Ruchy transferowe pomiędzy Lechem a Legią od zawsze wywołują poruszenie wśród kibiców obu drużyn. Historia zna kilkanaście przypadków, kiedy piłkarz zamieniał Poznań na Warszawę. My przyjrzyjmy się zawodnikom, którzy zdecydowali się na taki ruch, a potem odnosili sukces w piłce.
Mirosław Okoński
Napastnik Lecha to typowy przykład, w jaki sposób w czasach PRL działały kluby zarządzane przez wojsko. W 1985 roku 22-letni wówczas Okoński stanął przed wyborem: albo kamasze, albo transfer do jednego z trzech klubów. Piłkarz służbę wojskową mógł odrobić w Zawiszy Bydgoszcz, Śląsku Wrocław albo właśnie w Legii. Wybór padł na ten ostatni klub. Jak wyjaśniał sam zawodnik, zadecydowały kwestie piłkarskie. Animozje pomiędzy kibicami obu drużyn nie były wtedy jeszcze tak wyraźne jak obecnie i większość fanów Lecha ze zrozumieniem przyjęła decyzję młodego piłkarza. Sam zawodnik też nie odcinał się też od „Kolejorza” i zaraz po zakończeniu dwuletniego zesłania do Legii wrócił do Poznania. Dwa lata gry w Warszawie zaowocowały zdobyciem dwóch Pucharów Polski. Większe sukcesy odnosił, grając dla Lecha: trzykrotnie zdobywał mistrzostwo kraju, dwa razy puchar. Okoński może się również pochwalić osiągnięciami z okresu gry poza granicami kraju.W 1986 roku zmienił Lecha na HSV Hamburg, z którym zdobył Puchar Niemiec. Został także wybrany na drugiego najlepszego piłkarza Bundesligi.
Jarosław Araszkiewicz
Z podobnym problemem jak Okoński pięć lat później zmierzył się inny piłkarz Lecha – Araszkiewicz. Pomocnik z Poznania także postawił na grę w piłkę i zameldował się w klubie przy Łazienkowskiej. W barwach Legii z powodzeniem występował w Pucharze UEFA (m.in. pamiętny dwumecz z Interem Mediolan zakończony minimalną porażką legionistów) i dwukrotnie zajął drugie miejsce w lidze. Tytuły mistrzowskie zdobywał jednak po powrocie do Lecha, z którym w sumie pięciokrotnie tryumfował w lidze. Araszkiewicz swoich sił próbował także za granicą. Najlepiej szło mu w tureckim Bakirkoysporze, dla którego w 50 meczach zdobył 20 bramek.
Jerzy Podbrożny
Podbrożny do Legii najprawdopodobniej nigdy by nie trafił, gdyby nie sugestia ówczesnych włodarzy Lecha, którzy oznajmili, że 28-letni napastnik jest już za… stary, by grać w „Kolejorzu”. Była to decyzja o tyle niezrozumiała, że jeszcze pół roku wcześniej świętował zdobycie tytułu króla strzelców ekstraklasy (drugiego z rzędu) oraz mistrzostwa Polski (także drugiego z rzędu). Kiedy wydawało się, że „Gumiś” zacznie strzelać gole dla MSV Duisburg, transfer do niemieckiego klubu upadł na ostatniej prostej. Wtedy właśnie pojawił się temat przejścia do Legii – z porozumieniem z właścicielem Legii Januszem Romanowskim nie było problemu i transfer do Warszawy stał się faktem. Była połowa sezonu 1993/1994, w którym to Legii, po 24 latach przerwy, udało się odzyskać mistrzowski tytuł. W wydatny sposób do wywalczenia mistrzostwa przyczynił się były napastnik Lecha. Wiosną strzelił dla „Wojskowych” 11 bramek. Kolejne dwa sezony w barwach Legii to kolejny tytuł i osławione występy w Lidze Mistrzów. W 1996 w wieku 30 lat Podbrożny zdecydował spróbować swoich sił za granicą – wybór padł na CP Merida, z którym „Gumiś” wywalczył awans do Primera Division. Kolejny sezon to występy w innym hiszpański drugoligowcu – CD Toledo – a w 1998 roku przeniósł się do Chicago Fire, z którym wywalczył mistrzostwo MLS oraz krajowy puchar.
Maciej Murawski
Macieja Murawskiego, by ten przeszedł do Legii, miał ponoć namawiać… kapitan „Kolejorza”, Piotr Reiss. Lech był w tym czasie w niemałych problemach finansowych i pieniądze z transferu „Murasia” miały być przeznaczone na wypłatę zaległych pensji piłkarzom z Poznania. 24-latek nie był przekonany do tego rozwiązania, ale zirytowany zaistniałą sytuacją w końcu się zgodził. Patrząc na obecne relacje pomiędzy kibicami Lecha i Legii, trudno sobie wyobrazić, by podobna sytuacja mogła wydarzyć się dziś: w pierwszym meczu Murawskiego przeciwko „Kolejorzowi” kibice z Poznania skandowali jego nazwisko. Przejście do Legii okazało się dla Murawskiego dobrym posunięciem – dobrą postawę obrońcy w mistrzowskim sezonie 2001/2002 docenił Jerzy Engel i zabrał go na mundial do Korei. Po mistrzostwach przez dwa sezony występował w Niemczech jako zawodnik Arminii Bielefeld. Murawski próbował też swoich sił w Grecji – najpierw w Arisie Saloniki, następnie w Apollon Kalamarias. Najgłośniej o ekslegioniście zrobiło się chyba jednak po zakończeniu kariery – obecnie jest ekspertem i komentatorem w stacji Canal+. Część kibiców ceni jego rozległą wiedzę na temat futbolu, inni uważają, że tylko obrzydza transmisję dużą liczbą pustych zdań.
Łukasz Fabiański
Kiedy w styczniu 2005 roku 19-letni Fabiański przechodził z Lecha do Legii, jego nazwisko nie było znane większości kibiców z Poznania. W „Kolejorzu” był wtedy trzecim bramkarzem i miał na koncie tylko jeden występ w Pucharze Polski. Pół roku później Boruc zamienił Warszawę na Glasgow i to właśnie Fabiański został podstawowym golkiperem Legii. W mistrzowskim sezonie 2005/2006 wystąpił w każdej minucie wszystkich 30 meczów ligowych. Efektem świetnych występów w barwach warszawskiego klubu był transfer do Arsenalu w 2007 roku. W Londynie był głównie rezerwowym. Najpierw przeszkodą do gry w pierwszym składzie był Manuel Almunia, a kiedy w sezonie 2010/2011 wydawało się, że Fabiański na dobre zadomowił się w podstawowym składzie „Kanonierów”, doznał poważnej kontuzji. Do bramki wskoczył wtedy niejaki Wojciech Szczęsny i miejsca między słupkami już nie oddał. Wychowanek Polonii Słubice na nowo odżył po transferze do Swansea, gdzie jego pozycja jest niepodważalna. Ostatni rok to także renesans „Fabiana” w reprezentacji. W tym wypadku role się odwróciły i to on wskoczył w miejsce, które wcześniej zajmował Szczęsny. Jeżeli nie stanie się nic nieprzewidzianego, to właśnie Fabiański będzie numer jeden na mistrzostwach we Francji.
Bartosz Bereszyński
Ostatni głośny transfer na linii Lech – Legia to przypadek Bartosza Bereszyńskiego. W Lechu z sezonu 2012/2013 był postacią drugoplanową, ale wiązano z nim pewne nadzieje – w prawie każdym meczu wchodził na boisko z ławki rezerwowych. Mimo to młody zawodnik zdecydował się na transfer do Legii. Jakie były tego konsekwencje, wszyscy pamiętamy – wściekłość kibiców z Poznania i setki SMS-ów z pogróżkami. Przechodząc do Legii, Bereszyński na pewno nie stracił sportowo. Z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem „Wojskowych”, a pół roku później był o krok od podpisania kontraktu z Benficą Lizbona. Za kadencji Berga jego pozycja w Legii nieco osłabła, na pozycji prawego obrońcy częściej grywał Łukasz Broź. Jednak 23-latek wciąż ma szansę na dużą karierę. Jego potencjał docenił ostatnio trener Napoli, Maurizio Sarri. Zapytany o najgroźniejszych zawodników Legii, to właśnie Bereszyńskiego wymienił w pierwszej kolejności.