Urugwaj zajmuje dopiero siódme miejsce w eliminacjach do mistrzostw świata. Zawisła nad nim groźba braku awansu na turniej w Katarze, co kosztowało Oscara Tabareza posadę selekcjonera. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że tylko część winy leży po stronie legendarnego urugwajskiego trenera.
Reprezentacja Urugwaju przegrała cztery ostatnie spotkania w ramach grupy eliminacyjnej strefy CONMEBOL. Porażki z Brazylią i Argentyną można było przewidzieć, ale dużo trudniej usprawiedliwić wyjazdową klęskę 0:3 z Boliwią. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę niesprzyjające warunki osławionego stadionu w La Paz, czyli jednej z najwyżej położonych aren sportowych na świecie.
Przegrana z Boliwią znacząco skomplikowała Urugwajczykom drogę na mundial. Na cztery kolejki przed końcem eliminacji zajmują bowiem dopiero siódmą lokatę w tabeli swojej strefy. Tymczasem na mistrzostwa w Katarze pojadą cztery najlepsze drużyny, a piąta w stawce zagra baraż z reprezentantem innego kontynentu.
Walka o awans na mundial będzie więc pasjonująca. Wywalczyły go już dwie drużyny, czyli Argentyna i Brazylia, a blisko osiągnięcia sukcesu jest również Ekwador. Tym samym o bilet do Kataru na cztery kolejki przed końcem eliminacji walczą wszystkie pozostałe zespoły poza Wenezuelą. Urugwaj z 16 punktami na koncie traci zaś jeden punkt do premiowanego awansem czwartego miejsca.
Po Copa America było jeszcze gorzej
Problem w tym, że w tabeli strefy CONMEBOL jest niezwykle ciasno. Ostatnie premiowane bezpośrednim awansem miejsce zajmuje Kolumbia mająca tyle samo (czyli 17) punktów co piąte w tabeli Peru. Urugwaj i Chile zgromadziły po 16 oczek, a tylko jedno mniej depcząca im po piętach Boliwia. Wciąż realne szanse na awans ma również przedostatni Paragwaj, który traci do Urugwaju i Chile trzy punkty.
Reprezentację Urugwaju czeka więc walka do samego końca przynajmniej o miejsce w barażach. Zadanie będzie jednak niezwykle trudne. Urugwaj zapewne nie zagra tak słabo, aby przegrać na własnym stadionie z wyraźnie odstającą od reszty stawki Wenezuelą. Po beznadziejnym meczu z Boliwią kibice „Urusów” mogą być jednak pełni obaw przed starciami z Paragwajem, Peru i Chile.
¡Últimos boletos disponibles! 🎟✈
Brasil y Argentina ya se subieron al avión rumbo a Catar. ¿Quiénes ocuparán los lugares restantes? 🇶🇦👀#EliminatoriasSudamericanas pic.twitter.com/n3XhAD90LR
— CONMEBOL.com (@CONMEBOL) November 17, 2021
Najwyraźniej urugwajska federacja uznała, że nie ma żadnych widoków na wyjście z kryzysowej sytuacji pod wodzą Tabareza. Prowadzony przez niego zespół był zresztąod dawna krytykowany za swoją grę, a dzwonek alarmowy rozbrzmiał głośno zwłaszcza po tegorocznym Copa America. Urugwaj nie zachwycał już w fazie grupowej, natomiast w ćwierćfinale w rzutach karnych lepsza od niego okazała się Kolumbia.
Kolejne dwa zgrupowania po Copa America stały się jedynie wodą na młyn krytyków Tabareza. Zespół z każdym spotkaniem prezentował się coraz gorzej, praktycznie sprowadzając swoją obecność na boisku do roli statystów w trakcie utraty kolejnych bramek. Na dodatek ofensywa dostosowała się do słabego poziomu defensywy, dlatego w ostatnich sześciu meczach Urugwaj zdobył zaledwie dwie bramki.
Urugwaj wiele mu zawdzięcza
Krytykować już byłego selekcjonera Urugwaju oczywiście można, jednak wylewanie pomyj na jego osobę byłoby nie na miejscu. Owszem, w historii reprezentacji „La Celeste” były momenty większej chwały. Wszak to właśnie kadra narodowa tego małego kraju zdobyła pierwsze mistrzostwo świata w 1930 roku, powtarzając zresztą ten sukces 20 lat później. Futbol był jednak wówczas inny, tak samo zresztą jak sam mundial.
To była o kilka lat spóźniona decyzja.
Ale dziś kończy się epoka Oscara Tabareza z reprezentacją Urugwaju.
15 długich lat, których nikt mu nie zabierze. I historia jakich niewiele na tym świecie.
Czas na nową opcją i federacja ma trochę czasu na uporządkowanie tej sprawy. https://t.co/kZo8CeoKlx
— Michał Borowy (@MiBorowy) November 19, 2021
Tabarez tymczasem przywrócił Urugwajowi blask w zupełnie innej rzeczywistości, stojącej pod znakiem dużo większej rywalizacji. Reprezentacja pod jego wodzą zajęła więc czwarte miejsce podczas MŚ w Republice Południowej Afryki w 2010 roku, a osiem lat później wywalczyła piątą lokatę ma mundialu w Rosji. Nie można również zapominać, że dekadę temu kadra pod wodzą dziś 74-letniego szkoleniowca wygrała Copa America.
Mało kto wydaje się teraz pamiętać, że przed zakończoną właśnie piętnastoletnią przygodą Tabarez już raz prowadził urugwajską kadrę. W latach 1988–1990 udało mu się zdobyć wicemistrzostwo Ameryki Południowej oraz awansować na mundial we Włoszech. Jego pierwsza kadencja była zaś nagrodą za wygranie w 1987 roku Copa Libertadores z Penarolem Montevideo.
Nie można także zapominać, że to właśnie „El Maestro” na początku swojej pracy przedstawił nowy model szkolenia zawodników. Obejmował on wszystkie juniorskie reprezentacje narodowe, dlatego zakładał jednolity proces rozwoju młodych urugwajskich piłkarzy. Można więc stwierdzić wprost, że obecne gwiazdy „Urusów” są produktami koncepcji opracowanej przez Tabareza.
Zmiany i tak nastąpią
Ani medali, ani przynajmniej awansów na duże imprezy nie rozdaje się jednak za zasługi. Urugwajowi grozi zaś pierwsza nieobecność na mundialu od 2006 roku. Trudno mówić, że po erze Tabareza trzeba „posprzątać”, tym niemniej kosmetyczne zmiany mogą w obecnej sytuacji nie wystarczyć. Choć oczywiście nie można wykluczyć skutecznego działania tzw. „efektu nowej miotły”.
Nowy selekcjoner nie może jednak myśleć tylko w krótkiej perspektywie. Nawet po ewentualnym awansie na MŚ w Katarze poważne zmiany w ich reprezentacji i tak będą musiały w końcu nastąpić. Gwiazdy „Urusów” nie staną się wszak młodsze. Udział w przyszłorocznym mundialu będzie więc i tak oznaczał pożegnanie z kadrą Edinsona Cavaniego, Luisa Suareza, Diego Godina czy Martina Caceresa.
Co jednak można zmienić w grze Urugwaju doraźnie, czyli na potrzeby najbliższych spotkań eliminacyjnych? Z pewnością poważny problem leży w psychice zawodników. Części z nich zarzucano choćby niewykonanie nakreślonych im zadań. Ponadto gra „La Celeste” totalnie sypie się w momencie, gdy tracą oni bramkę jako pierwsi. W takich przypadkach wielokrotnie widoczny był jednak brak liderów, w tym roku wyjątkowo dziesiątkowanych przez kontuzje.
Wielu kibiców będzie jednak oczekiwało od nowego selekcjonera zmian czysto personalnych. W ogniu krytyki znalazł się zwłaszcza bramkarz Fernando Muslera, lecz jego przykład doskonale obrazuje obecne braki kadrowe. Na niektórych pozycjach albo nie ma następców dotychczasowych gwiazd, albo ich talenty trzeba jeszcze oszlifować. Jak widać, nie zawsze wszystkiemu winny jest selekcjoner…