Valencia to jeden z tych klubów, który przez lata utrzymywał się w czołówce hiszpańskiej La Liga. Bez wątpienia każdy z nas pamięta cudowne czasy, kiedy zespół ze środkowej Hiszpanii triumfował w Pucharze UEFA w sezonie 2003/2004. Wówczas zespół "Nietoperzy" zdobył ostatnie mistrzostwo Hiszpanii w swojej prawie 100-letniej historii. Poprzedni sezon był jednym z najlepszych w wykonaniu Valencii w ostatnich latach i tym bardziej zaskakuje, że obecny zaczęła tak słabo.
Drużynowa siła
Podopieczni Marcelino Garcia Torala rozgrywki Primera Division 2017/2018 ukończyli na wysokim, czwartym miejscu. Do końca deptali po piętach Realowi Madryt oraz Atletico. Kluczem do sukcesu była równa forma przez cały sezon, a sam zespół nie miał żadnej wielkiej gwiazdy, która ciągnęłaby jego grę. W związku z tym jego największą siłą była właśnie gra drużynowa.
Mimo to warto wyróżnić kilku piłkarzy. Dobre wrażenie mogła sprawiać ofensywa Valencii, na czele z Rodrigo i skrzydłowymi – Goncalo Guedesem oraz Carlosem Solerem. Najlepszy strzelec, pierwszy z wymienionej trójki Hiszpan, zdobył szesnaście bramek, co stanowiło prawie jedną czwarta strzelonych przez „Nietoperzy” goli.
Ponadto solidnością mogła imponować defensywa. Weteran Ezequiel Garay stworzył w drugiej części sezonu świetnie uzupełniający się duet stoperów z Jeisonem Murrilo. Od lat do czołówki lewych obrońców ligi należy natomiast Jose Luis Gaya, który mimo zaledwie 23 lat rozgrywa już piąty sezon w pierwszym składzie Valencii.
Przedsezonowe transfery mogły napawać kibiców optymizmem. Wykupienie trójki wypożyczonych kluczowych zawodników – Goncalo Guedesa za 40 milionów euro z PSG, Geoffreya Kondogbii za 25 milionów z Interu i Jeisona Murrilo również z Interu za 15 milionów – to jak najbardziej logiczne ruchy. Dodatkowo rywalizację w ataku mieli wzmocnić Kevin Gameiro, wykupiony za 16 milionów z Atletico Madryt, oraz wypożyczony z Chelsea Michy Batshuayi. Jak widać, Valencia nie skąpiła grosza w letnim okienku transferowym.
Kryzys na starcie
Wydawało się, że w klubie wszystko zmierza w dobrym kierunku. Niestety po sezonie okraszonym pierwszym od lat awansem do Ligi Mistrzów Valencię dopadł kryzys. Na usprawiedliwienie warto zaznaczyć, iż terminarz, który wylosowali „Los Che”, nie jest zbyt przychylny. Rozgrywki Primera Division rozpoczęli bowiem spotkaniem z Atletico Madryt, które to zremisowali 1:1. Wynik całkiem pozytywny, a i gra całkiem znośna – jednak już następny mecz mógł stać się powodem do niepokoju.
W drugiej kolejce Valencia podejmowała na wyjeździe Espanyol Barcelona, czyli typowego średniaka La Liga. Zespół z aspiracjami, taki jak prowadzony przez Marcelino, chcąc walczyć o coś więcej, musi takie spotkania wygrywać. Gospodarze bez większych problemów wygrali 2:0 z bezsilną Valencią, która oddała zaledwie cztery celne strzały. Niestety, ani wchodzący z ławki Batshuayi, ani Gameiro nie byli w stanie odmienić losów spotkania. O problemie mentalnym, który bez wątpienia również może mieć wpływ na takie wynik opowiedział nam redaktor serwisu VCF.PL, Michał Kosim:
– Widać tu problem mentalny. Marcelino już we wrześniu rozmawiał zresztą żywiołowo z klubowym psychologiem na jednym z treningów i w poczynaniach zespołu często widać braki koncentracji (choćby pięć sprokurowanych karnych w tym sezonie), a czasem wręcz boiskowy lęk, który czasem potrafi obudzić jedna groźna akcja rywali po długim okresie pozornej kontroli meczu. Następuje wtedy kompletny paraliż, jak w starciu z Espanyolem.
Poza wspomnianą dwójką zupełnie rozczarowuje Rodrigo. Niestety nie jest to pierwszy raz, gdy hiszpański snajper ma problemy ze zdobywaniem goli. Tak naprawdę dopiero w ubiegłym sezonie pokazał, na co go stać – w poprzednich trzech udało mu się strzelić zaledwie dziesięć razy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie był zmiennikiem, ale graczem pierwszego skład. Na dopełnienie obrazu w sezonie 2017/2018 trafił do siatki o sześć razy więcej niż w trzech minionych latach! O opinię w tym temacie również zapytaliśmy Michała:
„Blanquinegros” mają w tym sezonie dość długie momenty, w których przeważają, ale nie przekuwa się to na bramki. Kwartet napastników Rodrigo-Batshuayi-Gameiro-Mina miał strzelać jak na zawołanie, tymczasem w meczu z Young Boys Batshuayi stał się pierwszym graczem Valencii z dwoma trafieniami w tym sezonie. „Los Ches” po dwunastu meczach mają na koncie osiem goli przy 34 (!) na tym samym etapie zeszłego sezonu. Michał Kosim, redaktor serwisu VCF.PL
– Gdy dodamy do tego fakt, że Kondogbia i (zwłaszcza) Parejo grają znacznie poniżej formy z rozgrywek 2017/2018, a napędzający zeszłoroczne kontry Guedes przez brak odpowiednio przepracowanej pretemporady i urazy wciąż nie może wskoczyć do składu na stałe, otrzymujemy wypadkową w postaci obecnego obrazu gry.
Uczciwie trzeba przyznać, że Valencia nie traci wielu goli. Pod tym względem znajduje się na piątym miejscu – ex-aequo z trzema zespołami. Największym problemem wydaje się skuteczność – siedem bramek w dziewięciu spotkaniach to fatalny bilans. Gorszym wynikiem może „szczycić” się tylko Betis Sevilla, tak że to w tym elemencie Marcelino musi upatrywać klucza do poprawy sytuacji.
Problemy w lidze, problemy w LM
Na szczęście początkowe kłopoty Valencii nie spowodowały dużej straty do czołówki. Wystarczy, że w następnym spotkaniu z Athletikiem Bilbao zdobędzie trzy punkty i już może zbliżyć się się do pierwszej szóstki na odległość trzech punktów. Z pozytywów – ekipa „Los Che” nie przegrała już od sześciu spotkań. Z drugiej strony udało jej się odnieść w nich tylko jedno zwycięstwo, nad Realem Sociedad. Wynik 1:0 świadczy jednak o tym, że nie był to również łatwy mecz dla Valencii.
Warto odnieść się też do sytuacji podopiecznych Marcelino w grupie Ligi Mistrzów. Pierwsze od trzech lat spotkanie w tych rozgrywkach zakończyło się porażką z Juventusem 0:2. Już w drugim meczu „Nietoperzom” udało się zdobyć jeden punkt z dołującym Manchesterem United, co można uznać za lekkie rozczarowanie.
Teoretycznie to między angielskim a hiszpańskim klubem miała odbyć się walka o awans, jednak po wczorajszym bardzo słabym spotkaniu z Young Boys Berno (1:1) i to nie jest pewne. Na temat tego meczu i ogólnej sytuacji trenera Marcelino również informacji udzielił nam Kosim:
– Wtorkowy remis z Young Boys – już dziewiąty na dwanaście spotkań w obecnym sezonie – przelał czarę goryczy u wielu kibiców „Los Ches”, a głosy o zwolnieniu Marcelino, zarówno w Polsce, jak i w Hiszpanii, są coraz bardziej odważne i donośne. „Ostatnio trudno jest mi znaleźć racjonalne wytłumaczenie” – szczerze wyznał, zapytany o powód takiego wyniku Marcelino. Nie doszukiwałbym się w tym jednak niemocy trenerskiej i oznak, że szkoleniowiec „Nietoperzy” nie ma już pomysłu na zespół.
– Ba, ja też widzę problem, ale sam nie umiem go jednoznacznie nazwać. Piłkarze stale powtarzają, że wyniki przyjdą, bo wiedzą, jaką pracę wykonują na treningach. Mydlenie oczu? Moim zdaniem nie. Każdy, kto śledzi Valencię, wie, że nie jest to klub, w którym piłkarze potulnie godzą się na wszystkie rozwiązania szkoleniowców. Jeśli nie są przekonani, że pot wylewany na treningach prowadzi do czegoś konstruktywnego i wymiernego, to zapewniam: dadzą o tym znać.
Zaufanie do fachowca
Być może to również gra na dwóch frontach jest jedną z przyczyn gorszej formy Valencii. Wszakże w sezonie 2016/2017 zespół zajął trzynaste, najgorsze od kilkudziesięciu lat miejsce w lidze – dopiero obecny szkoleniowiec tchnął w ten zespół nowego ducha i poprowadził do czwartej lokaty w Primera Division. Warto więc zaufać specjaliście, jakim jest Marcelino, w kwestii wyciągnięcia zespołu z dołka, w jakim znalazł się na starcie sezonu. O tym również wspomina mój rozmówca:
– Na razie Marcelino ufa umiejętnościom swoich zawodników i vice versa, co jest w tym wszystkim bardzo istotne. Trudno nie martwić się jednak wynikami. Na razie jednak klub z Estadio Mestalla traci cztery punkty do tego (z całym szacunkiem dla Espanyolu czy Alavés) rzeczywistego top cztery, co daje nieco więcej czasu na poprawę gry i wyników, a i Liga Mistrzów wciąż jest do uratowania przy meczu z United na Mestalli.
Mimo wszystko wierzę, że uda się wyjść z tej sytuacji. Z Marcelino u steru. Podczas mojej rozmowy z Davidem Cartlidge’em powiedział on bardzo ważną rzecz: że wszyscy – piłkarze, trener, kibice – muszą podążać w tym samym kierunku. Dopóki sytuacja punktowa w La Liga nie zacznie się robić bardzo niepokojąca, będę stał murem za zespołem, po którym widać, że chce wspólnie z misterem wyjść z kryzysu. Do tego czasem wystarczy jeden lepszy mecz. Naprawdę. Michał Kosim, redaktor serwisu VCF.PL