Jednym z najpopularniejszych piłkarskich porzekadeł jest stwierdzenie, że napastnika rozlicza się ze strzelonych bramek. Poniekąd można się z nim zgodzić, gdyż od czego innego może być napastnik, jeśli nie od wykańczania akcji kolegów. Dlatego kiedy gracz z "dziewiątką” na plecach zdobywa cztery gole w swoich pierwszych pięciu meczach w nowym klubie, można śmiało mówić, że zawodnik zanotował dobre wejście do zespołu. I owszem – pod względem skuteczności Tomas Pekhart zaliczył udany start w barwach lidera PKO Ekstraklasy. Jednak czy jest to jedyny aspekt, na podstawie którego powinniśmy oceniać grę czeskiego snajpera?
W spotkaniu Legii z Wisłą Kraków Tomas Pekhart zdobył gola wyrównującego w 57. minucie. Dzięki temu Czech przypomniał zasiadającym przed telewizorami kibicom, że przebywa na boisku. Przez 56 minut nowy nabytek „Wojskowych” był kompletnie niewidoczny i jedynie bardzo uważni obserwatorzy mogli odnotować fakt, iż po zielonej murawie biega sprowadzony z Las Palmas napastnik. Zresztą Pekhart zwrócił na siebie większą uwagę jeszcze w dwóch momentach – kiedy po raz drugi skierował piłkę do siatki i kiedy sfaulował na żółtą kartkę Dawida Szota. Mimo to jego dwie bramki znacząco przyczyniły się do zwycięstwa drużyny z Warszawy 3:1.
Bohater niedzieli – Tomáš Pekhart! pic.twitter.com/MCkEIXuG79
— LOTTO Fantasy Ekstraklasa (@Fantasy_ESA) June 7, 2020
Regularnie strzelający Pekhart? Zdarzało się
Legia Warszawa to dziewiąty zespół w karierze 31-latka, dla którego zdobywa bramki. Tylko pobyt w Ingolstadt zakończył z zerowym dorobkiem. Jedni powiedzą – piłkarski obieżyświat z ciekawą karierą, a drudzy stwierdzą, że nie był dostatecznie dobry, by jakiś klub związał z nim swoje długofalowe plany.
Pekhart miewał swoje lepsze i gorsze okresy w karierze. Prawdopodobnie ta chimeryczność sprawiła, że Czech w żadnym klubie nie zagrzał miejsca. Wystarczy wspomnieć, że licząc od sierpnia 2014 roku, czyli od momentu odejścia z FC Nuernberg, 31-latek występował w pięciu klubach. W ciągu niespełna sześciu lat nowy nabytek Legii zwiedził pięć drużyn z pięciu różnych krajów.
W żadnym klubie Pekhart nie przekroczył bariery 15 goli. Najbardziej obfity pod względem bramek był dla niego sezon 2010/2011, gdy grał najpierw w FK Jablonec, a potem w Sparcie Praga. 22 gole w jednej kampanii to świetny wynik. Niestety, miało to miejsce niemal dekadę temu.
Potem kilka razy udawało się Czechowi nawiązać do wysokiej dyspozycji. Problem polegał na tym, że po dobrym sezonie przychodził kolejny z wyraźnym przestojem. Dlatego hurraoptymistyczne reakcje, jakoby Legia znalazła goleadora na miarę najskuteczniejszych strzelców drużyny w ostatnich latach, są w tym przypadku zdecydowanie na wyrost.
Kończyć akcje kolegów
Starcie przy Reymonta nie było pierwszym meczem, w którym Pekhart zapisał się w meczowym protokole mimo braku aktywności przez większą część spotkania. Tydzień wcześniej Legia grała w Poznaniu z Lechem. Podopieczni Aleksandara Vukovicia wygrali 1:0 po golu czeskiego napastnika. Było to trafienie dosyć kuriozalne. Wątpliwe, żeby Pekhart w przeszłości zdobył gola z równie bliskiej odległości.
I to chyba wszystko, co można powiedzieć o występie Czecha w stolicy Wielkopolski. Niewiele było go w grze kombinacyjnej, nie wychodził do piłek oraz nie miał więcej dogodnych sytuacji do strzelenia gola. Dość podobnie wyglądał jego występ w ostatni weekend w Krakowie. Tylko że tym razem do siatki trafił dwukrotnie.
A jak wyglądał pierwszy gol Pekharta w barwach Legii? Wyłożenie piłki na pustą bramkę w ostatniej minucie meczu z Jagiellonią, efektownie wygranego przez legionistów 4:0. Charakterystyka i sposób grania zawodnika, który swego czasu terminował w juniorach Tottenhamu, nie przypominają stylu gry, jaki preferują Jose Kante i Jarosław Niezgoda, czyli najskuteczniejsi napastnicy Legii w tym sezonie.
Niezgody w stolicy już nie ma i kibice mogli przypuszczać, że w jego miejsce sprowadzony zostanie ktoś o podobnych boiskowych parametrach, tak aby nie zaburzać dobrze działającego mechanizmu. Sprzedany do Portland Timbers napastnik regularnie był pod grą i szukał sobie przestrzeni do wywalczenia sytuacji strzeleckiej. Pekhart to typowy lis pola karnego, który żyje z podań kolegów.
Legia próbowała już grać podobnie latem, gdy trener Vuković forsował ustawienie z Sandro Kulenoviciem na szpicy. Wtedy ta koncepcja nie wypaliła, a Chorwata w stolicy już nie ma. Być może teraz serbski szkoleniowiec postanowił wrócić do tego pomysłu i Tomas Pekhart jest napastnikiem idealnie skrojonym pod ten system gry. Tylko czy tak grający napastnik będzie gwarancją wielu bramek w tym i przyszłym sezonie?
Nie obędzie się bez porównań
Gdyby zapytać fanów warszawskiej Legii o najlepszego napastnika stołecznej ekipy ostatniej dekady, większość bez zawahania wskazałaby Nemanję Nikolicia. Reprezentant Węgier bramki dla Legii strzelał jak na zawołanie, a na jego grę patrzyło się z przyjemnością. Do listy najlepszych snajperów Legii w ostatnich latach moglibyśmy dorzucić jeszcze Aleksandara Prijovicia, Marka Saganowskiego, Danijela Ljuboję, Orlando Sa czy Jarosława Niezgodę.
Czy dołączy do nich Pekhart? Trudno powiedzieć, gdyż wszyscy wyżej wymienieni napastnicy dysponowali innym zestawem cech niż ściągnięty zimą czeski napastnik. W Legii dawno nie było typowej „dziewiątki”, której zadanie ograniczałoby się do dostawiania głowy albo nogi do wypracowanych przez kolegów akcji bramkowych.
Kiedyś Legia miała takiego napastnika. Co ciekawe, został on królem strzelców ekstraklasy. Chodzi o Takesure’a Chinyamę. Piłkarz rodem z Zimbambwe znany był z tego, że jego zaangażowanie w grę ofensywną zespołu było znikome. „Chini” w trakcie meczu głównie przechadzał się między stoperami drużyny rywala, by w kluczowym momencie znaleźć się we właściwym miejscu i zdobyć gola.
Sęk w tym, że Chinyama w Legii grał w latach 2007-2011. Przez 10 lat wymagania wobec napastników oraz ich boiskowa rola uległy zmianie. Dziś mało który trener oczekuje od napastnika jedynie wykańczania akcji. Stąd nie wiadomo, czy taki oldschoolowy napastnik, jakim jest Pekhart, wystarczy Legii na dłuższą metę.
W drużynie z Łazienkowskiej kompletnie nie poradził sobie imiennik i rodak Pekharta, czyli Tomas Necid. Obaj panowie mają podobne warunki fizyczne, doświadczenie na poziomie reprezentacyjnym oraz występy w dobrych ligach. Jednak Necid pomimo niezłego początku (gol w debiucie z Arką) w kolejnych meczach zawodził i dosyć szybko pożegnał się z Warszawą. Pekhart zanotował lepsze wejście do drużyny pod względem bramkowym, ale trudno powiedzieć, żeby kogokolwiek zachwycił swoją grą.
***
Hurraoptymizm, jaki zapanował wokół Tomasa Pekharta, można śmiało uznać za przesadzony. Czech ma za sobą udane wejście do drużyny, jednak z biegiem czasu będzie mu coraz trudniej. Obrońcy rywali będą przygotowani na styl gry Pekharta, którego neutralizacja nie powinna być dla nich problemem. Ponadto historia pokazuje, że były reprezentant kraju naszych południowych sąsiadów rzadko utrzymywał wysoką formę strzelecką przez długi czas.
Trudno odbierać Pekhartowi doświadczenia i pewnych umiejętności. Jednak czy jest to napastnik, który będzie regularnie dawał Legii bramki w najbliższym czasie? O tym przekonamy się niebawem. Możliwe, że Pekhart w Warszawie przeżyje najlepszy okres w karierze i zamknie usta wszystkim tym, którzy powątpiewają w jego ciągłość strzelecką. Pierwsza z wielu weryfikacji dziś w spotkaniu z Arką Gdynia.