Weekend z Pucharem Anglii. Najciekawsze wydarzenia 5. rundy FA Cup


15 lutego 2015 Weekend z Pucharem Anglii. Najciekawsze wydarzenia 5. rundy FA Cup

Podobnie jak w poprzedniej fazie rozgrywek, także w 1/8 finału najstarszych klubowych rozgrywek piłkarskich na świecie nie zabrakło niespodziewanych rozstrzygnięć. Z Pucharem Anglii w fatalnym stylu pożegnali się dwaj kolejni przedstawiciele Premier League - Stoke City i Sunderland. Mimo braku w dalszej rywalizacji wielu drużyn z górnej połówki tabeli Premier League poziom sobotnich i niedzielnych meczów był jednak wyjątkowo dobry. W siedmiu dotychczas rozegranych spotkaniach padły aż 22 bramki, co daje bardzo wysoką średnią 3,14 gola na mecz!


Udostępnij na Udostępnij na

Efekt Pulisa nadal trwa

Od momentu przejęcia przez charyzmatycznego walijskiego menedżera zespołu z The Hawthorns popularni „The Baggies” przegrali tylko jedno spotkanie – 0:3 w lidze z Tottenhamem. Z pozostałych siedmiu meczów we wszystkich rozgrywkach wygrali aż pięć, tracąc łącznie tyle bramek, co w jednym meczu z „Kogutami”. Gra defensywna zespołu Pulisa uległa znacznej poprawie, o czym zdążyły się już przekonać drużyny Evertonu, Swansea, a w minioną sobotę także West Hamu.

„Młoty” były w starciu z WBA zupełnie bezradne. Solidna defensywa gospodarzy pozwoliła piłkarzom Allardyce’a na oddanie ledwie dwóch celnych strzałów na bramkę Fostera. „The Baggies” niemal od początku narzucili rywalowi z Londynu swoje warunki gry (agresywny odbiór piłki w linii śrokowej, ataki kończone szybkim uderzeniem na bramkę, duża dokładność w rozegraniu piłki) i dominowali już do końca meczu. Efekt: cztery strzelone gole, uderzenie Gardnera w poprzeczkę, a w sumie siedemnaście stworzonych sytuacji strzeleckich!

– Ten zespół ma swoje mocne strony i moim zadaniem jest je właściwie wykorzystać. Mam do dyspozycji zupełnie innych zawodników niż w Stoke czy Crystal Palace. Lubię, gdy zespół gra skrzydłami, ale tutaj [w West Bromwich] tego nie będzie. Nie mamy do dyspozycji wybitnie szybkich piłkarzy, dlatego czasami trzeba trochę pokombinować – mówił po spotkaniu menedżer WBA, Tony Pulis. Na razie jego wybory personalne i taktyczne są bardzo udane, więc kibice „The Baggies” nie mają powodów do niepokoju – potencjał zespołu jest właściwie wykorzystywany, a piłkarze zaczynają wracać do wysokiej dyspozycji.

Pod wodzą walijskiego szkoleniowca formę, którą imponował w lidze ukraińskiej, odzyskuje nawet nigeryjski napastnik Brown Ideye. Zawodnik, którego „The Baggies” pozyskali latem z Dynama Kijów za ponad 10 mln €, zdobył w ostatnich trzech meczach aż cztery gole. Przed przyjściem obecnego menedżera West Bromu trafił do siatki ledwie dwukrotnie (na 17 spotkań), a więc tyle, co w samym sobotnim meczu z West Hamem. Czarnoskóry napastnik WBA zasłużenie został uznany przez większość brytyjskich mediów za najlepszego zawodnika sobotniego meczu. Wydaje się zatem, że na The Hawthorns poradzą sobie bez Carltona Cole’a, który w ostatnim dniu okienka transferowego był bliski przejścia do sobotniego rywala.

West Bromwich Albion 4-0 West Ham United

Weterani strzelają jak za dawnych lat

W sumie mają grubo ponad 60 lat, a mimo to cały czas imponują formą strzelecką. O kim mowa? O zdobywcach bramek z sobotniego meczu Derby – Reading, Darrenie Bencie i Yakubu.

Były reprezentant Anglii został wypożyczony na początku roku z Aston Villi do trzeciej aktualnie drużyny Championship, ale nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w podstawowej jedenastce kosztem wicelidera klasyfikacji strzelców, Chrisa Martina (16 goli). Swoje minuty Bent otrzymywał jedynie w końcówkach spotkań, a w pierwszym składzie grywał wyłącznie w meczach pucharowych. 31-letni napastnik Derby przebywał na boisku w sumie przez 313 minut i w tym czasie zdążył pokonać bramkarzy rywali już sześć razy, co oznacza, że potrzebuje zaledwie 52 minut, aby zdobyć gola! Nie jest to jednak dużym zaskoczeniem, bowiem przez całą swoją dotychczasową karierę Bent strzelił na angielskich boiskach prawie 200 bramek!

Ze statystycznego punktu widzenia trafienie Anglika w meczu z Reading było czystą formalnością, niestety nie przełożyło się ono na korzystny rezultat zespołu prowadzonego przez Steve’a McClarena, w przeciwieństwie do bramki zdobytej przez Yakubu Aiyegbeniego. Starszy o dwa lata od Benta Nigeryjczyk (tak podają oficjalne źródła, chociaż niektórzy twierdzą, że Yakubu ma 36 lat, a nie 33) strzelił w końcówce spotkania na iPro Stadium zwycięskiego gola i zapewnił swojej nowej drużynie awans do ćwierćfinału Pucharu Anglii (co jest wyrównaniem osiągnięcia klubu sprzed czterech i pięciu lat).

Yakubu, dobrze znany kibicom na Wyspach z występów w Portsmouth, Middlesbrough czy Evertonie, dołączył do zespołu Reading (aktualnie 16. pozycja w Championship) w ostatnim dniu okienka transferowego i nie zagrał jeszcze ani jednego pełnego meczu w barwach „The Royals”. Mimo to może się obecnie pochwalić jeszcze lepszą średnią niż Darren Bent w Derby County.

Weterani angielskich boisk wracają zatem w efektownym stylu. Napastnicy, którzy kiedyś zachwycali kibiców Premier League, odnaleźli swoje miejsce na jej zapleczu (oprócz Benta i Yakubu także Eidur Gudjohnsen i Emile Heskey – obaj w Boltonie – czy Ricardo Fuller wypożyczony do Ipswich Town). Transfer Yakubu może być dużym wzmocnieniem dla walczącej o zachowanie spokojnego ligowego bytu drużyny z Madejski Stadium. – Dokładnie z myślą o takim trafieniu wprowadziłem go z ławki rezerwowych! W środku tygodnia przeszedł prawdziwą szkołę przetrwania w Championship, kiedy przeciwnik z impetem uderzył go łokciem w twarz i uszkodził mu nos. Ale udało nam się szybko przywócić go do zdrowia. Yakubu cały czas wygląda znakomicie, dlatego zupełnie nie dziwi mnie jego świetna dyspozycja strzelecka – powiedział po spotkaniu wyraźnie zadowolony z pozyskania Nigeryjczyka menedżer gości, Steve Clarke.

Derby County 1-2 Reading FC

Jak zostać królem

Wbrew pozorom nie chodzi tu o głośną brytyjską produkcję filmową, nagrodzoną czterema Oscarami, chociaż jej tytuł doskonale pasuje do wyczynu, jakiego dokonał w sobotnie popołudnie napastnik Blackurn Rovers, Joshua Christian Kojo King. Zawodnik o egzotycznie brzmiącym nazwisku, który w całym obecnym sezonie zdobył ledwie jednego gola (w przegranym 1:2 meczu ligowym z Boltonem), w sobotę ustrzelił hat-tricka w starciu z zajmującym miejsce w górnej połówce tabeli Premier League Stoke City. Mający gambijskie korzenie reprezentant Norwegii z miejsca stał się lokalnym bohaterem, chociaż do tej pory większość meczów swojej drużyny oglądał z perspektywy ławki rezerwowych


Piłkarz, który przez pięć lat terminował w młodzieżowych zespołach Manchesteru United, długo nie potrafił odnaleźć swojego miejsca na Wyspach. Kilkakrotnie wypożyczano go z Old Trafford do mniejszych klubów (m.in. Preston North End czy Hull City), ale młody napastnik nie spełniał pokładanych w nim nadziei, dlatego w 2013 r. bez żalu oddano go do drugoligowego Blackburn Rovers.

Na Ewood Park norweski internacjonał (dla swojej ojczyzny wystąpił w 15 meczach i zdobył cztery gole) często pełni rolę zmiennika. Dość powiedzieć, że w sobotę podwoił on swój ligowy dorobek z całej kariery, a potrzebował do tego niespełna godziny gry! Być może wczorajszy znakomity występ w Pucharze Anglii będzie dla ciemnoskórego napastnika przełomowym momentem kariery. – King był w tym spotkaniu niepowtarzalny. Ale on wie, że przed nim jeszcze dużo pracy – powiedział po meczu dla klubowej strony Rovers menedżer Gary Bowyer. Trudno się z nim nie zgodzić, w końcu Joshua King dopiero pracuje na swoje zobowiązujące nazwisko…

Cieniem na spotkanie rozgrywane w północno-zachodniej Anglii kładzie się incydent z końcówki meczu, kiedy to kibice Stoke starli się z policją. Szczęśliwie nikt nie został ranny, a zamieszanie w sektorze gości udało się szybko opanować.


Blackburn Rovers 4-1 Stoke City

Liverpool i Arsenal na prostej drodze do końcowego triumfu

Na placu pucharowego boju pozostały już tylko trzy zespoły z górnej połowy tabeli Premier League (Manchester United gra swoje spotkanie w Preston w poniedziałek). Droga do końcowego triumfu teoretycznie już dawno nie była tak łatwa, jak w tym sezonie. Liverpool w sobotnim meczu o ćwierćfinał musiał wyeliminować dopiero pierwszego rywala grającego na codzień w Premier League (wcześniej „The Reds” pokonywali drugoligowy Bolton i czwartoligowy AFC Wimbledon). Arsenal mierzył się co prawda z zespołem ze swojej klasy rozgrywkowej już w 3. rundzie (zwycięstwo 2-0 z Hull City), ale potem „The Gunners” rywalizowali już wyłącznie z zestołami SkyBet Championship (Brighton oraz Middlesbrough).

Podpopieczni Brendana Rodgersa w konfrontacji z niżej notowanym Crystal Palace problemy mieli wyłącznie w pierwszej połowie, którą zresztą przegrali. W drugiej odsłonie „The Reds” szybko strzelili dwa gole (trafienia Sturridge’a i Lallany) i kontrolowali spotkanie do ostatnich minut. Z występu swoich podopiecznych zadowolony był menedżer Liverpoolu: – Bardzo podobał mi się sposób, w jaki chłopcy zareagowali w trudnym dla nas momencie spotkania. To, jak opanowaliśmy sytuację na tym niełatwym terenie, a potem broniliśmy dostępu do własnej bramki, zasługuje na słowa pochwały.

Wydaje się zatem, że „The Reds” wrócili na właściwe tory – nie licząc porażki po dogrywce w półfinale Capital One Cup (0:1 z Chelsea), drużyna z Anfield Road jest niepokonana już od 15 spotkań! Zmiana ustawienia na 1-3-4-3, inteligentne roszady personalne (przesunięcie Cana na pozycję półprawego stopera, Marković w roli wahadłowego) i powrót po kontuzji Daniela Sturridge’a przyczyniły się do znacznej poprawy jakości gry zespołu Rodgersa, który jeszcze niedawno wymieniany był w gronie kandydatów do zwolnienia.

Crystal Palace 1-2 Liverpool FC

Z kolei obrońcy trofeum, znajdujący się ostatnio w bardzo wysokiej formie, gładko uporali się z jedną z czołowych drużyn Championship, Middlesbrough FC. Podopieczni Aitora Karanki w konfrontacji z „The Gunners” byli gorsi w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła.

Staty ARS - MIDD
Statystyki meczu Arsenal Londyn – Middlesbrough FC (2:0)

Na szczególną uwagę zasługuje pierwsza bramka dla gospodarzy autorstwa Oliviera Giroud poprzedzona kilkunastoma podaniami w wykonaniu całego zespołu „Kanonierów”! Tego typu akcje od lat stanowią wizytówkę klubu z północnej części Londynu.

Akcja Arsenalu
Efektowna kombinacja Arsenalu poprzedzająca bramkę na 1:0

W barwach Arsenalu od pierwszych minut wystąpił w końcu Wojciech Szczęsny, co tylko potwierdza aktualną hierarchię bramkarzy w drużynie z Emirates Stadium. Jeśli David Ospina nie dozna w najbliższym czasie kontuzji, to właśnie Kolumbijczyk wystąpi w meczu 1/8 finału Champions League przciwko AS Monaco. Wracając do niedzielnego meczu, reprezentant Polski nie miał zbyt dużo pracy, ale ze swoich obowiązków wywiązał się bardzo poprawnie – pewnie wyłapywał dośrodkowania i dobrze wznawiał grę. Kibice reprezentacji Polski nie powinni mieć zatem większych powodów do niepokoju.

Arsenal Londyn 2-0 Middlesbrough FC

https://www.youtube.com/watch?v=oDwHGcq9kAU
The Villans zwyciężają pod okiem nowego menedżera

Jak to często w futbolu bywa, efekt nowej miotły działa ze skutkiem natychmiastowym. W tym wypadku należy chyba potraktować to stwierdzenie dosłownie. Kilkanaście godzin temu władze Aston Villi ogłosiły, że nowym menedżerem zespołu z Villa Park został były szkoleniowiec Tottenhamu Hotspur, Tim Sherwood (do końca sezonu 2017/2018). Co prawda poprowadził on stołeczne „Koguty” tylko w 22 meczach, ale pod jego wodzą zespół z północnego Londynu wygrał 13 spotkań, dzięki czemu Sherwood stał się najskuteczniejszym menedżerem Tottenhamu w historii występów tego klubu w Premier League (59% wygranych spotkań, drugi w tej klasyfikacji Andre Villas-Boas ma współczynnik zwycięstw na poziomie 53%).

Nowy opiekun „The Villans” nie zdążył przeprowadzić jeszcze żadnej jednostki treningowej, a gra zespołu z Birmingham już uległa znacznej poprawie w porównianiu z ostatnimi meczami ligowymi. Drużyna, która wciąż jest najgorsza pod względem ilości zdobywanych goli we wszystkich zawodowych ligach w Anglii (średnio strzelają niecałe 0,5 gola na mecz!), potrafiła w końcu zdominować rywala na własnym stadionie, oddając w całym meczu aż 17 strzałów (z czego aż osiem celnych).

Przeciwnik nie należał może do najtrudniejszych (Leicester zajmuje od kilku tygodni ostatnie miejsce w Premier League), ale przełamanie AV nastąpiło we właściwym momencie. Nowy menedżer „The Villans” nie będzie mógł jednak dodać sobie niedzielnego triumfu w FA Cup do CV, bowiem do protokołu meczowego wpisany został dotychczasowy asystent byłego trenera Paula Lamberta – Scott Marshall, pełniący przez kilkudniowy okres „bezkrólewia” na Villa Park rolę tymczasowego menedżera zespołu. – Chłopcy pokazali Timowi [Sherwood oglądał mecz z trybun – przyp. red.], zwłaszcza w drugiej połowie, że są dobrymi piłkarzami. Pokazali prawdziwego ducha walki. Przed meczem przekazał im kilka cennych uwag, które zawodnicy wzięli sobie do serca. Tim posiada ogromną wiedzę piłkarską i odpowiednie doświadczenie wyniesione z gry na wysokim poziomie, więc na pewno sobie poradzi – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Marshall.

Głównym zadaniem nowego menedżera AV będzie wyciągnięcie zespołu ze strefy spadkowej (aktualnie 18. miejsce) i utrzymanie w Premier League. Rozgrywki Pucharu Anglii mają być jedynie miłym urozmaiceniem w ciężkiej cotygodniowej walce o ligowy byt. Przed „The Villans” seria meczów z zespołami z dolnej części tabeli (m.in. WBA czy Sunderlandem), a więc szansa na podreperowanie fatalnego bilansu punktowego i bramkowego. Poniedziałkowym losowaniem FA Cup mało kto w Birmingham zawraca sobie teraz głowę…

Aston Villa 2-1 Leicester City (Marcin Wasilewski grał do 65. minuty)

https://www.youtube.com/watch?v=G0qnK9fer4k
Bradford City – pogromcy faworytów

Podopieczni Phila Parkinsona wyrastają na rewelację tegorocznej edycji Pucharu Anglii. Po wyeliminowaniu w poprzednich etapach rywalizacji wyżej notowanych zespołów Millwall (22. miejsce w Championship), a przede wszystkim Chelsea (lider Premier League) przyszła kolej na walczący o utrzymanie w angielskiej ekstraklasie Sunderland. W obecności kompletu kibiców (ponad 24 tysiące widzów – najlepsza frekwencja na Valley Parade od pięćdziesięciu lat!) udało się drużynie z hrabstwa West Yorkshire sprawić kolejną dużą niespodziankę. Awans do ćwierćfinału najstarszych klubowych rozgrywek piłkarskich na świecie jest największym sukcesem Bradford City w minionym stuleciu (w 1911 roku triumfowali w całych rozgrywkach FA Cup, co do dzisiaj pozostaje największym osiągnięciem w historii klubu)!

Zwycięstwo z najlepszą obecnie drużyną na Wyspach dodało trzecioligowcom ogromnej pewności siebie – od tamtego spektakularnego triumfu na Stamford Bridge popularni „The Bantams” nie przegrali żadnego meczu w lidze! Nic zatem dziwnego, że do spotkania z 15. zespołem angielskiej ekstraklasy przystąpili bez żadnych kompleksów.

Przedmeczowe zapowiedzi trenera Bradford („Postaramy się zatakować Sunderland od pierwszej minuty„) znalazły pokrycie w rzeczywistości – odważne ataki gospodarzy szybko przyniosły efekt bramkowy (samobójczy gol Johna O’Shea już w 3. minucie meczu). Co ciekawe, piłkarze grający na codzień w League One w całym spotkaniu oddali więcej strzałów na bramkę wyżej notowanego rywala (9-8), a także dłużej utrzymywali się przy piłce (52% czasu gry)!

Zagraliśmy dokładnie tak, jak sobie zakładaliśmy przed spotkaniem. Atakowaliśmy w wyznaczonych strefach boiskach, a nasza gra w destrukcji była po prostu perfekcyjna – mówił w pomeczowym wwiadzie dla BBC Sport uradowany menedżer Bradford City, ale po chwili dodał: – Cały czas istnieje niebezpieczeństwo, że moi piłkarze poczują się zbyt pewni siebie, ale na razie mamy wszystko pod kontrolą. Jeśli piłkarze „The Bantams” nie popadną w przesadny samozachwyt i dalej będą skutecznie realizowali taktykę nakreśloną przez swojego szkoleniowca, to ktokolwiek będzie ich kolejnym rywalem, musi mieć się na baczności, aby nie nabawić się groźnej „choroby Parkinsona”…

Bradford City 2-0 Sunderland AFC

https://www.youtube.com/watch?v=p3XYHXy_Ue8

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze