Zdarza się, że trener tak skłóci się z szatnią, że zespół zaczyna grać na jego zwolnienie. To jednak skrajne przypadki. Częstsze są przypadki, że trener dla części piłkarzy staje się niczym drugi ojciec. To jemu udaje się uwolnić pełnię drzemiącego w nich potencjału. To on czasem wręcz definiuje piłkarza na nowo, całkowicie zmieniając mu pozycję. Którzy trenerzy okazali się kluczowi w rozwoju aktualnych reprezentantów?
Arkadiusz Milik i Adam Nawałka
To Adam Nawałka sprowadził Milika do Górnika z Rozwoju Katowice. To Adam Nawałka zaczął odważnie stawiać na zaledwie 17-latka w ekstraklasie. To Adam Nawałka dał mu zadebiutować w kadrze. To Adam Nawałka powoływał oraz konsekwentnie stawiał na Milika pomimo problemów w klubach. Czego więcej można wymagać, aby uznać danego szkoleniowca prawdziwym ojcem sukcesu zawodnika? Gdyby nie szanse w reprezentacji, które Milik jednak umiejętnie wykorzystywał, możliwe, że nie zwróciłby nigdy na siebie uwagi Ajaksu. Niewykluczone, że do dziś tułałby się po wypożyczeniach w Augsburgach czy innych Norymbergach.
Z całym szacunkiem dla Roberta Lewandowskiego, ale uważam, że potencjał Arka Milika jest większy. Adam Nawałka w sierpniu 2012, jeszcze jako trener Górnika w rozmowie z Przeglądem Sportowym
Jak widać, Nawałka od samego początku widział w Miliku coś, czego wielu nie dostrzegało jeszcze przez lata. Dziś jednak Arek to snajper przez duże S, który pomimo dwóch ciężkich kontuzji, które nieco wyhamowały jego rozwój, nie zatracił swych umiejętności. Aktualnie jest on czołowym strzelcem włoskiej Serie A, gdzie wraz z Piątkiem, Ronaldo czy Quagliarellą bije się o koronę króla strzelców. Jednak zdecydowanie, bez Adama Nawałki nie byłby dziś tam, gdzie jest.
Kamil Glik i Gian Piero Ventura
Generał, Skała, Kolos, dziś głównie takie epitety towarzyszą nazwisku Kamila Glika. Mało kto wciąż pamięta jego ciężkie początki we Włoszech. Po transferze do Palermo, przez pół roku wystąpił jedynie trzykrotnie w Lidze Europy, w lidze mając nawet problemy, aby załapać się na ławkę. Po pół roku, zdecydował on się spróbować odbudować w słabszym zespole i udał się na wypożyczenie do niemal pewnego spadkowicza – Bari. Tam po raz pierwszy spotkał Gian Piero Venturę.
Panowie co prawda przepracowali wspólnie zaledwie kilkadziesiąt dni, gdyż w lutym Ventura został zwolniony, to jednak Glik zdążył wywrzeć na nim na tyle dobre wrażenie, że zdecydował się go sprowadzić do swego nowego miejsca pracy – Torino. Glik niemal z miejsca wskoczył do pierwszego składu i był ważnym elementem zespołu, który wywalczył sobie awans do Serie A. Od tego momentu historię Kamila, który stał się legendą klubu z Piemontu, a następnie ważnym ogniwem defensywy Monaco dobrze znamy. Gdyby jednak na swojej drodze nie spotkał Ventury, może czekałaby go droga choćby Jarosława Jacha, który po odbiciu się od Premier League oraz ligi tureckiej, teraz swych sił próbuje w Mołdawii.
Robert Lewandowski i Jurgen Klopp
Kapitan reprezentacji Polski na swojej drodze spotkał wielu wybitnych szkoleniowców. Współpracował z Guardiolą, Ancelottim czy Heynckesem. Największy wpływ na jego karierę miał jednak bezsprzecznie Jurgen Klopp, który z wątłego chłopaka z Lecha Poznań stworzył maszynę do seryjnego zdobywania bramek.
Jednak nie tylko rozwój piłkarski zawdzięcza Niemcowi. Jak sam przyznał w niedawnym, bardzo emocjonalnym wywiadzie z Izą Koprowiak, to Klopp zbudował go jako człowieka.
Pogadałem z nim jak z ojcem, czego po śmierci taty nie potrafiłem robić. W tamtym momencie coś we mnie eksplodowało.Robert Lewandowski w rozmowie z Przeglądem Sportowym
To wydarzenie odblokowało Roberta, uświadomiło mu, jak ważna w zawodowym sporcie jest psychika. Wiadomo, Lewandowski to tytan pracy, który prawdopodobnie również i w innym środowisku zrobiłby niezłą karierę. Na dziś jednak kluczowe w jego karierze wydają się właśnie te lata spędzone pod skrzydłami Kloppa. Później Guardiola już tylko ulepszał gotowy produkt, Klopp natomiast musiał piłkarza ekstraklasy przekształcić w zawodnika europejskiego formatu.
Mateusz Klich i Marcelo Bielsa
Piłkarz, który grać umie tylko w Holandii. Taka opinia krążyła długi czas o Mateuszu Klichu. Nie ma się jednak co dziwić. Po świetnych występach w Cracovii, najbardziej konkretny ze swoją ofertą był Wolfsburg. Jak się jednak okazało, „Wilki” to nie był najlepszy wybór dla młodego Polaka. Przez półtora roku nie zdołał on nawet zadebiutować w pierwszej drużynie, co więcej, ani razu(!) nie znalazł się nawet w kadrze meczowej Wolfsburga. Wybawienie nadeszło właśnie z Holandii, kiedy to na wypożyczenia Klicha zdecydowało się walczące o utrzymane PEC Zwolle. Polak bardzo pomógł swojej nowej drużynie w pozostaniu w Eredivisie, dzięki czemu Zwolle zdecydowało się go wykupić. Wydawało się, że Mateusz wreszcie znalazł swoje miejsce na ziemi. 4 bramki oraz 9 asyst w 30 meczach to wynik więcej niż zadowalający.
Niestety, nagle przypomnieli sobie o nim Niemcy, którzy przy sprzedaży zagwarantowali sobie możliwość odkupu Polaka za 750 tysięcy euro. Polak oczywiście poza swoją ziemią obiecaną znowu zawodził. W Niemczech tracił kolejne miesiące, po drodze notując jeszcze średnio udane wypożyczenie do Kaiserslautern. Wreszcie po sezonie 15/16 udało mu się ponownie zameldować w Holandii w drużynie Twente, skąd dzięki kolejnym udanym występom, przeniósł się do Leeds. Wielu twierdziło, że ponownie opuszczając Holandię rzuca się z motyką na słońce. Szybko te obawy zaczęły się urzeczywistniać. Już po pół sezonu w nowym klubie został odesłany na wypożyczenie do Utrechtu. W Klicha uwierzył dopiero Bielsa, który od początku swojej kadencji w Leeds zdecydowanie postawił na Polaka.
U takiego trenera jeszcze nie grałem. Przekazuje mi mnóstwo pożytecznych informacji i wierzę, że dzięki niemu mogę stać się lepszym piłkarzem. Bielsa jest jedyny w swoim rodzaju i cieszę się, że go spotkałem, bo jest to znakomita lekcja futbolu Mateusz Klich w rozmowie z tygodnikiem Piłka Nożna
Klich od początku imponował swoją grą. W sumie do tej pory strzelił już 8 bramek i zanotował 7 asyst. Polak to jeden z najważniejszych elementów układanki Bielsy. Więcej minut na boisku w tym sezonie spędził jedynie Ezgjan Alioski. Wygląda na to, że ziemią obiecaną dla polskiego pomocnika jednak nie była Holandia. Kluczem było po prostu trafić na odpowiedniego szkoleniowca.
Piotr Zieliński i Carlo Ancelotti
Zieliński z Polski wyjechał bardzo szybko, bo już chwilę po swoich 17-tych urodzinach. Jak więc nietrudno się domyślić, polska myśl szkoleniowa nie miała na niego aż tak dużego wpływu. Na wyjęcie Ziela z młodzieżówki Zagłębia Lubin zdecydowało się w 2011 roku włoskie Udniese. Tam jednak niespecjalnie poznano się na jego talencie. W dwa sezony w nowym klubie uzbierał zaledwie 20 występów, z czego większość były to końcówki po wejściu z ławki. Swój potencjał pokazywać zaczął dopiero na dwuletnim wypożyczeniu do Empoli, po którym na przejęcie go zdecydowało się Napoli. W Neapolu co prawda nie mógł narzekać na brak szans, jednak przylgnęła do niego opinia dwunastego gracza, czyli z reguły pierwszego do zmiany, bądź pierwszego do wejścia z ławki.
Jego rola uległa zmianie dopiero w obecnym sezonie, wraz z przyjściem do klubu Carlo Ancelottiego. Włoch od początku mocno zaufał Polakowi, dodatkowo szybko okazało się, że ma on na naszego reprezentanta swój autorski pomysł. Carletto przesunął Ziela z środka pola na lewą stronę pomocy, co wydaje się być strzałem w dziesiątkę. Pomimo tego, że póki co jego liczby nie powalają, to w Neapolu bardzo cenią jego pracę w nowej roli, która wymaga od niego również większego zaangażowania w defensywę. Wydaje się, że Zieliński wreszcie trafił na trenera, który doskonale wie, jak uwolnić jego potencjał i uczynić z niego kluczową postać zespołu, nie zaś tylko wartościowego zmiennika.
Jan Bednarek i Ralph Hasenhüttl
Najświeższy z wymienionych tu przykładów, ale chyba też i najbardziej wyrazisty. Bednarek przed przyjściem Hasenhüttla? 260 minut w 18 meczach, w tym 180 w EFL Cup. Bednarek po przyjściu Hasenhuttla? 15 meczów ligowych rozegranych od 1. do ostatniej minuty, status najważniejszego żołnierza nowego szkoleniowca. Były Lechita zaczął błyszczeć formą, zbierając mnóstwo pochwał oraz zgarniając statuetki dla najlepszego gracza meczu. Fani Southampton już dziś zaczynają porównywać go z Virgilem van Dijkiem. Wszystkich tych ciepłych słów pod jego adresem by jednak prawdopodobnie nie było, gdyby na stanowisku trenera Świętych pozostał Mark Hughes.
Od mojego pierwszego meczu Jan pokazuje wielkie umiejętności. Jest bardzo agresywny w pojedynkach z rywalami. Z piłką przy nodze zachowuje spokój, a do tego umie dobrze wypatrzyć otaczających go kolegów z zespołu. Ma wszystko, co powinien mieć stoper. Ralph Hasenhüttl
***
Jak widać, wiele w karierze piłkarza zależeć może po prostu od zwykłego łutu szczęścia. Od tego, czy akurat trafi na szkoleniowca, z którym „poczuje chemię”. Tylko powyższe przykłady pokazują jak jest to ważne. Czy dziś z takim spokojem patrzylibyśmy na reprezentacyjną obronę, gdyby Southampton wciąż prowadził Hughes? A co by było, gdyby w Glika w pewnym momencie nie uwierzył Ventura? Czy Klich znów musiałby ewakuować do Holandii, gdyby w Leeds nie postawiono na Bielsę? Miejmy nadzieję, że jak najwięcej z naszych kadrowiczów spotka na swojej drodze trenera idealnego.