Kiedy masz 18 lat i w jednym ze swoich pierwszych spotkań Primera Division pobijasz rekord Lionela Messiego, siłą rzeczy zwrócisz na siebie uwagę mediów. Co więcej, jeżeli potwierdzisz swoje ponadprzeciętne umiejętności w kolejnych spotkaniach, to z miejsca stajesz się obiektem zainteresowania większych klubów, a kariera stoi przed Tobą otworem. Adalberto Penaranda już kilkukrotnie udowadniał w tym sezonie, że Granadzie trafiła się prawdziwa perełka, a on sam jest piłkarzem, z którym można wiązać duże nadzieje na przyszłość.
Levante-Granada, 12 grudnia 2015 roku. Spotkanie z kategorii tych, które miłośnicy hiszpańskiej piłki oglądają na siłę, a oprócz zagorzałych fanów obu drużyn interesować ono może jedynie bezrobotnych i masochistów. Okazuje się jednak, że ci, którzy zdecydowali się poświęcić dwie godziny swojego życia na oglądanie tego meczu, będą świadkami narodzin nowej gwiazdy.
Starcie jest trudne, wyrównane, a obu zespołom brakuje piłkarza, który mógłby indywidualnym zagraniem przechytrzyć rywali, znaleźć trochę przestrzeni dla siebie lub wypracować ją partnerowi z drużyny. Jest to jednak wrażenie pozorne. W 50. minucie Adalberto Penaranda otrzymuje świetne podanie z głębi pola i rusza w stronę bramki strzeżonej przez Martineza. Wygrywa pojedynek biegowy z Tono i w ostatniej chwili, tuż przed wychodzącym bramkarzem, uderza piłkę, która omija bramkarza i ląduje w siatce Levante. 0:1. Mecz toczy się dalej, gospodarze wyrównują za sprawą Simao i znów Granada potrzebuje błysku geniuszu swojego nowego lidera. W 88. minucie Wenezuelczyk bierze odpowiedzialność za wynik, przejmuje piłkę przed polem karnym, mija dwóch rywali wzdłuż linii 16. metra i zaskakującym uderzeniem pokonuje bramkarza zespołu z Walencji po raz drugi. Piłka trafia jeszcze rykoszetem jednego z piłkarzy gospodarzy, ale to nie ma żadnego znaczenia. Penaranda króluje, zapewnia swojemu zespołowi trzy punkty, a sobie rekord, o którym zdążyłem już wspomnieć. Dzięki dubletowi ustrzelonemu na Estadio Ciudad de Valencia zostaje najmłodszym piłkarzem w historii, który strzelił dwie bramki w jednym meczu, bijąc tym samym rekord samego… Lionela Messiego. Robi wrażenie, prawda?
Kolejnymi ofiarami Penarandy były Las Palmas, a także Sevilla. To drugie spotkanie szczególnie źle będzie wspominał Grzegorz Krychowiak, po którego stracie piłki Penaranda popędził w stronę pola karnego i minął całą obronę „Nervionenses”, umieszczając futbolówkę w siatce. Zresztą, obejrzyjcie tę bramkę sami, gdyż jest na czym zawiesić oko.
Jak więc taki diament znalazł się w 19. drużynie La Liga, kojarzonej raczej z ociężałym i ospałym futbolem? Penaranda urodził się w małej miejscowości El Vigia w zachodniej części Wenezueli, niedaleko portowej aglomeracji Maracaibo. Już od dzieciństwa jego życie naznaczone było piłką, czym bardziej przypominał swoich rówieśników z Brazylii czy też Argentyny niż swoich rodaków. W kraju od lat sportem nr 1 jest baseball i to te rozgrywki przykuwają największą uwagę społeczeństwa, a amerykańska liga MLB jest jedną z najchętniej oglądanych transmisji telewizyjnych. Nic więc dziwnego, że wielu chłopaków zamiast kopać piłkę, woli ją rzucać bądź odbijać kijem. Co więcej, Wenezuelczycy już od lat są gwiazdami tej ligi, a w kraju posiadają status gwiazd show biznesu.
Swoją przygodę z piłką rozpoczął w Deportivo La Guaira, klubie mającym swoją siedzibę w małym miasteczku położnym 30 km od stolicy kraju, Caracas. Miasto to położone jest blisko 700 km od El Vigii i Penaranda już od najmłodszych lat musiał zmierzyć się z rozłąką ze swoimi rodzinnymi stronami. Już wtedy uznawany był za wielki talent, a potwierdzać to miały testy, jakie odbył w Realu Madryt w 2013 roku. Zespół „Królewskich” organizował wtedy konkurs wśród pięciu tysięcy dzieci z Wenezueli, z których najlepsze miały dostać szansę angażu w zespole Juvenilu. Penaranda okazał się najbardziej utalentowany, jednak do transferu nie doszło, gdyż kierownictwo klubu obawiało się zakontraktowania 15-letniego wówczas chłopaka ze względu na zagrożenie zakazem transferowym (jak się okazało – słusznie). Młody piłkarz wrócił więc do swojej ojczyzny, a w wieku 16 lat zadebiutował w wenezuelskiej ekstraklasie.
W Europie jednak o nim nie zapomniano i po blisko roku gry dla zespołu z La Guairy został kupiony przez Udinese, które z miejsca wypożyczyło go do Granady. Wiadomo było, że w drużynie ze Stadio Friuli nie ma większych szans na przebicie. Poza tym byłby tam jedynie jednym z wielu młodych, którzy liczą na szansę, a o tym, jak wielka konkurencja tam panuje, przypominać raczej nie trzeba (vide. Panos Armenakas). Dlatego wybór walczącej o utrzymanie Granady posiadającej tak naprawdę jednego skrzydłowego z prawdziwego zdarzenia (Issaac Success), wydawał się rozsądnym ruchem. I takim rzeczywiście się okazał. Po trzech miesiącach pobytu w zespole rezerw Penaranda otrzymał w końcu szansę i … dalszy ciąg tej historii został już Wam przedstawiony.
Gdyby porównać Penarandę do innych skrzydłowych w lidze hiszpańskiej, najbliżej mu do Inakiego Williamsa. Wenezuelczyk, podobnie jak Bask, swoją grę opiera na fizyczności i świetnej koordynacji ruchowej połączonej z dużą szybkością i przyspieszeniem. Obaj mogą zagrać zarówno na skrzydle, jak i w roli wysuniętego pomocnika. Co więcej, nawet warunki fizyczne mają praktycznie identyczne (Penaranda – 185 cm, 79 kg, Williams – 186 cm, 77 kg). Oglądając go w akcji, można odnieść wrażenie, że w momencie, kiedy pozwala mu na rozpędzenie się z piłką, obrońcom pozostaje już tylko rozłożyć leżaki i trzymać kciuki za swojego bramkarza. Połączenie siły fizycznej i szybkość w jego przypadku stanowi zdumiewającą siłę. Co warte odnotowania, zawodnik Granady dobrze się również czuje w grze defensywnej i, grając po swojej stronie, haruje praktycznie na wysokości całego boiska.
Wenezuelczyka trudno też uznać za typowego lisa pola karnego. Mimo że dysponuje potężnym uderzeniem, to trudno go znaleźć w polu karnym przeciwnika. W spotkaniach, w których grał jako najbardziej wysunięty napastnik, poruszał się praktycznie po całej połowie przeciwnika, szukając gry i relatywnie rzadko pojawiając się w „szesnastce” rywali. Potwierdzeniem mogą być bramki, które są przez niego strzelane – wszystkie z nich padały po rajdach rozpoczynających się w centralnej części boiska bądź po uderzeniach zza pola karnego. Poniższe heatmapy również zdają się potwierdzać wspomnianą wyżej uniwersalność Penarandy i ciągłą próbę szukania piłki.
Nic więc dziwnego, że po dobrych występach z grudnia po piłkarza ustawiła się długa kolejka chętnych. Mówiło się o wstępnym zainteresowaniu ze strony Liverpoolu i Arsenalu, jednak od początku wiadomo było, że decyzję ws. jego przyszłości podejmie rodzina Pozzo. Penaranda podpisał więc kontrakt z Watfordem, który jest obecnie flagowym projektem interesów tej włoskiej rodziny. Piłkarz został od razu wypożyczony z powrotem do zespołu z Andaluzji do końca sezonu, gdyż trudno było przypuszczać, aby był w stanie zebrać odpowiednią ilość w zespole „Szerszeni” do końca obecnego sezonu.
Swojego zadowolenia z transferu nie ukrywał Quique Sanchez Flores, który decyzję o ściągnięciu młodego piłkarza określił jako „bardzo dobrą”. – On jest świetny pod każdym aspektem (…). Jest silny, ma świetne podanie i bardzo dobre uderzenie – dodał hiszpański szkoleniowiec.
W karierze Penarandy nastąpił moment, w którym o mało co nie musiałby jej zakończyć i, rzecz jasna, nie była to jego wina. Na jednej z imprez ze znajomymi z drużyny Deportivo, jeszcze za czasów jego gry w Wenezueli, został zaatakowany przez napastnika z pistoletem i postrzelony w udo. Piłkarza od razu zabrano do szpitala, gdzie musiał być hospitalizowany. Trudno nie uznać, że miał sporo szczęścia, gdyż nie doszło do znacznego uszkodzenia tkanki mięśniowej i piłkarz po krótkim czasie rehabilitacji mógł wrócić do normalnych treningów.
Mimo tego epizodu kariera Penarandy rozwija się obecnie wzorowo. W ostatnim czasie być może nie gra już z taką intensywności jak w grudniu, jednak wahania formy są nieuniknione w jego wieku. Po sezonie będzie już na niego czekała Premier League, chociaż tajemnicą poliszynela jest fakt, że Watford kupiło go tylko po to, aby później drożej odsprzedać. Możliwe więc, że w niedługim czasie Juan Arango przestanie być najlepiej rozpoznawanym wenezuelskim piłkarzem w XXI wieku…