TOP5 Skandynawów grających w Polsce


Kto z Półwyspu Skandynawskiego najlepiej spisywał się w Polsce?

22 września 2018 TOP5 Skandynawów grających w Polsce
Grzegorz Rutkowski

Petteri Forsell przebojem wdarł się do Ekstraklasy, szybko stając się jednym z najlepszych zawodników naszej ligi. Nie jest on pierwszym skandynawskim piłkarzem w historii Ekstraklasy. Czy jest najlepszy?


Udostępnij na Udostępnij na

Przez naszą Ekstraklasę przewinęło się wielu Skandynawów z dobrym CV, którzy wyraźnie nie dali sobie rady w naszej dosyć słabej lidze, że wymienię tylko takich ancymonów jak Nicki Bille Nielsen, Morten Rasmussen, Joona Toivo, Nicklas Barkroth, Sebastian Rajalakso czy Muhammed Keita. Byli też jednak gracze tacy jak ci wymienieni w tym rankingu, którzy stali się wyraźną reklamą Skandynawii w naszej lidze. Co łatwo zauważyć w większość tych, którzy znaleźli się w rankingu, ściągnął do Polski jeden klub.

  1. Lasse Nielsen (Lech Poznań 2016-2017)

Obrońca może nie wybitny, ale solidny. Trafił do Lecha przed sezonem 2016/2017 z cenionego duńskiego klubu Odense, w którym grał regularnie. Poznański klub był jego pierwszym zagranicznym zespołem w karierze, duńscy dziennikarze go chwalili, wydawało się, że Lech sprowadza obrońcę idealnego. Tymczasem okazało się, że Nielsen to ot przyzwoity wyrobnik, nie żaden wirtuoz gry defensywnej, często zasiadał na ławce, więcej zaczął grać dopiero po tym jak Jana Urbana na ławce „Kolejorza” zastąpił Nenad Bjelica. Zdarzało mu się popełniać drobne błędy w defensywie, ale zdarzało mu się też ratować zespół, jak chociażby wtedy gdy strzelił gola na wagę remisu z Cracovią. Bjelica stracił do niego zaufanie dopiero w fazie play-off, gdy Nielsen przez większość spotkań siedział na ławce i na boisku pojawił się raz, rozgrywając połówkę w wygranym starciu z Wisłą Kraków. Ubiegłej jesieni grał regularnie w barwach Lecha i wyglądał przyzwoicie, jednak po listopadowym starciu z Sandecją w 16 kolejce, gdy został zawieszony za przekroczenie limitu żółtych kartek, stracił zaufanie Bjelicy i starcie z Sandecją było jego ostatnim w barwach Lecha. W styczniu przeniósł się do szwedzkiego Trelleborga.

kainuunsanomat.fi
  1. Petteri Forsell (Miedź Legnica 2016-2017, 2018-)

Gdy zimą 2016 roku dołączał do Miedzi wszyscy jednocześnie dziwili się jak to możliwe, że do I ligi idzie zawodnik z tak dobrym CV, z drugiej pojawiły się od razu lekkie kpiny z wyglądu Forsella, który był zapuszczony i charakteryzował się widoczną nadwagą. Szybko jednak okazało się, że Miedź ściągnęła kapitalnego gracza, który bezproblemowo stał się prawdziwą gwiazdą I ligi. Przez półtora roku w Legnicy zdołał zdobyć 17 bramek i dołożyć do tego 9 asyst. Latem ubiegłego roku dołączył do Cracovii, a przynajmniej tak mogło się wydawać, po chwili bowiem… Forsella już w Krakowie nie było. Powód? Zawodnik nie podpasował Michałowi Probierzowi, problemem była rzecz jasna jego nadwaga. Przez pół roku był w Szwedzkim Orebro, schudł i wiosną ponownie zameldował się w Legnicy, pomagając klubowi w awansie do Ekstraklasy. Wielu zastanawiało się, jak poradzi sobie Fin w najwyższej klasie rozgrywkowej. Forsell już w swoim ekstraklasowym debiucie przeciwko Pogoni strzelił dającą Miedzi zwycięstwo bramkę. Dołożył kolejne przeciwko Jagiellonii, Zagłębiu Lubin i Wiśle Płock. Na początku sezonu jest jednym z najlepszych graczy w całej lidze. Za jego wysokim miejscem przemawiają jednak także wspominane występy w I lidze.

  1. Paulus Arajuuri (Lech Poznań 2014-2016)

Gdy miał swój dzień, przerastał naszą ligę o głowę. Bez jego świetnej gry w defensywie Lech Poznań mógłby nie zdobyć mistrzostwa Polski w 2015. Fin był generałem poznańskiej obrony, wraz z Marcinem Kamińskim stanowili świetny duet stoperów, z którym mógł mierzyć się tylko warszawski duet Lewczuk-Pazdan. O jego ważności dla poznaniaków wiele mówi fakt, że po jego odejściu Lech ma stałe problemy ze stoperami i żadnemu z nich nie udało się dorównać poziomem do występującego aktualnie w Brondby Kopenhaga Fina.

  1. Christian Gytkjaer (Lech Poznań 2017-)

Gdy rok temu trafiał do Lecha kibiców z początku ogarnęło zaniepokojenie, czy przypadkiem Lech nie ściąga drugiej wersji Nicki Bille Nielsena. Szybko bowiem odkryto zdjęcia, które piłkarz wrzucał do sieci, na których chociażby pozuje nago z pucharem zasłaniającym genitalia. Z początku sezonu przypuszczenia o sporym błędzie Lecha zaczęły się bowiem potwierdzać, bowiem Gytkjaer irytował nieskutecznością. Kibice Lecha zaczęli nawet po cichu tęsknić za oddanym Śląskowi Marcinem Robakiem. Prawdziwie przekonał do siebie kibiców dopiero w meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza, gdy zaliczył hat-tricka w pojedynkę rozbijając „Słonie”. Przez cały sezon walczył o koronę króla strzelców z Carlitosem, Krzysztofem Piątkiem i Igorem Angulo, strzelając ostatecznie 19 bramek i kończąc tę rywalizację na czwartym miejscu. Zagrał w każdym spotkaniu „Kolejorza” w ubiegłorocznych rozgrywkach. W tym sezonie nadal gra regularnie, strzelił już trzy bramki i po raz pierwszy od dołączenia do Lecha nie pojawił się na boisku, nie wchodząc na boisko przeciwko Zagłębiu Sosnowiec.

  1. Kasper Hamalainen (Lech Poznań 2013-2015, Legia Warszawa 2016-)

178 występów w Ekstraklasie, 52 bramki i idealny przykład jak przejść od bohatera trybun do wroga publicznego numer 1. „Hama” był gwiazdą Lecha Poznań. W barwach „Kolejorza” po prostu czarował. Był bohaterem trybun. Kibice go kochali. Strzelił dla Lecha 33 bramki w Ekstraklasie. Gdy kończył mu się kontrakt zapowiedział, że nie przedłuży umowy z Lechem, gdyż chce wrócić do Finlandii i zająć się rodziną, kibice to zaakceptowali. Wtedy właśnie Fin zrobił coś, czego w Poznaniu po dziś dzień nie mogą mu wybaczyć. Został piłkarzem Legii Warszawa. Dla kibiców Lecha to była zdrada. Hamalainena znienawidzono, a dla samego Fina niebezpieczne stało się odwiedzanie samotnie stolicy Wielkopolski. Stał się też przestrogą dla innych Lechitów. Gdy bowiem w mediach pojawiły się informacje, że Legia zainteresowana jest chociażby Tamasem Kadarem, kibice wywiesili transparent z hasłem ostrzegającym innych o treści:

„Hamalainen ku**a stara, następnego czeka kara”.

W Warszawie 32-latek został zawodnikiem rotacji, często pojawiając się jednak w pierwszej jedenastce. Często gdy Legii nie szło i Warszawiacy zawodzili, właśnie Fin był jednym z tych, których można było chwalić. Polubiły go trybuny i potrafił niekiedy stać się bohaterem zespołu z Łazienkowskiej 3. Bez dwóch zdań jest też najlepszym skandynawskim piłkarzem, jaki dotychczas występował w naszym kraju.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze