Nasze podsumowania rundy jesiennej dobiegają końca. Dziś chcemy Wam przybliżyć sylwetkę szkoleniowca, który został wybrany przez nas na najlepszego trenera minionej rundy.
O to zaszczytne miano walczyli Christian Streich, Armin Veh i… duet trenerski Sascha Lewandowski – Sami Hyypia. Wiadomo, trener rundy może być tylko jeden, więc niestety z tej ostatniej opcji, mimo świetnej dyspozycji Bayeru Leverkusen, musieliśmy zrezygnować. Również Christian Streich, mimo że wyciągnął maksimum potencjału ze swoich zawodników, nie do końca nas przekonał. Raz, że Freiburg grał w kratkę. Dwa, po kilku kolejkach może się znaleźć na 15. miejscu tabeli. Ostatecznie więc nasz wybór padł na Armina Veha.
Ten już niemal 52-letni szkoleniowiec to były piłkarz. Nie odniósł zbyt wielu sukcesów z korkami na stopach, ale ma na swoim koncie kilkadziesiąt meczów na najwyższym ligowym poziomie w barwach Borussii M’Gladbach. Na rozwój swojej kariery trenerskiej musiał cierpliwie czekać. Rozpoczął od Augsburga, z którym po czterech latach pracy udało mu się awansować do Regionalligi. Potem prowadził SpVgg Greuther Fürth, SSV Reutlingen 05, Hansę Rostock i powrócił na rok do Augsburga. Następnie przez 16 miesięcy pozostawał bez pracy. Po Veha sięgnął VfB Stuttgart i to właśnie z tym klubem niemiecki trener osiągnął pierwszy sukces. Najpierw przyszło dziewiąte miejsce, ale już w kolejnym sezonie Veh zdobył mistrzostwo kraju. Jego kariera trenerska nie rozwinęła się jednak odpowiednio. Dalsza przygoda ze Stuttgartem nie była już tak udana, a epizody związane z VfL Wolfsburg i Hamburgerem SV zapewne zostałyby przez niego najchętniej wymazane z CV. Mimo ogromnych pieniędzy, jakimi dysponował, jego zespoły zajmowały miejsca bliżej środka niż czuba tabeli.
W maju 2011 roku Veh rozpoczął pracę, której plony zbiera już teraz. Został zatrudniony przez Eintracht Frankfurt, który właśnie spadł do 2. Bundesligi. Cel był jeden – powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Szkoleniowiec z Augsburga podołał zadaniu. Jego zespół w ostatniej kolejce utracił pierwsze miejsce na rzecz Greuther Fürth, który kiedyś prowadził. Co po tym małym sukcesie robi Veh? Wzmacnia skład. Latem ściągnął dwunastu piłkarzy. Aż ośmiu najczęściej rozpoczynało mecz w wyjściowej jedenastce! Tutaj właśnie Veh niesamowicie zaimponował nam swoimi umiejętnościami. Nie dość, że wypatrzył świetnych zawodników za małe pieniądze (Trapp, Inui, Zambrano, Oczipka i spółka kosztowali od 500 tysięcy do 1,5 miliona euro), to jeszcze w bardzo krótkim okresie potrafił zgrać ich ze sobą, ułożyć pod nich odpowiednią taktykę… Nie! Cofnij. Nauczył ich taktyki. Bo Veh ma swój pomysł na grę. Jego zespół ma grać pięknie, ofensywnie, atakować rywala już w jego polu karnym, szybko przemieszczać się do przodu. Nie obchodzi go, że jego zespół straci gola, dwa czy cztery. OK, przy czterech może będzie zdenerwowany. Ale dla niego najważniejsze jest wypełnianie przydzielonych przez niego zadań. Nawet jeśli zespół poniósł porażkę, ale grał zgodnie z jego planem, on będzie chwalił swoich piłkarzy. Ta wiara trenera w swoich podopiecznych jest widoczna na boisku. Eintracht nie przestraszył się nawet Bayernu Monachium i spotkanie z nim mógł spokojnie zremisować, a nawet wygrać.
Zaczęło się jednak fatalnie, bo od pucharowej porażki z FC Erzgebirge Aue. W Bundeslidze było już o wiele lepiej. Na sześć spotkań Eintracht zremisował tylko z Borussią Dortmund (swoją drogą tworząc kapitalne widowisko), a resztę meczów wygrał. Druga część rundy nie była jednak już tak dobra. Najsłabszy punkt drużyny, czyli defensywa, została jeszcze osłabiona przez kontuzje Zambrano i Andersona. Nie jesteśmy jednak w stanie określić, co tak naprawdę sprawiło, że Eintracht zaczął zdobywać mniej punktów. Być może przeciwnicy zaczęli inaczej nastawiać się na mecze z frankfurtczykami. Być może podopieczni Veha bardzo mocno przepracowali okres przygotowawczy i brakowało im sił. Trzeba dodać, że 52-latek wystawiał w każdym meczu niemal tę samą jedenastkę. Jednak skoro przynosi to takie efekty jak czwarte miejsce w Bundeslidze, to nie można mieć mu tego za złe.
Tak samo jak dla młodych zawodników również dla ich trenera Eintracht może stanowić szansę na zrobienie kariery na najwyższym poziomie. Ten szkoleniowiec ma wszystko, co jest potrzebne do prowadzenia najlepszych zespołów. Jest byłym piłkarzem, już od kilkunastu lat zajmuje się trenerką, ma nosa do piłkarzy, jego filozofia gry jest bardzo atrakcyjna dla kibiców, a do tego jest w najlepszym wieku dla trenera. Choć jak się patrzy na sir Aleksa Fergusona… Wróćmy jednak do Armina Veha. Na pewno już niedługo wzbudzi zainteresowanie silniejszych klubów. Dużo zależy od tego, jak jego drużynie będzie się wiodło w kolejnej rundzie. Takie samo miejsce jak to zajmowane obecnie będzie oznaczało jeden z dwóch scenariuszy: albo piłkarze odejdą do innych zespołów, a wtedy odejdzie równie Veh, albo rozpocznie się budowa potężnego Eintrachtu, którą nadzorował będzie właśnie 52-latek z Augsburga.