Torino zaczęło sezon Serie A od porażki z Fiorentiną, choć gra drużyny wyglądała nieco lepiej niż w poprzednim sezonie. Nie zmienia to jednak faktu, że „Granata” nie wygrała już od sześciu ligowych spotkań. Oczekiwania względem nowego trenera, Marco Giampaolo, są tymczasem spore.
W sobotę na boisku we Florencji spotkały się dwie znane marki, które w ostatnich latach nie zachwycają jednak swoich kibiców. AC Fiorentina w ubiegłym roku broniła się przed spadkiem z włoskiej ekstraklasy, natomiast w tym roku widmo degradacji zajrzało w oczy piłkarzom Torino. Zarówno fani „Violi”, jak i „Granaty” z pewnością mają dużo większe oczekiwania, nie zawsze przystające do potencjału tych drużyn.
Sami kibice Torino przed wyjazdowym spotkaniem z Fiorentiną nie mieli jednak wielkich złudzeń. Spodziewali się więc porażki. Po pierwsze, przemawiały za nią statystyki, bo drużyna z Turynu po raz ostatni wygrała we Florencji w 1976 roku. Po drugie, można było przewidywać, że nowi piłkarze nie od razu staną się wzmocnieniem „Granaty”. Wszak niezwykle krótka przerwa letnia, podczas której liczba sparingów była ograniczona do minimum, nie ułatwiała im procesu zgrania się z nowymi kolegami.
Ostatecznie w sobotę w pierwszym składzie zagrał tylko jeden nowy nabytek Torino. Debiut w kasztanowych barwach zaliczył tym samym nasz rodak, Karol Linetty. Poza nim fani 17. drużyny ubiegłego sezonu Serie A mogli obserwować dobrze im znanych zawodników. W przypadku piłkarzy pokroju Andrei Belottiego czy Salvatore Sirigu była to z pewnością dobra informacja. Wszak pierwszy z nich ratował skórę „Granacie” swoimi bramkami, natomiast drugi bramkarskimi interwencjami. W przypadku pozostałych zawodników sprawa wygląda nieco inaczej.
Wiele spekulacji, mało realizacji
Z tego zresztą powodu Torino było niezwykle aktywne na rynku transferowym. Przynajmniej według mediów, które łączyły z klubem wiele mniej lub bardziej znanych nazwisk. Spekulacje transferowe w doskonale znanym z naszego podwórka sezonie ogórkowym nie są niczym szczególnym, ale we Włoszech wydają się często przekraczać granicę absurdu. Każdy stąpający po ziemi kibic „Granaty” wiedział więc doskonale, że na medialne doniesienia należy patrzeć przez palce. Szczególnie gdy z klubem łączyło się chociażby Radję Nainggolana…
Ostatecznie w zespole Torino pojawili się zawodnicy, o których pozyskaniu mówiono przez wiele tygodni. Najbardziej jaskrawym przykładem jest wspomniany Linetty. Polak występujący przez ostatnich pięć lat w Sampdorii Genua był przez media przymierzany do „Granaty” już od maja, natomiast transfer udało się sfinalizować pod koniec sierpnia. Nieco krócej trwały pertraktacje dotyczące zasilenia Torino przez Ricardo Rodrigueza. Poza wymienionymi wyżej zawodnikami zespół wzmocnili kosowski obrońca Mergim Vojvoda ze Standardu Liege, a także wypożyczony z Sampdorii defensor Nicola Murru. Ponadto włodarze klubu ostatecznie wykupili Simone Verdiego z SSC Napoli.
Patrząc na tę kwestię z boku, można uznać, że pozyskanie czterech zawodników nie jest kadrową rewolucją. Nieco inaczej na sprawę patrzą jednak sami kibice „Granaty”. Felietonista poświęconego klubowi portalu Toro News stwierdził wręcz, że tak duże zakupy na rynku transferowym to rzecz niewidziana od dawna. Władze Torino musiały jednak dokonać ich nie tylko z powodu potrzeby wzmocnienia kadry. Możliwość doboru zawodników to jeden z warunków postawionych przez Giampaolo.
Czy on tam pasuje?
Oczywiście przyjście nowego szkoleniowca należy uznać za transakcję wiązaną. Giampaolo postawił wspomniany warunek w postaci możliwości wskazania nowych graczy, którzy zasilą drużynę. Z tego zresztą powodu znaleźli się w niej Linetty i Murru, z którymi współpracował w Sampdorii, a także Rodriguez znany mu z Milanu. Torino dało zaś trenerowi możliwość powrotu do zawodu. Trzeba bowiem pamiętać, że na początku października minie rok od zwolnienia Giampaolo przez Milan.
Były szkoleniowiec „Rossonerich” ma więc coś do udowodnienia, a według deklaracji włodarzy Torino będzie miał na to czas. Prezentując Giampaolo jako nowego trenera zespołu z Turyno, mówił o tym wprost dyrektor techniczny, Davide Vagnati. Jego zdaniem 53-letni szkoleniowiec był idealnym kandydatem, bo „Granata” potrzebuje długiego cyklu odbudowy. Planowanie i ciągłość – Vagnati uważa, że bez tego nie da się osiągać lepszych rezultatów.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że Giampaolo kilkukrotnie był przymierzany do pracy w Torino. Jak sam przyznał, nie były to jedynie medialne spekulacje. Za każdym razem na przeszkodzie stawały jednak kwestie organizacyjne. Raz szkoleniowiec prowadził w Serie A zespół Sieny, a innym razem miał problemy z licencją.
Kibice „Granaty” podchodzący sceptycznie do Giampaolo, a takich nie brakuje, mogą uznać wymienione fakty za pewien znak. Wszak według nich szkoleniowiec wraz ze swoją filozofią gry nie pasuje do nowego miejsca pracy. Co ciekawe, on sam z rozbrajającą szczerością mówił o tym na swojej powitalnej konferencji prasowej. Stwierdził wówczas, że Torino wywodzi się z innej tradycji niż jego sposób myślenia. Mecz z Fiorentiną pokazał jasno, kto i do kogo będzie musiał się dostosować. „Granata” zagrała bowiem ulubionym ustawieniem Giampaolo, a więc 4-3-1-2. Tymczasem jego poprzednicy na ławce trenerskiej, Walter Mazzarri i Moreno Longo, preferowali 3-4-1-2.
Brakuje iskry
W komentarzach po meczu z Fiorentiną przewijało się sformułowanie o „braku iskry”. Poza zmianą taktyki nie widać więc, aby w drużynie rzeczywiście zaczęła się jakaś rewolucja. Zawodnicy wciąż nie grają choćby z oczekiwanym od nich zaangażowaniem. W przypadku kilku z nich można zresztą mówić o niespecjalnie skrywanym wypaleniu.
Najlepszym przykładem jest pod tym względem Simone Zaza. Właściwie nikt nie łudzi się już, że 29-letni napastnik wniesie jeszcze jakąkolwiek wartość dodaną do Torino. Zamiast tego z każdym meczem wydaje się rozmieniać na drobne. Warto zresztą przypomnieć, że w ubiegłym sezonie były piłkarz Valencii czy Juventusu zagrał w 24 spotkaniach ligowych i zdobył w nich zaledwie sześć bramek. Nie tego oczekuje się od zawodnika z takim życiorysem.
https://twitter.com/__Willi___/status/1307635092374913027
Spotkanie z Fiorentiną pokazało też, że prochu nie wymyśli także kilku innych zawodników. Kibice mają pod tym względem najwięcej zastrzeżeń do stopera Armando Izzo i defensywnego pomocnika Tomasa Rincona. Młodszy nie będzie już 34-letni lewy obrońca Cristian Ansaldi, a wiara w eksplozję talentu Alejandro Berenguera wydaje się być mniejsza niż w przypadku Zazy.
Poniekąd Giampaolo musiałby stać się cudotwórcą, aby wykrzesać z tej grupy zupełnie nową siłę. Szkoleniowiec zdaje sobie zresztą z tego sprawę, stąd wspomniane już wzmocnienia. Pojawia się jednak pytanie, czy pozyskanie czterech nowych zawodników można uznać rzeczywiście za rewolucję. Szatnia Torino potrzebuje dużo większego wietrzenia. A przede wszystkim dużo lepszych graczy niż pozyskany z Milanu Rodriguez… Fani „Granaty” liczą zresztą, że do czasu zamknięcia okienka transferowego klub pozyska rozgrywającego. Brak klasycznego playmakera jest bowiem aż nadto widoczny.
Ważny Linetty
Polscy kibice mogą być z pewnością zadowoleni, że Linetty jako jedyny nowy gracz na inaugurację Serie A wystąpił od pierwszej minuty. Torino według słów samego reprezentanta Polski miało zabiegać o niego już w lutym, ale chciał on pomóc utrzymać się Sampdorii. Zatrudnienie Giampaolo tylko wzmacnia jego pozycję, bo jak już wspomniano, obaj współpracowali ze sobą w Genui.
Linetty został zresztą uznany za jeden z niewielu pozytywów spotkania z Fiorentiną. Według statystyk zaliczył on 35 podań, z czego 92 proc. było celnych, a lepszy wynik w zespole miał tylko Nicolas N’Koulou. Trzy razy udało mu się odzyskać piłkę, w tym dwa razy przerywał akcje inicjowane przez zawsze groźnego Giacomo Bonaventurę. Ponadto Linetty zaliczył 13 podań do przodu, ustępując pod tym względem tylko Ansaldiemu. Nieco gorzej było z formą fizyczną, bo Polak w drugiej połowie wyraźnie przygasł.
https://twitter.com/Claudio_Mutka/status/1307379157039489029
Abstrahując od wspomnianych statystyk, było widać, że Polak łapie już wspólny język ze swoimi nowymi kolegami. Czas powinien więc działać tylko na jego korzyść. Zwłaszcza że w porównaniu do większości zespołu Linetty doskonale zna filozofię Giampaolo i preferowaną przez niego taktykę. Nie musi więc „uczyć się” nowego szkoleniowca „Granaty”. Największym minusem polskiego zawodnika jest więc fakt, że nie jest poszukiwanym przez klub rozgrywającym.
Presja duża, czasu mało
Dyrektor techniczny Torino może oczywiście posługiwać się marketingowymi hasłami. Nikt nie powinien naprawdę wierzyć, że Giampaolo zgodnie z zapowiedziami włodarzy klubu będzie miał dużo czasu na przebudowę drużyny. Fani „Granaty” są wymagający, stąd nie będą czekać cierpliwie na wyniki. Zwłaszcza że już teraz Torino ma za sobą serię sześciu spotkań bez wygranej. Mecz z Fiorentiną od początku był spisany na straty, ale kibice nie będą równie wyrozumiali podczas domowego meczu z Atalantą Bergamo i wyjazdu do Genui.
Sytuacji nie ułatwia fakt, że Giampaolo nie był entuzjastycznie witany przez kibiców z Turynu. Na dodatek rykoszetem będzie trafiać w niego niechęć fanów do zarządu „Granaty”. Obecny prezydent klubu, Urbano Cairo, od piętnastu lat mami ich wizją jakościowego skoku w grze zespołu. Ostatecznie na koniec sezonu chwali się nie wynikiem sportowym, ale tabelkami z wynikami finansowymi Torino. Nie po to jednak przychodzi się na trybuny.
W tym kontekście pojawia się jednak pytanie, czy sam szkoleniowiec w porównaniu do swojego pracodawcy rozumie oczekiwania kibiców. Giampaolo uważany jest za dobrego nauczyciela i estetę ceniącego piękną grę. Jednocześnie nie potrafi jednak radzić sobie z presją, a także oczekiwaniami środowiska. Trener Torino albo wyciągnął więc wnioski z nieudanej przygody z Milanem, albo zapewni sobie i kibicom swoistą powtórkę z rozrywki.