Piątą kolejkę angielskiej ekstraklasy zainauguruje pojedynek wagi ciężkiej. Bez względu na miejsca w tabeli zajmowane przez oba zespoły, starcia Tottenhamu Hotspur z Liverpoolem zawsze obfitowały w bramki i olbrzymie emocje. Tym razem nie powinno być inaczej. Oba zespoły interesuje wyłącznie zwycięstwo. Każda z drużyn preferuje ofensywny futbol. Na Wembley - świątyni angielskiego futbolu odbędzie się pojedynek dwóch czołowych zespołów Premier League.
Zespół Liverpoolu zaskakująco dobrze rozpoczął obecny sezon. „The Reds” z kompletem punktów prowadzą w ligowej tabeli, tracąc w czterech spotkaniach zaledwie jedną bramkę. Jednak styl prezentowany przez zespół Jürgena Kloppa nie zachwycał. Gra na pół gwizdka wystarczyła jednak do pokonania niżej notowanych rywali. Teraz przed podopiecznymi niemieckiego szkoleniowca pierwszy duży test – wyjazdowe starcie z Tottenhamem Hotspur. Mecz na Wembley zapowiada się ekscytująco tym bardziej, że żadna z drużyn nie może sobie pozwolić na stratę punktów.
Osłabienia i podteksty
W teoretycznie gorszej sytuacji znajduje się klub z północnego Londynu. Niespodziewana przegrana z Watfordem zakończyła zwycięski marsz podopiecznych Mauricio Pochettino. Tottenham Hotspur może jednak pochwalić się w obecnym sezonie wygraną na Old Trafford. Pokonanie Manchesteru United to spory kapitał. Przed dzisiejszymi rywalami „Spurs” starcia z zespołami z czołowej szóstki dopiero na horyzoncie. Dlatego obecna tabela nie odzwierciedla w pełni dokonań wszystkich zespołów. Spotkanie na Wembley zweryfikuje rzeczywistą siłę Liverpoolu. Zespół z Anfield Road mierzy w obecnej kampanii w tytuł, a Tottenham Hotspur będzie dla zawodników Jürgena Kloppa pierwszą większą przeszkodą na trasie do wygrania ligi.
Przeszkodą, która przynajmniej w teorii podczas przerwy reprezentacyjnej odniosła spore straty. Kontuzje Hugo Llorisa oraz Dele Alliego najprawdopodobniej uniemożliwią obydwu graczom występ w prestiżowym spotkaniu. Po drugiej stronie zabraknie Dejana Lovrena. Strata Chorwata jest jednak dla Liverpoolu wręcz nieodczuwalna wobec świetnej dyspozycji Joe Gomeza. Podobnie w przypadku Adama Lallany, który najprawdopodobniej nie zdąży dojść do pełnej sprawności. Jednak mimo osłabień nikt nogi z gazu nie zdejmie. Szczególnie, że jeszcze przed porażką z Watfordem subtelnej krytyki działań Liverpoolu na rynku transferowym dopuścił się Harry Kane.
– Ludzie będą mówić o Liverpoolu i podobnych klubach, które będą musiały sięgnąć głębiej do kieszeni, żeby udowodnić, że nie rzucają słów na wiatr (w kwestii walki o tytuł). My staramy się tworzyć naszą własną historię. Tottenham Hotspur nie jest drużyną, która co roku walczyła o mistrzostwo, dlatego musimy to zmienić i nie zatrzymywać się w walce o tytuł. W składzie mamy graczy, którzy posiadają żądzę i głód wygranych, prowadzące klub na wyższy poziom – powiedział angielski napastnik.
Nieudana prowokacja i pamiętne starcie
Słowa czołowego snajpera ligi zostały odczytane poniekąd jako (marna) obrona braku wzmocnień w letnim oknie transferowym. Tottenham Hotspur jako pierwszy klub w historii Premier League nie zakontraktował ani jednego nowego zawodnika. W tym czasie Liverpool zbroił się na potęgę, pozyskując kilku klasowych zawodników. Już pierwsze spotkania pokazały, że Naby Keita czy Alisson Becker (mimo błędu w meczu z Leicester City) wydatnie podnieśli poziom zespołu Jürgena Kloppa. Mauricio Pochettino musi zadowolić się natomiast stanem posiadania z poprzedniego sezonu. Argentyński szkoleniowiec ostrożnie szacuje szanse na zwycięstwo z „The Reds”, doceniając siłę rywala.
– Uważam, że Liverpool to jeden z najlepszych zespołów nie tylko w Anglii, ale też w Europie. Mają bardzo dobrych zawodników i znakomitego menedżera. Będą bardzo trudnym przeciwnikiem. Zawsze wierzymy, że jesteśmy w stanie pokonać każdego. Niemniej jednak, nasza sobotnia potyczka będzie znacznie różniła się od tej, która miała miejsce rok temu. To zupełnie inny sezon. Musimy zasłużyć sobie na wygraną, zagrać lepiej od rywala i wywalczyć na murawie upragnione zwycięstwo – powiedział Mauricio Pochettino.
Do pamiętnej rywalizacji sprzed niespełna roku, kiedy Tottenham Hotspur rozgromił Liverpool na Wembley 4:1 podczas przedmeczowej konferencji wracał również Jürgen Klopp. Bolesna porażka była lodowatym prysznicem dla „The Reds” po rozgromieniu Mariboru w Lidze Mistrzów 7:0.
💥 @dele_official strikes! 💥#COYS pic.twitter.com/iZxqMPeD4I
— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) September 14, 2018
– Popełniliśmy dwa duże błędy, które słusznie zakończyły się stratami (bramek). To było trochę jak w spotkaniu z (Manchesterem) City, mieliśmy swoje chwile. Ale myślę, że to przez to iż wygraliśmy 7-0 z Mariborem. Nie byliśmy do tego przyzwyczajeni. Wygraliśmy tak wysoko, a potem przyjechaliśmy do Tottenhamu, grając zupełnie inaczej. Oczywiście było to przebudzenie. Później osiągnęliśmy dobre wyniki, nie tracąc wielu bramek. Wiele się dzięki temu nauczyliśmy, jeden mecz różni się od drugiego – stwierdził menedżer Liverpoolu.
Wyważone wypowiedzi obu szkoleniowców najprawdopodobniej okażą się tylko zasłoną dymną. Na Wembley rozegra się prawdziwa futbolowa wojna. Remis nie usatysfakcjonuje żadnego z zespołów. Liczy się tylko zwycięstwo. W niesamowicie intensywnym wyścigu po mistrzowski tytuł każda strata punktów może pogrzebać szanse na sukces. Dlatego zarówno Mauricio Pochettino jak i Jürgen Klopp poślą do boju najsilniejsze możliwe jedenastki. Szykuje się starcie wagi ciężkiej na Wembley.