Trenerze, osiągnąłeś wynik? Teraz radź sobie sam!


Jak w Polsce potrafi się skończyć dojście do historycznego wyniku

17 lipca 2016 Trenerze, osiągnąłeś wynik? Teraz radź sobie sam!
Krzysztof Pulak

W Polsce każdy trener prędzej czy później pada ofiarą własnego sukcesu. Stara śpiewka, doskonale nam znana. Od kilku lat co wiosnę obserwujemy paniczny lęk niektórych szkoleniowców przed zajęciem wysokiego miejsca w tabeli. Nikt tego głośno oczywiście nie powie, lecz czasem po prostu lepiej zostać kilka schodków niżej, niż wdrapywać się na sam szczyt. Po co przecież sobie dorzucać dodatkowych problemów? Chore myślenie? Tak, ale w Polsce konieczne. Osiągnąłeś dobry wynik? Super! Teraz radź sobie sam. Spójrzmy na kilka przykładów.


Udostępnij na Udostępnij na

Jacek Zieliński (Lech Poznań)

Zwolniony w trakcie pucharów

Pamiętacie? Najpierw zdobyty, długo oczekiwany w Poznaniu „majster”. Potem porażka w eliminacjach do Ligi Mistrzów, lecz w kontekście utraty m.in. Roberta Lewandowskiego dość mocno wkalkulowana. Następnie sympatyczny awans do fazy grupowej Ligi Europy, a tam? Fenomenalne pojedynki z Juventusem i Salzburgiem. Niestety, reszty Zielińskiemu już nie dano zasmakować, ponieważ zwolniono go w związku ze słabymi wynikami w lidze. Jackowi Rutkowskiemu zaś wkrótce wymarzył się Jose Maria Bakero.

Obecny szkoleniowiec Cracovii wyznaczył pewien trend. Jak mało kto obnażył niemoc, z jaką przychodzi polskim klubom dzielić ligę i puchary. Wtedy jeszcze wielu z nas sądziło, że problem leży gdzieś indziej, a winny jest przede wszystkim trener. Dziś, z perspektywy czasu chyba nikt nie ma wątpliwości, że w Poznaniu działacze poszli na łatwiznę. Jeśli natomiast ktoś sądzi, że znakomity wynik z Manchesterem City to efekt cudownego dotyku Bakero, współczujemy. Zieliński zapłacił za problem, na który do dnia dzisiejszego praktycznie nikt w Polsce nie znalazł rozwiązania (no, może Legia Berga, ale to na krótką metę i z efektem ubocznym).

Orest Lenczyk (Śląsk Wrocław)

Zwolniony tuż po pucharach

Ofiarą własnego sukcesu padł również Orest Lenczyk zwolniony tuż po odpadnięciu z europejskich pucharów. Zanim jednak do tego doszło, doświadczony szkoleniowiec zdołał w ciągu dwóch sezonów zdobyć dla Wrocławia dwa medale. Najpierw za wicemistrzostwo, rok później już za zwycięstwo w lidze. Mało? Owszem, włodarze uznali, że kryzys, jaki dopadł drużynę, wynika wyłącznie z nieodpowiedzialności trenera. Przecież wszystko znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Z transferami Patejuka czy Grodzickiego nic tylko brnąć na podbój Europy.

Gdy w szatni zaczęło dochodzić do konfliktów i patologicznych sytuacji, szkoleniowiec nie miał gdzie szukać wsparcia. W końcu łatwiej i oczywiście taniej wywalić trenera niż piłkarza. Nawet gdy ten ostatni okazuje się patologicznym elementem funkcjonującym w naszej ekstraklasie, którego jedynym osiągnięciem jest zbluzganie szkoleniowca. Nie, takich zawsze lepiej zostawić, łudząc się, że przy innym trenerze potulnie jak baranek zmieni swoje postępowanie.

Kompromitacja wrocławskich działaczy rozpoczęła tylko kilkuletni epizod niezrozumiałych decyzji i kolejnych sterników, z których każdy (Levy, Pawłowski, Szukiełowicz) na koniec wzbudzał raczej politowanie niż respekt.

Jan Kocian (Ruch Chorzów)

Zwolniony nieco ponad miesiąc po pucharach

Jeszcze dwa lata temu niemalże cała Polska ściskała kciuki za podopiecznych czeskiego szkoleniowca. Jedni bardziej jawnie, inni tak po cichu. W obliczu kompromitującej porażki Lecha z islandzkim Stjarnan i administracyjnego koszmaru Legii w dwumeczu z Celtikiem „Niebiescy” byli takim niewielkim promykiem nadziei dla wszystkich, którzy mieli prawo popaść w depresję, widząc wyniki naszego futbolu. Najpierw po dramatycznej walce ograli duński Esbjerg, następnie zaś długo opierali się faworyzowanemu Metalistowi. Brakło naprawdę niewiele, by Ruch sensacyjnie znalazł się w fazie grupowej. Niemalże rok pracy trenera, który najpierw wyciągnął Ruch z dolnych rejonów tabeli, by ostatecznie wywalczyć brązowy medal mistrzostw Polski, wystarczył, by kibice zapomnieli o „Waldku Kingu” i okrzyknęli Słowaka nowym królem.

Niestety, jak to później Kocian ujął w jednym z wywiadów, „puchary złamały jego drużynie kark”. Na tak wąską kadrę było tego po prostu za dużo. Już sezon wcześniej trener praktycznie korzystał z tej samej jedenastki, natomiast gdy doszły do tego puchary, bez transferów zespół nie mógł więcej zdziałać. Efekt? Ruch nie uniknął ostrej zadyszki, która zrzuciła go w dolny rejon tabeli. Na początku października, mając zaledwie osiem punktów, zaczęło im coraz wyraźniej spoglądać w oczy widmo degradacji. Działacze nie wytrzymali ciśnienia, zwalniając Kociana i zastępując go ponownie Fornalikiem. Wystarczył jeden kryzys, by prawdopodobnie najlepszego szkoleniowca ubiegłego sezonu pozbyć się z ulicy Cichej. Sam Słowak później nie miał dobrej karty, ponieważ jego szczeciński epizod warto w zasadzie pominąć milczeniem.

Radoslav Latal

Rozwiązał kontrakt w trakcie pucharów

Historia najnowsza. Trener, który wykręcił ze swoim zespołem kapitalny wynik, najlepszy w jego historii, odchodzi. Dlaczego? Mówiąc wprost, za bardzo zaczyna się wpieprzać w nie swoje sprawy.

Klasyczny przykład na to, że najlepiej gdyby jego zespół nigdy nie odniósł sukcesu w lidze. Przecież gdyby Latal ze swoim Piastem zajmował co roku powiedzmy miejsce w granicach 4-6, stawiamy, że mógłby pracować w Gliwicach przez wiele lat. Oczywiście, gdyby jeszcze tylko zamknął buzię na kłódkę i nie stawiał warunków. Niestety, Czechowi zapragnęło się profesjonalizować zespół i, co gorsza, prosić o wzmocnienia. Widząc, że nic z tego nie będzie, postanowił nie czekać na upokorzenie ze strony działaczy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze