Tottenham przegrywa z Chelsea na własnym stadionie


To już trzecia porażka z rzędu ekipy Jose Mourinho. Sytuacja „Kogutów” w tabeli Premier League coraz bardziej się komplikuje

4 lutego 2021 Tottenham przegrywa z Chelsea na własnym stadionie

Dzisiejsze derby Londynu między Tottenhamem a Chelsea miały znaczyć bardzo dużo dla układu tabeli. Oba kluby miały bowiem okazję wskoczyć na wyższe miejsce w ligowej klasyfikacji, a co najważniejsze, gonić wyżej uplasowane w tym sezonie zespoły, które nieco „odjechały” londyńczykom. "Spurs" przed tym spotkaniem zajmowali dopiero 7. miejsce w tabeli. Sytuacja Chelsea nie przedstawiała się lepiej, gdyż „The Blues” byli jedną lokatę niżej od lokalnych rywali. Wiadome było, że dzisiejsze starcie obydwu ekip poniekąd określi, w jakim miejscu znajdują się zarówno jedni, jak i drudzy.


Udostępnij na Udostępnij na

Tottenham na przełomie listopada i grudnia był typowany jako jeden z faworytów do wygrania Premier League. Nie było w tym nic dziwnego. W zespole z północnej części Londynu panowała świetna atmosfera, a i forma piłkarzy była naprawdę godna podziwu. Wydawać się mogło, że Jose Mourinho zrobił z drużyny „Kogutów” prawdziwą maszynę, której nic nie zatrzyma w drodze po kolejne trofea. Na korzyść zespołu, jak i samego Portugalczyka przemawiał również fakt, że drugie sezony w wykonaniu ekip prowadzonych przez Mourinho zawsze są świetne. Można było przekonać się o tym, oglądając chociażby Inter Mediolan czy Real Madryt pod jego sterami.

Chelsea również typowana była w charakterze kandydata do tytułu. Patrząc na ich kadrę, to, jak się wzmocnili przed sezonem, oraz początkowe wyniki, wszystko zwiastowało bardzo dobry sezon w wykonaniu „The Blues”. Przez jakiś czas mówiono nawet o tym, że klub ze Stamford Bridge posiada najsilniejszą defensywę w lidze. Kibiców dodatkowo cieszył fakt, że menedżerem Chelsea jest jedna z największych jej legend, czyli Frank Lampard.

Ostatnimi czasy jednak oba kluby zdecydowanie spuściły z tonu. Świadczą o tym chociażby zajmowane w tabeli miejsca. Chelsea niedawno zatrudniła nowego szkoleniowca, jakim jest Thomas Tuchel. Oliwy do ognia dolewał fakt, że Tottenham przegrał dwa ostatnie spotkania. Nadchodzące derby zapowiadały się więc niezwykle emocjonująco, ponieważ żadnej z drużyn nie zadowalał remis.

Pierwsze derby Londynu Thomasa Tuchela

Niemiecki trener niedawno przejął schedę po wymienianym wyżej Franku Lampardzie. Angielski menedżer nie sprostał wymaganiom Romana Abramowicza i musiał się rozstać ze swoją ukochaną Chelsea. Ruch specjalnie nie dziwi, gdyż w obliczu słabych wyników wiadome jest, że rosyjski oligarcha dość szybko traci cierpliwość. Nie inaczej było i w tym przypadku.

Jednakże Thomas Tuchel zaczyna z czystą kartą, chociaż oczekiwania są ogromne. Dzisiejszy mecz był pierwszymi derbami Londynu, w których Niemiec poprowadził Chelsea. Przed spotkaniem już i tak wzniecił ogień wśród kibiców „The Blues”. W obu wcześniejszych konfrontacjach pod jego kierownictwem Chelsea nie dała powąchać piłki swoim rywalom. Zarówno Wolverhampton, jak i Burnley nie zdołali oddać celnego strzału w pojedynku z obecnym zespołem Tuchela. Świadczy to o tym, jak bardzo ofensywny i konsekwentny styl zdołał dość szybko wprowadzić Niemiec do klubu z niebieskiej części Londynu.

Tuchel już od dawna opiera swój styl gry na sporej liczbie podań i dominacji nad rywalem. Preferował to w zespole PSG, jak i Borussii Dortmund. W grudniu ubiegłego roku stracił jednak pracę po kłótni z właścicielami pierwszego z wcześniej wspomnianych zespołów – Paris Saint-Germain. W tym, że Niemiec dość szybko znalazł kolejnego pracodawcę, nie ma nic dziwnego. Jest to niezwykle doceniany trener w świecie piłkarskim, przede wszystkim za swoje niezwykle ofensywne podejście do gry. Według wielu kwestią czasu jest, aż jego Chelsea zacznie dominować rywali w większości spotkań, również w tych z topowymi drużynami.

Zasłużone prowadzenie Chelsea po pierwszej połowie

Wyjściowe jedenastki obu zespołów specjalnie nie zaskakiwały. Jose Mourinho zdecydował się na wystawienie w pierwszym zespole Carlosa Viniciusa, który zastąpić miał kontuzjowanego Harry’ego Kane’a. W kadrze zespołu „The Blues” na to spotkanie zabrakło między innymi Kaia Havertza oraz Kurta Zoumy. Obaj piłkarze doznali lekkich urazów podczas treningu i ich występ stał pod znakiem zapytania. Jak się później okazało, obaj nie znaleźli się w meczowej osiemnastce.

Na pierwszą dogodną sytuację trzeba było czekać do 24. minuty. Eric Dier stracił kontrolę nad piłką, przez co przejął ją Timo Werner. Angielski defensor „Kogutów” musiał sfaulować Niemca. Całe zdarzenie miało miejsce w polu karnym, stąd Andre Marriner musiał sięgnąć po gwizdek i wskazać na jedenasty metr. Jorginho pewnie wykorzystał rzut karny, dzięki czemu dał prowadzenie drużynie gości. Chelsea znacznie częściej znajdywała się przy piłce podczas wczesnej gry, więc wydawało się, że bramka dla „The Blues” jest kwestią czasu.

W 33. minucie po efektownym wybiciu piłki urazu nabawił się Thiago Silva. Brazylijczyk przez śliską murawę źle zniósł upadek, co zaowocowało zejściem z boiska. Środkowy defensor Chelsea jest kluczowym piłkarzem dla ekipy londyńczyków. Nic dziwnego więc, że uraz obrońcy niezwykle zmartwił Tuchela, jak i kibiców „The Blues”. W jego miejsce na murawie pojawił się Andreas Christensen.

Pierwsza połowa jednak nie przyniosła więcej emocji. Tottenham nawet po stracie gola nie potrafił przedrzeć się przez szyki defensywne Chelsea i nie zdołał zagrozić bramce Edouarda Mendy’ego. Zespół Thomasa Tuchela dalej znacznie przeważał w posiadaniu piłki, czym zepchnął ekipę Mourinho do głębokiej defensywy. Pierwsza część spotkania mimo jednej bramki nie należała do najciekawszych.

Z dużej chmury mały deszcz

Mimo tego, że w pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy Tottenham wykazywał się o wiele większą chęcią odrobienia straty, nie przyniosło to żadnych efektów. Chelsea dalej była zespołem zdecydowanie dominującym w tym pojedynku. Jednakże na próżno było doszukiwać się w tym meczu jakichkolwiek emocji. Początkowe fazy drugiej części spotkania były bardzo podobne do pierwszych 45 minut. Ciągła dominacja Chelsea bez zdecydowanie klarownych sytuacji.

Najgroźniejszą sytuacją do 90. minuty wydawała się ta stworzona przez Masona Mounta. Młody Anglik po podaniu N’golo Kante przedarł się przez obronę gospodarzy, lecz Hugo Lloris przy obronie uderzenia pomocnika wykazał się niewiarygodnym kunsztem bramkarskim. Na tablicy wyników dalej widniał rezultat w postaci jednobramkowego prowadzenia gości.

W końcówce spotkania na wyrównanie rezultatu szansę miał Tottenham. Po dośrodkowaniu w pole karne nie zdołał jednak trafić snajper „Kogutów” – Carlos Vinicius. Brazylijczyk nie zanotował dziś dobrego spotkania. W zespole Jose Mourinho widoczny był brak ich kluczowego zawodnika, jakim jest Harry Kane.

Chelsea wygrała 1:0 na Tottenham Hotspur Stadium. Tym samym piłkarze Thomasa Tuchela zachowali kolejne czyste konto i wskoczyli na szóstą lokatę w ligowej tabeli. Tym meczem pokazali, że nie można ich skreślać w kontekście walki o najwyższe cele. Tottenham natomiast przegrał swoje trzecie spotkanie z rzędu, tym razem na własnym stadionie. Jest to fatalny prognostyk na resztę sezonu w wykonaniu piłkarzy z północnej części Londynu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze