Na początku był płacz i zgrzytanie zębów. Teraz przeszliśmy do zadowolenia. Jednak czy aby nie jest ono nadmierne? Czy mamy powody do optymizmu przed zbliżającym się Euro 2012?
Kiedy chodziłem do gimnazjum, miałem nauczyciela od języka angielskiego. Pewnego dnia podzielił się z nami pewną życiową mądrością, która w pierwszej chwili wydawała mi się bezsensowna. Powiedział, że zdecydowanie lepiej jest być pesymistą. Dlaczego? Ponieważ możemy zaznać pozytywnego zaskoczenia, które jest znacznie przyjemniejsze niż doznanie oczekiwanej wcześniej satysfakcji. Natomiast w przypadku gdy nasze marzenie nie zostanie zrealizowane, nasza gorycz nie jest tak wielka jak ta, którą odczuwają optymiści. Tak więc ów pesymizm nie jest chyba aż tak zły?
Przyznam, że w wielu momentach po prostu nie mogę być pesymistą. Takim wyjątkowym przypadkiem jest chociażby zbliżające się Euro. Niby wiem, że w żadnym meczu nie będziemy faworytem. Zdaję sobie sprawę, iż każda z drużyn rywalizujących z nami w grupie ma na koncie znaczące sukcesy na mistrzostwach Europy. Moim oczom nie umknął fakt, iż na Euro nie wygraliśmy ani jednego spotkania. Ba, mamy za sobą jedynie debiut na tej imprezie! Mimo wszystko wierzę. Wierzę w kadrę Franciszka Smudy i z całego serca jej kibicuję. Dlaczego?
W tym przypadku mogę spróbować odwołać się do racjonalizmu. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że moje argumenty szybko zostaną obalone. Faktem jest, że reprezentacja Polski od pięciu spotkań nie straciła gola. Wygrała sześć ostatnich meczów. W tym roku nie przegraliśmy ani razu. Zanotowaliśmy zaledwie jeden remis. Rywalem była jednak Portugalia. To może dać powody do optymizmu. Jednak malkontenci szybko wymienią pozostałych przeciwników zespołu prowadzonego przez Franciszka Smudę. Faktycznie, Andora, Słowacja, Łotwa czy też Bośnia i Hercegowina do grona reprezentacyjnej ekstraklasy zaliczyć nie możemy. Przyjrzyjmy się więc grze „Biało-czerwonych”.
Najwięcej zastrzeżeń jest do gry obronnej. Tutaj znów przytoczę wymienioną wcześniej statystykę. Pięć spotkań bez straconej bramki. Zgoda, zwykle ratowali nas bramkarze. Często rywale mieli pecha. Jednak to jest element futbolu. Golkiper również należy do formacji defensywnej. Ma do wykonania pewne zadania. A że my mamy znakomitych bramkarzy, to też ich umiejętności wstydzić się nie musimy. W ofensywie jest zdecydowanie lepiej – Błaszczykowski, Lewandowski, Obraniak, Rybus. Wszyscy są ważnymi ogniwami w swoich klubach. Ogniwami, bez których szkoleniowcy nie wyobrażają sobie zespołu. Jeśli do tego dodamy świetnie spisującego się w Turcji Grosickiego, utalentowanego Rafała Wolskiego czy też mimo wszystko solidnego Mierzejewskiego, to trzeba przyznać, że z przodu mamy czym postraszyć.
Na Euro naszą najsilniejszą bronią powinien być kontratak. Jednak da się zauważyć, że za kadencji Franciszka Smudy zdecydowanej poprawie uległa gra w ataku pozycyjnym. Są dobre momenty, kiedy staramy się długo utrzymywać przy piłce, grać szybko po ziemi, zakładać wysoki pressing. To musi napawać optymizmem.
Mój ostatni, ale nie mniej istotny argument dotyczy tego, gdzie odbędzie się nadchodzący turniej – Polska i Ukraina. Gramy u siebie. „Wspólnie tworzymy historię” – tym hasłem UEFA reklamuje turniej w krajach gospodarzy. Wszystkim nam udziela się atmosfera mistrzostw. Zdajemy sobie sprawę, jaką są one szansą nie tylko dla rozwoju kraju, ale również dla rozwoju polskiej piłki. Wiedzą o tym także piłkarze. Za nimi będzie 40 milionów rodaków. Będą to czuli nie tylko na stadionach, ale również na ulicach. To niezwykle istotne (zajechało trochę engelowskim gadaniem). Niesieni fanatycznym dopingiem, „Biało-czerwoni” po prostu nie mogą dać plamy. Nie mogą…
No właśnie, tutaj naszło mnie zwątpienie. Co, jeśli przegramy wszystkie trzy mecze? Co, jeśli nie wyjdziemy z grupy? Aż boję się myśleć. Taki scenariusz niełatwo przechodzi przez moją głowę. Czy coś dało się jeszcze zrobić? Chyba lepiej po raz kolejny przestać myśleć racjonalnie. Wracam do tego, z czym żyje mi się najlepiej – do marzeń i wiary. Bo to nadaje życiu człowieka sens. Czekam na sukces. Wierzę w sukces. Do boju, Polacy! A nauczyciel angielskiego nie miał racji!
PS Poza tym, jak nawijał raper Łona, „fruźki wolą optymistów”.