Wiedzieliśmy, że w finale spotkają się reprezentacje, które smak turniejowego zwycięstwa znają doskonale. Wiedzieliśmy, że w obu ekipach drzemie duży potencjał za sprawą kilku wybitnych piłkarek. Niestety, nie wiedzieliśmy, że poziom rozgrywanego meczu przez większość czasu będzie tak daleki od skali całego sportowego wydarzenia. Poza tym - znamy mistrzynie! USA wie jak to się robi.
Wielce prawdopodobnym jest, że finał kobiecego mundialu nie skradł serc rzeszom fanów na całym świecie. Podczas gdy główne miejsce na scenie zajmowały kolejno mecze Copa America i Puchar Narodów Afryki, kobiecy turniej i jego zwieńczenie stały raczej na uboczu. To oczywiście nie oznacza, że mistrzostwa świata nie budziły dużego zainteresowania, ale realnie patrząc, bliżej było mu do cienia niż blasku reflektorów.
That's your #FIFAWWC 2019, everybody! #DareToShine pic.twitter.com/wEPhkZeCWK
— FIFA Women's World Cup (@FIFAWWC) July 7, 2019
Szczęśliwie popularność żeńskiej odmiany naszego ukochanego sportu rośnie i z dużą dozą optymizmu możemy stwierdzić, że ta tendencja będzie się utrzymywać przez kolejne lata. Bądź co bądź, to alternatywna i naprawdę ciekawa wersja futbolu, jaki znamy doskonale. Czy powinniśmy dwie jego formy zestawiać ze sobą? Powinniśmy silić się na tworzenie analogii? Odpuśćmy, nabierzmy dystansu i delektujmy się. Ten mundial i jego finał to skarbnica niemainstreamowej wiedzy, która jest naprawdę godna uwagi.
Od rzutu karnego po triumf. USA w swoim stylu!
Który to już raz! Kobieca reprezentacja USA w finale zdobyła bramkę nr 3 z rzutu karnego na całym turnieju (na cztery podyktowane). Raz w fazie grupowej, dwa razy w meczu 1/8 finału z Hiszpanią (wynik 2:1), a teraz z Holandią. Co by nie mówić, bramka w 61. minucie spotkania podyktowała dalszy jego przebieg, gdyż reprezentacja Holandii – mówiąc dosadnie – całkowicie się posypała. Mistrzynie Europy skupiły się na odrabianiu strat i zaczęły tworzyć swoim rywalkom więcej przestrzeni do gry. Przez to pojedynek, który przypominał spokojną partię szachów, przerodził się się w otwartą wymianę ciosów.
1 – USA's Megan Rapinoe is the first player to score a penalty in a Women's World Cup final, as well as becoming the oldest scorer in a final (34 years 2 days). Composed. #FIFAWWC #USANED pic.twitter.com/hKGkZIMS6d
— OptaJoe (@OptaJoe) July 7, 2019
Fakt „otwarcia” meczu sprawnie wykorzystały obrończynie trofeum. Dosłownie chwilę później, bo w 68. minucie meczu, „Jankeski” przeprowadziły zabójczą kontrę, w której największą rolę odegrała strzelczyni bramki – Rose Lavelle. Doszukując się analogii z męskim futbolem, można powiedzieć, że 24-letnia Amerykanka przeprowadziła solową akcję niczym Leo Messi! Jej gol był gwoździem do holenderskiej trumny, a zarazem zwieńczeniem udanego turnieju dla ekipy USA. I może momentami finałowe starcie spędzało sen z powiek, ale koniec końców – ostatnia tercja była świetnym widowiskiem!
Bohaterka USA i gwiazda wieczoru – Megan Rapinoe!
Ten dzień dla jednej piłkarki reprezentacji USA jest bardziej niż wyjątkowy. Otóż 34-letnia skrzydłowa osiągnęła znakomity jubileusz – 50 strzelonych bramek dla swojego kraju. Co więcej, amerykańska jubilatka pobiła absolutny rekord mistrzostw świata kobiet, bo jej gol otwierający wynik stał się tym „najstarszym” w historii meczów finałowych. Czy można przeżyć lepszą chwilę? Zwycięstwo w turnieju, jubileusz, rekordy… Udało się dosłownie wszystko oprócz zdobycia wisienki na torcie: tytułu króla strzelców. W tej kwestii lepsza o jedną asystę (6 goli, 3 asysty) okazała się inna gwiazda – Alex Morgan.
Women's World Cup Title Breakdown
USA: 4
Germany: 2
Japan: 1
Norway: 1 pic.twitter.com/gEFZJzM9Kw— CBS Sports HQ (@CBSSportsHQ) July 7, 2019
Osiem mistrzostw świata, cztery triumfy reprezentacji USA – absolutna dominacja. Amerykanki złapały tę dyscyplinę sportu za uszy i rozgrywają kolejny już turniej na ustanowionym przez siebie poziomie. 28 bramek strzelonych, trzy stracone – czy trzeba mówić więcej? Gdyby ktoś spojrzał tylko na suche liczby, mógłby stwierdzić, że „Jankeski” wystąpiły w rozgrywkach towarzyskich. Oczywiście mecz z Tajlandią można by wykluczyć ze sfery „meczów poważnych”, ale to wciąż niczego nie umniejsza. Ta reprezentacja jest wręcz stworzona do wygrywani i pojawia się jedynie pytanie: na jak długo?
Zwycięskie turnieje we Francji i Kanadzie to złoty czas dla amerykańskiego futbolu. Wystarczy spojrzeć na przebieg wszystkich meczów, by zrozumieć, że dopóki niesamowite pokolenie nie odejdzie na emeryturę lub się nie zestarzeje – USA będzie panować. To już się dzieje, bo największe gwiazdy reprezentacji USA są po drugiej stronie górki, ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Spójrzmy na fakty dokonane: „Jankeski” podczas dwóch ostatnich mundiali rozegrały 14 meczów, z czego tylko jeden zakończył się remisem. Pozostałe mecze to oczywiście zwycięstwa, a bilans? 42:6!!!
Cesarzowi oddajemy, co cesarskie, ale należą się również ciepłe słowa dla przegranych dzisiejszego finału. Holandia bowiem nigdy nie przedostała się do ostatniego etapu mundialu! Ba, nigdy nie dotknęła na nim nawet strefy medalowej, więc tym bardziej należy jej się szacunek. Odprawić z kwitkiem Japonię czy Szwecję? Tego nie robi się ot tak, a kobieca ekipa „Oranje” tego dokonała. Cóż, na finiszu drogi do historycznego triumfu stała po prostu drużyna z innej ligi, której przez kilka lat nie może poskromić nikt. I może się wydawać, że ten czas w końcu nadejdzie, ale… nie nadszedł. Nie, jeszcze nie teraz.
Zapraszamy również do lektury naszego reportażu o MŚ Kobiet we Francji: tutaj
I tutaj