W zdrowym ciele nie zawsze zdrowy duch


20 lutego 2015 W zdrowym ciele nie zawsze zdrowy duch

Patrząc na niektórych sportowców, odnoszących poważne kontuzje, a po jakimś czasie wracających na murawę jak gdyby nigdy nic, myślimy sobie, że nie istnieje choroba mogąca zastopować ich karierę. Obdarzeni, jak nam się zdaje, żelaznym zdrowiem piłkarze to jednak zwykli ludzie i czasami muszą walczyć z o wiele bardziej groźnymi chorobami, takimi jak nowotwór czy depresja. Niestety – nie zawsze z powodzeniem.


Udostępnij na Udostępnij na

W niniejszym artykule przedstawiamy sylwetki znanych futbolistów, którzy w ciągu ostatnich kilku lat toczyli lub nadal toczą zażartą walkę o swoje zdrowie. Informacje o ich chorobach zazwyczaj paraliżują nie tylko samych pechowców, ale też fanów piłki nożnej na całym świecie. Wydaje nam się, że przestrzeganie odpowiedniej diety w połączeniu z aktywnością fizyczną to najlepszy sposób na uniknięcie nowotworu lub innych poważnych dolegliwości, ale piłkarski świat zna przypadki, gdy nawet takie rozsądne zapobieganie im może nie wystarczyć. Na szczęście dla samych piłkarzy praktycznie każdego dnia przechodzą oni szereg badań i nawet wykrycie u niektórych z nich raka we wczesnym stadium nie musi wcale oznaczać najgorszego. Wspierani przez: swoje rodziny, kluby oraz setki tysięcy fanów na całym świecie mają motywację, by podjąć rzuconą im przez okrutny los rękawicę. Gorzej, jeśli pewna część ich dotychczasowych ,,przyjaciół” odwróci się od chorych futbolistów i odmówi pomocy, a takich przypadków także byliśmy świadkami, o czym wspominamy poniżej, opisując heroiczne boje znanych osobistości świata sportu o swoje zdrowie.

Eric Abidal

Francuski wicemistrz świata z 2006 r. zachorował na nowotwór wątroby  prawie cztery lata temu. Podczas rutynowych badań wykryto u niego tę dolegliwość, co oznaczało natychmiastowe podjęcie leczenia i kilkumiesięczny rozbrat z piłką. Lekarze opiekujący się byłym zawodnikiem AS Monaco stanęli na wysokości zadania i niemalże natychmiast postawili pacjenta na nogi. Błyskawiczny powrót do gry pozwolił czarnoskóremu piłkarzowi wystąpić w finale Champions League 28 maja 2011 r. na legendarnym Wembley. FC Barcelona pokonała Manchester United 3:1 po bramkach: Pedro Rodrigueza, Lionela Messiego oraz Davida Villi. Jako lewy obrońca „Dumy Katalonii” wystąpił Abidal i rozegrał pełne 90 minut, po czym mógł unieść do góry wymarzone trofeum. Dodatkowo mógł uczynić to pierwszy, gdyż kapitan FCB Carles Puyol przekazał swemu koledze opaskę i pozwolił odebrać puchar z rąk Michela Platiniego – również Francuza. Była to chwila symboliczna i wzruszająca zarazem. Wielu z 87,695 tys. kibiców zgromadzonych na trybunach Wembley popłakało się, patrząc na rozradowanego Erica, który jeszcze nie tak dawno myślał zapewne o zakończeniu kariery. Teraz stał tam, jakby jego choroba była jedynie wymysłem wścibskich dziennikarzy i skakał do góry z radości.

Niestety dla Abidala oraz jego bliskich w 2012 r. koszmar powrócił. Badania kontrolne wykazały, iż nowotwór nie został ostatecznie usunięty i potrzebny jest przeszczep wątroby, co nastąpiło kilka tygodni później. Piłkarz wznowił treningi w tym samym roku, ale po zakończeniu sezonu jego kontrakt z Barceloną nie został przedłużony. 67-krotny reprezentant „Tricolores” odszedł do AS Monaco, gdzie pełnił funkcję kapitana, ale po upływie 12 miesięcy opuścił ojczyznę i wyruszył do Grecji, by reprezentować Olympiakos Pireus. Profesjonalną karierę zakończył w 2014 r. i jak na razie nie narzeka na stan swego zdrowia.

Francesc „Tito” Vilanova

Hiszpański piłkarz oraz trener kojarzony jest głównie z Barceloną. Choć nie był wybitnym zawodnikiem, a granatowo-bordowe barwy „Dumy Katalonii” przywdziewał głównie jako junior, okazał się świetnym trenerem. Karierę szkoleniową rozpoczął w 2003 r. jako członek sztabu trenerskiego czwartoligowego Palafrugell, następnie związał się z klubem Terrassa, by po pięciu latach od początku swojej przygody menedżera trafić do ukochanej Barcelony. Po odejściu z Camp Nou Franka Rijkaarda pierwszym trenerem seniorskiej kadry Barcy został Pep Guardiola, zaś „Tito” był jego oddanym asystentem. Niektórzy uważali nawet, iż to właśnie Vilanova stanowił bardziej wartościową połowę hiszpańskiego duetu szkoleniowców Barcelony, ale przez kilka lat światła jupiterów skierowane były na młodszego z nich. Genialna para trenerów doprowadziła swój macierzysty klub do wielu sukcesów (m.in. triumf w Lidze Mistrzów w 2009 r.), ale 27 kwietnia 2012 r. Guardiola postanowił opuścić Camp Nou w poszukiwaniu nowych wyzwań. Zastąpił go nie kto inny, jak jego dotychczasowy asystent, czyli Vilanova.

https://www.youtube.com/watch?v=Mj_-kB6W8Ok

W sezonie 2012/2013 pod wodzą nowego trenera „Blaugrana” sięgnęła po 22. mistrzostwo kraju, ale chwilami ważniejsze od boiskowych sukcesów dla graczy tego klubu były doniesienia o stanie zdrowia swego przełożonego. Od grudnia 2012 r. Vilanova zaczął chorować na nowotwór ślinianki przyusznej, poddawał się kolejnym terapiom, ale stan jego zdrowia coraz szybciej ulegał pogorszeniu. Coraz częściej w roli opiekuna „Barcy” musieli zastępować go jego asystenci, choć uwielbiającym go zawodnikom z Katalonii nie przeszkadzały liczne absencje „Tito”. Przez długi czas łudzili się, iż Hiszpan powróci do nich, ale w lipcu 2013 r. szkoleniowiec zrezygnował z pełnionej funkcji, tłumacząc, iż nie ma sił, by samodzielnie prowadzić dalej klub. 25 kwietnia 2014 r. świat obiegła smutna wiadomość o śmierci świetnego trenera.

Warto jednak podkreślić postawę działaczy Barcelony, którzy wspierali w walce z chorobą zarówno Abidala, jak i Vilanovę. Niektóre kluby odwróciłyby się od swoich pracowników, ale Hiszpanie pokazali, że potrafią zachować się jak na prawdziwych mężczyzn przystało. Nikt z członków drużyny nie wypominał pobierania pensji przez chorych, choć ci nie byli w stanie grać lub prowadzić zespołu. Wiele lat temu Barca uratowała Lionela Messiego przed poważną chorobą. Kilkunastoletni wówczas chłopiec cierpiał na karłowatość, ale kosztowne zabiegi finansowane przez „Dumę Katalonii” pomogły mu wyjść na prostą, za co piłkarz pozostaje do dziś bardzo wdzięczny swemu pracodawcy.

Stiljan Petrov

24 marca 2012 r. po zakończeniu jednego ze spotkań Premier League bułgarski pomocnik Aston Villi zaczął się źle czuć. Miał gorączkę, wymiotował. Szczegółowe badania wykazały, iż cierpi na bardzo ostrą odmianę białaczki. O dalszym kontynuowaniu kariery nie było mowy mowy, a sam piłkarz musiał poddać się szeregowi różnych zabiegów. Urodzony w 1979 r. Bułgar pozostał jednak na Villa Park w roli trenera rezerw „The Villans”, ale coraz gorszy stan zdrowia nie pozwolił mu poświęcić się tej pracy. Do dziś podczas meczów drużyny Tima Sherwooda, kiedy wybija 19 minuta gry, kibice biją brawo, a na trybunach widzimy transparenty z podobizną Petrova. Fani AV chcą w ten sposób uczcić swego ulubieńca, który grał właśnie z dziewiętnastką na plecach.

https://www.youtube.com/watch?v=wKEbEjrXIhs

Choć Stiljan zakończył swoją karierę jako gracz Aston Villi, kojarzony jest głównie z występami w Celticu Glasgow. Przez pewien czas jego kolegą klubowym był Artur Boruc, a doskonała postawa obu zawodników zaowocowała licznymi sukcesami „The Boys”. Za sprawą fanów szkockiego giganta w niedzielę 8 września 2013 r. na Celtic Park zorganizowano mecz charytatywny, w którym wystąpiło wielu byłych zawodników tego klubu, ale też obecne gwiazdy na czele z Johnem Terrym. Nie zabrakło także samego ,,sprawcy” całego widowiska, czyli chorego Petrova. 105-krotny reprezentant Bułgarii rozegrał kilkanaście minut u boku Henrika Larssona, a kiedy w 19. minucie spotkania kibice Celtów odśpiewali Stiljanowi hymn Liverpoolu You’ ll never walk alone (z ang. Nigdy nie będziesz szedł sam)  płakali niemalże wszyscy – Petrov, jego piękna żona Paulina i wielu kibiców zgromadzonych tamtego dnia na Celtic Park.

Po tamtym wzruszającym wydarzeniu Petrov przyznał, iż zyskał nowe siły do walki z białaczką, ale jak na razie stan jego zdrowia nie uległ znaczącej poprawie.

Robert Enke

Jeden z najzdolniejszych niemieckich bramkarzy XXI w. przez wiele lat zmagał się z depresją, którą jednak skrzętnie ukrywał przed kolegami z drużyny oraz bliską rodziną. Były zawodnik słynnej Barcelony oraz Hannoveru 96 popełnił samobójstwo 10 listopada 2009 r., skacząc pod rozpędzony pociąg w miejscowości Empede. Piłkarz miał duże szanse na to, by znaleźć się w kadrze reprezentacji Niemiec na mistrzostwa świata 2010, więc tragiczne wydarzenie wstrząsnęło pozostałymi członkami reprezentacji Joachima Loewa. Enke w liście pożegnalnym do żony Teresy wyjaśniał, iż nie miał dłużej siły walczyć z depresją, a kariera piłkarska przestała go cieszyć. Tragicznie zmarły piłkarz osierocił adoptowaną córkę Leilę.

Poważny ślad na psychice Roberta pozostawiła zapewne śmierć jego biologicznej córki Lary, która mając zaledwie dwa lata zmarła w 2006 r. z powodu choroby serca. Niemiecki golkiper w chwili śmierci miał 32 lata i stanowił bardzo pewny punkt drużyny Hannoveru , dla którego rozegrał łącznie 180 spotkań.

Arjen Robben

Mając 20 lat i będąc dopiero początkującym zawodnikiem PSV Eindhoven, Robben dowiedział się, iż choruje na nowotwór jądra. Zawodnik holenderskiego klubu natychmiast został poddany operacji, która pozwoliła mu zwalczyć chorobę, a także powrócić do regularnych treningów. Jeden z najlepszych obecnie skrzydłowych świata do dziś wspomina tamten okres jako najgorszy w swoim życiu, a kilka dni, w czasie których czekał na wyniki badań, opisuje jednym słowem: koszmar. Reprezentant „Oranje” podejrzewał, iż może to być nowotwór złośliwy, co znacznie zmniejszyłoby jego szanse na wyzdrowienie, ale na szczęście dla zawodnika Bayernu Monachium rak nie był tak groźny, a po szybkiej operacji jego życie powróciło do normalności.

https://www.youtube.com/watch?v=3M6ix86n7AE

Przykre wspomnienia nie dają o sobie zapomnieć Arjenowi, a on sam chętnie angażuje się w różnego rodzaju akcje społeczne namawiające ludzi do regularnych badań. Były gracz Realu i Chelsea dzięki rutynowym badaniom odkrył swoją chorobę, ale nie była ona jeszcze tak mocno rozwinięta, by piłkarz musiał zakończyć karierę. Obecnie Robben może pochwalić się wieloma sukcesami, takimi jak: mistrzostwo Holandii, Anglii, Hiszpanii oraz Niemiec, Puchar Ligi Mistrzów, czy wicemistrzostwo świata. To jednak tylko część szerokiej gabloty z trofeami Holendra, o którym moglibyśmy wcale nie usłyszeć, gdyby nie jego zapobiegliwość w sprawdzania stanu swego zdrowia.

Marcin Budziński

Zawodnik ekstraklasowej Cracovii, podobnie jak wcześniej opisywany Arjen Robben, zachorował na nowotwór bardzo wcześnie – już jako kilkunastolatek. Po latach zawodnik „Pasów” opowiadał, jak jego rówieśnicy beztrosko spędzali czas, uganiając się za piłką po podwórku, a on w tym czasie musiał poddawać się kolejnym zabiegom. Marcin przyznał, iż początkowo był przerażony tym, co go spotkało, ale z czasem zaczął zdawać sobie sprawę, że nawet chłoniak złośliwy to nie wyrok i można go pokonać. 24-latka wykańczały kolejne chemioterapie, ale walczył o swoje marzenia, był przecież uznawany za młodego, zdolnego zawodnika, któremu fachowcy wróżyli sporą karierę. Ale nie brakowało też takich, którzy doradzali „Budzikowi”, by dał sobie spokój z futbolem i skupił się wyłącznie na leczeniu. Te gorzkie słowa, które Marcin wiele razy słyszał, jeszcze bardziej motywowały go do walki z chorobą i czas pokazał, że warto było podjąć wyzwanie.

Dziś Budziński jest czołową postacią Cracovii, do tej pory w sezonie 2014/2015 rozegrał dla swojej drużyny 20 spotkań, jeśli chodzi o samą T-Mobile Ekstraklasę, zdobywając pięć goli i sześć asyst. W jednym z wywiadów pomocnik przyznał, iż przykre doświadczenia z przeszłości wzmocniły go, a „woda sodowa” mu nie grozi. Rzeczywiście, po tego typu traumie człowiek na pewno postrzega świat inaczej i potrafi cieszyć się z drobiazgów. Teraz „Budzik” chce doprowadzić swoją Cracovię do „lepszej” połowy tabeli, a trzeba przyznać, że  ma na to spore szanse. W pierwszym wiosennym meczu podopieczni Roberta Podolińskiego zremisowali ze Śląskiem 1:1, ale mecz stał na bardzo wysokim poziomie, głównie ze względu na świetną dyspozycję zawodników byłego trenera Dolcanu Ząbki.

Jonas Gutierrez

Argentyńczyk jest kolejnym pechowcem, w organizmie którego wykryto raka jąder. Niestety dla niego, nie mógł on liczyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony swego klubu, tak jak większość z wyżej opisywanych piłkarzy. Kiedy we wrześniu 2013 r. Jonas dowiedział się, iż choruje na nowotwór, władze Newcastle odwróciły się od niego. Ówczesny trener „Srok” Alan Pardev przyznał, że nie widzi dla Gutierreza miejsca w swoim zespole i postanowił wypożyczyć go do Norwich City. Obecnie 31-letni pomocnik występuje w młodzieżowym zespole Newcastle i nie wiadomo, jaka będzie jego przyszłość.

Wracając jednak do choroby piłkarza, po ponad roku ciężkich zabiegów piłkarz ogłosił za pośrednictwem jednego z portali społecznościowych, że udało mu się wygrać najtrudniejszy pojedynek w życiu. Zawodnik nie ma pretensji do władz Newcastle, które nie wsparły finansowo swego podopiecznego, który sam musiał opłacić kosztowne operacje, jakim był poddawany w rodzinnym kraju. Gutierrez mógł liczyć na wsparcie swojej rodziny, a także wielu kolegów, m.in. Joeya Bartona czy Gabriela Heinze. Ponadto swoją opieką otoczyła zawodnika fundacja im. sir Bobby’ego Robsona (legenda Manchesteru United), co także miało wielkie znaczenie w jego powrocie na boisko.

Inni znani zawodnicy walczący z ciężkimi chorobami

Smutna wiadomość o chorobie uczestnika zeszłorocznego brazylijskiego mundialu dotarła do nas kilka dni temu z Wigan Athletic, zespołu Championship. Reprezentant Hondurasu Juan Carlos Garcia cierpi na białaczkę, jego dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania. 34-letni zawodnik niemieckiego Unionu Berlin Benjamin Koehler również zmaga się ze śmiertelna chorobą, którą udało się pokonać opisywanemu w niniejszym artykule Marcinowi Budzińskiemu, czyli chłoniakiem. Były selekcjoner reprezentacji Polski, a obecnie trener I-ligowej Drutex-Bytovii Bytów Paweł Janas również nie ukrywa, że od wielu lat zmaga się z rakiem węzłów chłonnych, co nie przeszkadza mu jednak w normalnym funkcjonowaniu i korzystaniu z uroków życia. Znany ze swej małomówności szkoleniowiec przyznaje, iż nadal nałogowo pali papierosy i jest to jedyne uzależnienie, z którym nie ma zamiaru walczyć. Wiele lat temu z nowotworem zmierzyć się musiał były zawodnik AC Milan Alexandre Pato. Gdy miał 11 lat, dwukrotnie złamał rękę w tym samym miejscu, a szczegółowe badania wykryły w niej guza. Młodziutkiemu wówczas chłopcu groziła nawet amputacja chorej ręki, ale na szczęście nowotwór został pokonany, a o Brazylijczyku kilka lat potem zrobiło się naprawdę głośno.

Niestety dla niektórych walka z najgroźniejszymi chorobami bywa ponad ich siły i ulegają jej. W kwietniu ubiegłego roku z powodu raka jąder zmarł zaledwie 20-letni zawodnik West Ham United Dylan Tombides. Kilkanaście miesięcy temu odeszli też znany w latach 90. polski napastnik Marek Jakóbczak (44 lata) oraz szwedzki piłkarz Pontus Segerstroem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze