał…) Piotra Parzyszka, zameldował się Michał Żyro. Piętnaście – dokładnie tylu minut potrzebował zawodnik Piasta, aby zdobyć bramkę, która miała dać końcowe zwycięstwo.

Dośrodkowanie od Martina Konczkowskiego, mocne wyjście – chciałoby się rzec, że „z progu” – i równie mocne uderzenie głową. Tak właśnie wyglądała trzecia bramka dla Piasta Gliwice. Wiadomo, co musiało po niej nastąpić. Do końca spotkania Piast Gliwice przerzucił się na tryb o nazwie „obrona Częstochowy”, w defensywie grając bardzo głęboko. Trudno się temu dziwić, kiedy do końca pozostało tylko pięć minut. Sędzia doliczył cztery minuty i rozpoczęło się nerwowe odliczanie czasu…

Momentami w jedenastu bronili się zawodnicy Piasta, natomiast kiedy w 90. minucie gliwiczanom udało się przesunąć akcję pod bramkę TSV, zawodnicy zaczęli rozgrywać grę na małej przestrzeni, jakby grając w dziadka z zawodnikami z Austrii. Nie zabrakło też blokowania piłki w stylu Smolarka.

Jeszcze pod sam koniec spotkania niemalże na pustą bramkę nie trafił Michał Żyro, ale to nieistotne. Sędzia zakończył spotkanie i Piast zameldował się w kolejnej rundzie eliminacji do rozgrywek Ligi Europy. Cóż to było za widowisko – takiego Piasta, może nieco lepiej zorganizowanego w obronie, chcemy oglądać. W kolejnej rundzie Piast zmierzy się z FC Kopenhaga, z Kamilem Wilczkiem w składzie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze