Katastrofa. Hańba. Dramat. Rozczarowanie. To tylko niektóre synonimy obecnego sezonu w wykonaniu Toulouse FC. Licząc wszystkie rozgrywki, gracze w charakterystycznych fioletowych trykotach nie wygrali od 30 października 2019 roku (!). Przyglądając się samej Ligue 1, „Fioletowi” notują aktualnie serię 17 meczów bez zwycięstwa, na 51 możliwych do zdobycia w tym czasie punktów wywalczyli tylko jeden (16 porażek, 1 remis).
Tuluza. Miasto w południowo-wschodniej Francji, ładne. Kojarzone między innymi z zakładami lotniczego giganta (Airbus) czy parkiem kosmicznym, w którym zobaczyć można rakiety i inne tego typu urządzenia. Nie tylko jednak… wizytówką miasta jest również klub piłkarski, Toulouse FC. Choć ostatnio raczej nikt nie chciałby się do niego przyznawać, bo drużyna kompromituje się na każdym kroku w praktycznie każdym spotkaniu, stając się zespołem memem, w którym nic nie funkcjonuje tak, jak powinno.
Obecny sezon na ławce trenerskiej rozpoczął Alain Casanova, ale pod jego wodzą zespół prezentował się katastrofalnie i po czwartej porażce pożegnał się z drużyną. Misję odbudowania teamu powierzono Antoine’owi Kombouare, ale i ten wytrwał tylko do stycznia 2020. Ponadto przeciwko Casanovie protestowali kibice, stawiając przy okazji wiele zarzutów zarządowi z Olivierem Sadranem na czele. Spory nawarstwiały się, kłótnie nabierały na sile, przeradzając sie w otwarty konflikt na lini zarządcy – fani, z próbami użycia siły włącznie.
Do dziś nie poprawiło się nic. W Ligue 1 rozegrano już 28 kolejek, a Toulouse FC ma na koncie ledwie 13 punktów, tylko 22 zdobyte bramki i aż 58 straconych. Do bezpiecznego miejsca gwarantującego utrzymanie piłkarze z miasta samolotów tracą 17 punktów, dlatego śmiało można stwierdzić, że nie uratuje ich już nic. Chociaż… w prasie pojawiają się informacje na temat zainteresowania kupnem akcji klubu przez pewne znane konsorcjum, ale o tym za moment.
Witamy w klubie z dołu tabeli
Na początku przypomnieć trzeba, że Tuluza to żaden francuski hegemon. W swojej historii nigdy niczego znaczącego nie wygrał (Pucharu Gambardella nie liczymy), a tylko dwa razy gościł na podium Ligue 1 (3. miejsce w 1987 i 3. w 2007). Klub zaliczał awanse i spadki, zbytnio się przy tym nie wyróżniając. Zasłynął z umiejętności sprowadzania ciekawych graczy i promowania ich, ot tyle i aż tyle.
– Nie możemy powiedzieć, że w ciągu ostatnich pięciu lat byliśmy ostoją francuskiego futbolu. Walczymy regularnie o utrzymanie bez znaczących wyników w Coupe de France czy w Coupe de la Ligue. Co więcej od czasu odejścia Braithwaite’a i Bena Yeddera były to trudne lata z punktu widzenia kibiców i sympatyków Toulouse. To lata cechujące się dużą niestabilnością, zmianami trenerów, rekrutacjami, które nie przyniosły owoców, widownią, która opuściła stadion, czy ogólnym brakiem rozwoju w klubie. To, co mówię, jest dla mnie trudne, ale jest prawdziwe. Niestety TFC jest klubem drugiej części tabeli i to w tej niższej klasyfikacji – charakteryzuje Remi Burkić, kibic TFC.
TFC to klub, który co jakiś czas przeżywa katusze. W 2001 roku groziło mu bankructwo, ale wybawicielem okazał się wtedy obecny prezes Olivier Sadran. Biznesmen z regionu, którego plusem było także to, że sam utożsamiał się z zespołem przejął go, kiedy ten tułał się po trzeciej lidze. 19 lat to w piłce jednak szmat czasu i jak widać, „łaska kibiców na pstrym koniu jeździ”… Przez ten okres wiele się zmieniło, głównie narosło rozczarowanie i obecnie wspomniany pan uważany jest za zło wcielone, którego zdecydowana większość tych mieniących się fanatykami pożegnałaby bez żalu.
Toulouse FC: Casanova głównym winowajcą?
– Myślę, że pierwszym powodem niepowodzenia TFC w tym sezonie jest wybór Alaina Casanovy na trenera. Nie mam absolutnie nic przeciwko temu człowiekowi jako osobie… ale wrócił do nas szkoleniowiec, który opuścił klub wcześniej. Niekoniecznie odniósł też sukces w Ligue 2 z RC Lens. Naprawdę nigdy nie zrozumiałem tego wyboru. Uważam, że potencjalnie byli dostępni inni trenerzy, którzy mogliby wprowadzić nową wizję i dynamikę do Tuluzy – stwierdza poproszony o komentarz w tej sprawie Burkić.
Jakby nie patrzeć, Casanova to w Tuluzie jedna z legend. Najpierw jako zawodnik, a w późniejszym czasie trener. W „boksie” zaczął pracować w lipcu 1995, głównie jako asystent, a w maju 2008 objął samodzielnie pierwszą drużynę, którą prowadził aż do marca 2015! 290 meczów i średnia 1,34 punktu na spotkanie. Odchodził nie notując dobrych wyników, delikatnie skłócony ze wszystkimi. Między innymi dlatego jego powrotu nie chcieli fani „Fioletowych”.
Po ponownym objęciu drużyny w sierpniu 2018 nie zdołał zaskarbić sobie sympatii. Nie potrafił narzucić zawodnikom żadnego stylu i ponownie… nie osiągał rezultatów. Tuluza sezon 2018/2019 zakończyła na 16. miejscu, ale głównodowodzący otrzymał kolejną szansę i możliwość naprawienia swoich błędów. Nie podołał i po raz kolejny pożegnał się z „Le Tef” (francuski przydomek zespołu), a według wielu to właśnie on był główną przyczyną słabego stanu rzeczy.
Antoine Kombouaré prowadząc „Fioletowych”, w 13 meczach zanotował (UWAGA!) średnią 0,46 punktów na mecz.
Łatwego zadania nie miał późniejszy następca Casanovy, Antoine Kombouaré. Prowadząc „Fioletowych”, w 13 meczach zanotował (UWAGA!) średnią 0,46 punktów na mecz – DRAMAT. Pracę zakończył 5 stycznia, a na ławce – po raz kolejny – choć znów bez żadnej poprawy – pojawił się Denis Zanko.
W Toulouse FC nic nie funkcjonuje tak, jak powinno?
Przyczyn porażki można szukać w wielu aspektach. Można analizować i zastanawiac się. Postanowiliśmy dać wypowiedzieć się Remiemu Burkiciowi, który sytuację zna najlepiej, sam będąc jedną ze stron konfliktu. Sympatyk mówi nam:
– Kibicom trudno w tym sezonie. Od początku kampanii było wiele nieporozumień związanych między inny z tym wspomnianym wyborem Alaina Casanovy. Wielu zastanawiało się nad tym wyborem, biorąc pod uwagę szczególnie sposób, w jaki rozstawał się z klubem, a później poszedł do RC Lens. Uzasadnienie klubu dotyczące rekrutacji tego pana nie było do końca jasne ani przekonujące. Dochodziły mniejsze nieporozumienia i trwały, a napięcia rosły wraz z brakiem wyników drużyny.
Być może spodziewaliśmy się bardziej zdecydowanych ruchów od zespołu zarządzającego, bardziej ukierunkowanych i skuteczniejszych działań. Zmiana trenera była już dawno opóźniona, wybór tego nowego został ponownie bardzo skrytykowany… można się zastanawiać, czy klub był naprawdę pewny tych ruchów, gdy podejmował decyzję. To był bardzo dziwny klimat. Ba! Utrzymuje się cały czas. Wyniki dalej są na tej negatywnej płaszczyźnie. Wszyscy chcą, a nikt nie może.
Chcielibyśmy, aby zawodnicy prowadzili bardziej agresywną grę i dawali więcej na boisku, ponieważ prawdą jest, że podczas niektórych meczów nasi piłkarze wydają się apatyczni. Nowi rekruci nie potwierdzają swoich umiejętności, w sztabie nic się nie klei, młodzi zawodnicy mają trudności z rozwojem w tej bardzo trudnej rzeczywistości: licznych kontuzji, czerwonych kartek… to wszystko kumuluje się i ogromnie frustruje kibiców.
Chińsko-amerykańska przyszłość Toulouse FC
To nie jest dobry moment dla zespołu z Tuluzy, ale na twarzach kibiców coraz częściej mieni się uśmiech, a ich policzki mają delikatne rumieńce… Wszystko dlatego, że na horyzoncie pojawiła się możliwość przejęcia ich klubu przez chińsko-amerykańskie konsorcjum Room. Nie jest to podmiot anonimowy, bo w latach 2016–2019 zarządzał inną francuską drużyną – OGC Nice.
– W ostatnich tygodniach coraz więcej mówi się o przejęciu klubu. Jest coraz więcej informacji, ale obecny zarząd oczywiście je odrzuca i dementuje. Nagle sytuacja jest bardzo niejasna. Kibice mają nadzieję, że wszystko się zmieni, ale nie za wszelką cenę. Wszyscy mamy nadzieję na projekt, który przywróci ciekawe miejsce dla TFC w Ligue 1 w najbliższej przyszłości, szczególnie po niezbędnym i obowiązkowym spadku do Ligue 2. To może okazać się dobre, jeśli klub ma się odbudować. Niech nasi młodzi gracze rozkwitają w zdrowym i profesjonalnym środowisku. Chciałbym, żeby poprawiła się komunikacja między liderami klubu i kibicami i przede wszystkim, żeby na stadion wróciło życie. Zostaje żyć nadzieją! – tak możliwą przyszłość widziałby Remi.
Czy w planach potencjalnych kupców może kryć się jakaś niespodzianka? Otóż może. Inwestorzy ci znani są w piłkarskim środowisku głównie dlatego, że kupują kluby piłkarskie będące w kryzysie bądź borykające się z problemami (FC Thun, Barnsley FC, Ostende), a później odsprzedają je z zyskiem. W działaniach ich nie znajdziemy raczej sentymentów, a czysty biznes nastawiony na zarobek. Tak było chociażby w Nicei. Drużynę nabyli za 23 miliony euro, by sprzedać ją brytyjskiemu miliarderowi za 100 (Jim Ratcliffe – właściciel grupy Ineos).
Na plus zaliczyć można wspomnianej grupie to, że starają się odbudowywać, restrukturyzować – ogólnie mówiąc: robią wszystko, by wartość klubu wzrosła, ta boiskowa również. Lepsza jakość, lepsza cena. Tuluzie przejęcie wyszłoby na dobre, tym bardziej teraz, ale wszystkiemu zaprzecza Olivier Sadran, twierdząc, że temat nie istnieje. Czy wszystko okaże się tylko plotką i mrzonką kibiców? Może jednak coś jest na rzeczy? Przekonamy się wkrótce, ale nie zmienia to faktu, że ostatni czas w Toulouse FC jest zdecydowanie stracony.
***
Wybrane „rekordy” Toulouse FC w sezonie 2019/2020:
• brak zwycięstwa w lidze od 19 października 2019 (17 meczów bez zwycięstwa),
• 56 straconych bramek (najwiecej spośród drużyn z lig TOP 5),
• Antoine Kombouaré – 0,46 punktu na mecz, najgorsza średnia trenera w historii klubu,
• jedyna drużyna w Europie, która ma więcej wykluczeń z gry niż zdobyła punktów (2 czerwone kartki i tylko 1 zdobyty punkt w 2020 roku),
• 741 minut bez bramki w lidze.
Teraz dajcie artykuł o upadającej drużynie Angielskiej "Bolton Wanderews" który jest jedną nogą w leaue two