Urban zaczyna stąpać po kruchym lodzie


7 grudnia 2014 Urban zaczyna stąpać po kruchym lodzie

Kiedy przed sezonem Jan Urban podpisywał umowę z Osasuną Pampeluna, witano go w klubie jak bohatera. Oczywiście duży wpływ miały na to świetne występy w przeszłości, ale przede wszystkim wiara w jego umiejętności trenerskie. Miały one doprowadzić klub z powrotem do Primera Division. Tyle że  w obecnej chwili znacznie bliżej jest mu do opuszczenia zespołu.


Udostępnij na Udostępnij na

Powrotowi Urbana do Pampeluny rzeczywiście towarzyszyła prawdziwa euforia. Witano go niemalże z honorami i wiele obiecywano sobie po rozpoczęciu przez niego pracy. Mimo iż zespół znajdował się w nie najlepszej sytuacji finansowej, a przede wszystkim kadrowej, wierzono, że on zdoła doprowadzić drużynę do sukcesu, czyli powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej. – Jesteśmy pewni, że powierzyliśmy klub w dobre ręce. Wszyscy chcemy przecież ponownie widzieć Osasunę w  Primera Division – takie słowa padły na prezentacji Polaka.

Jan Urban
Jan Urban został wyjątkowo przywitany w Pampelunie (fot. osasuna.es)

I początek sezonu rzeczywiście można było uznać za udany. Zespół pokonał na inaugurację rezerwy Barcelony, które w każdych rozgrywkach plasują się w czołówce Segunda Division. To pozwalało z optymizmem patrzeć na kolejne miesiące jego pracy. Tyle że schody rozpoczęły się bardzo szybko.

Osasuna musiała czekać ponad cztery tygodnie na kolejne ligowe zwycięstwo, a w międzyczasie dwa mecze przegrała i tyle samo zremisowała. Jednakże i tym razem radość trwała bardzo krótko, bo drużyna w żaden sposób nie potrafiła pójść za ciosem i wygrać chociażby dwóch pojedynków z rzędu. Co gorsze, Osasuna w ogóle przestała punktować i po ośmiu meczach bilans był następujący: dwa zwycięstwa, tyle samo remisów i aż cztery porażki. Mimo tego w Pampelunie zachowywano spokój i nikt nie zamierzał dokonywał żadnych pochopnych czy nerwowych ruchów.

Trzeba przyznać, że działacze nie za bardzo mogli postąpić inaczej. Przede wszystkim od podpisania umowy przez byłego trenera Legii Warszawa upłynęło niewiele czasu i było zdecydowanie za wcześnie, aby dokonywać rewolucji. Postawmy sobie sprawę jasno, okres dwóch czy trzech miesięcy to zdecydowanie zbyt krótko, aby odcisnąć swoje piętno na zespole, tym bardziej jeśli został on osłabiony, a ubytki w składzie trzeba zapełniać piłkarzami z rezerw, którzy nie prezentują w większości nadzwyczajnego poziomu.

Tyle że cierpliwość włodarzy klubu dość szybko zaczęła się wyczerpywać. Duży wpływ miał na to fakt, że drużyna z każdym tygodniem wcale nie grała lepiej, a i wyniki osiągane przez nią były dalekie od oczekiwań. To spowodowało, że pod koniec listopada pojawiła się informacja o ultimatum, które Urban miał otrzymać od swoich zwierzchników.  Miało ono wyglądać następująco: zarząd jest zaniepokojony dotychczasowymi wynikami, ale nie zamierza działać pod wpływem chwili. Z tego względu Polak miał dostać pięć meczów na poprawę nie tylko rezultatów, ale ogólnej gry zespołu, która zupełnie nie napawała optymizmem.

Jan Urban
Jan Urban ma ostatnio o czym myśleć (fot. marca.com)

Od tego czasu minęły dwa spotkania ligowe, ale ani dyspozycja zespołu, ani – co gorsze – wyniki kompletnie nie uległy poprawie. W ostatnią sobotę Osasuna uległa na wyjeździe Mirandes i jest sytuacja w tabeli ligowej naprawdę stała się dramatyczna. Jeśli w niedzielę będące za nią Tenerife albo Sabadell wygrają swoje mecze, to zespół prowadzony przez Jana Urbana wyląduje w strefie spadkowej. A to nic dobrego nie wróży, nawet abstrahując od tego, że zostało mu jeszcze trzy mecze do końca ultimatum. Trzeba powiedzieć jasno: jest źle, a na horyzoncie nie za bardzo widać światełko w tunelu.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze