Od kilku dobrych już lat w Primera Division mówi się o duopolu katalońsko-madryckim. Początek obecnego sezonu ligowego sprawia jednak, że na całą sprawę zaczynamy patrzeć pod nieco innym kątem. Ostatnio chwaliłem Atletico Madryt, teraz – po meczu z Barceloną właśnie – pokłony należą się Sevilli. Ekipy z Vicente Calderon i Ramon Sanchez Pizjuan szanse na zdobycie mistrzostwa mają oczywiście nikłe – żeby nie powiedzieć zerowe – ale jak na razie wszystko każe sądzić, iż La Liga 2012/2013 będzie niezwykle emocjonująca.
Andaluzyjczycy od początku rozgrywek pokazują, że będą w tym sezonie mocni. Wygrana z Realem Madryt nie była dziełem przypadku, nie była konsekwencją po prostu słabej formy „Królewskich”. Nie. Wczorajszy mecz z Barceloną potwierdził, że ekipa Michela mierzy w tym roku w najwyższe cele. Dlatego tak trudno pogodzić się z tym, co wydarzyło się na Ramon Sanchez Pizjuan w starciu z Katalończykami. Sevilla na pewno nie zasłużyła na tę porażkę, powiem więcej – ona naprawdę zapracowała sobie na to, żeby dowieźć prowadzenie 2:1 do samego końca. Mateu Lahoz, ulubiony (dotychczas) sędzia Jose Mourinho, podarował wręcz „Blaugranie” komplet punktów. Takie zachowania jak Medela z Fabregasem nie powinny mieć oczywiście miejsca na boisku piłkarskim, ale jak można za takie coś pokazać komuś czerwoną kartkę? Najlepsze i tak jest to, że w momencie całego zajścia arbiter główny był odwrócony tyłem do całej akcji i sam nie miał prawa widzieć, co tam tak naprawdę się wydarzyło. Presja zawodników Barcelony, być może podpowiedź asystenta, coś w każdym razie sprawiło, że ten znakomity skądinąd sędzia zdecydował się osłabić znakomicie grającą w obronie Sevillę, wyrzucając z boiska równie znakomicie spisującego się Medela.
Mimo to nawet w obliczu gry w dziesiątkę gospodarze nie pozwalali rywalowi na zbyt wiele. Podobnie jak wcześniej „Królewskim” z Madrytu. Sevilla imponuje, i to imponuje bardzo. 38-letni Andres Palop w ogóle nie daje po sobie poznać, że bliżej już mu do piłkarskiej emerytury niż do trofeum „Zamora”. A to właśnie on przed meczem z „Barcą” prowadził w tej klasyfikacji. Dziwić to jednak jakoś szczególnie nie powinno, bo Emir Spahić, stoper Andaluzyjczyków, rozgrywa równie wspaniały sezon. Świetnie gra w powietrzu, w którym wygrywa większość piłek, nie daje się w łatwy sposób ogrywać i przez cały czas emanuje spokojem. A przecież równie dobrze radzą sobie Fazio i Botia. Ten drugi uchronił zresztą Sevillę od straty jednej z bramek we wspomnianym meczu z Barceloną, o którym mówi się sporo, bo i sytuacji do przytoczenia całe mnóstwo. Kolejna z nich to potwierdzenie, że Sevilla naprawdę ma najlepsze prawe skrzydło w Primera Division. We wcześniejszych pięciu meczach para Cicinho – Navas zachwycała całą Hiszpanię. Wczoraj miał się odbyć najpoważniejszy test dla tych zawodników i został przez nich zdany celująco. Brazylijczyk może nie włączał się tak często do akcji ofensywnych, ale za to popisał się niesamowitą grą w obronie, która przez wielu uważana jest za jego najsłabszą stronę. Głęboko w pamięci utkwił również obrazek właśnie z Cicinho w roli głównej. Przy stanie 2:1, gdy gospodarze grali już w dziesiątkę, były gracz Palmeiras zatrzymał akcję Cristiana Tello, po czym wymownym gestem – zaciśnięciem pieści – dał upust swoim emocjom. Na takie obrazki aż chce się patrzeć.
I to również jest siła tej drużyny. Andaluzja to rzecz jasna jedno z najgorętszych miejsc w Hiszpanii. Na Ramon Sanchez Pizjuan zawsze panuje niesamowita atmosfera, a gdy przyjeżdżają tam największe marki, stadion trzęsie się w posadach. Nie inaczej było wczoraj. Fani Sevilli nie umilkli praktycznie ani na moment, napędzając swoich ulubieńców. Atmosfera udzieliła się nawet Michelowi, który został odesłany na trybuny po tym, jak ostentacyjnie protestował wobec decyzji o uznaniu drugiego gola dla Barcelony. Kolejny powód do głębokiego żalu, bo ta bramka zabiła gospodarzy, którzy w efekcie musieli oddać trzy punkty rywalowi. A wielka szkoda, bo najzwyczajniej w świecie nie zasłużyli na porażkę. Kibice, którzy zdarli sobie gardła, musieli przełknąć tę gorzką pigułkę. Mogą być jednak dumni ze swojej drużyny, bo ta rozegrała wielki mecz.
Na wyróżnienie bez wątpienia zasługuje większość graczy Michela. Wspaniałe zawody rozegrał Alvaro Negredo, który był wszędzie, wygrał chyba wszystkie starcia w powietrzu, biegał, walczył, dwoił się i troił, a do tego zdobył bramkę. Wychowanek Realu Madryt uwielbia takie mecze – mecze, w których może coś udowodnić. Niepocieszony brakiem powołania na ostatnie zgrupowanie reprezentacji w pięknym stylu odpowiedział Vicente del Bosque i dał mu do zrozumienia, że jeszcze nie można go skreślać. Słowa uznania należą się także Gary’emu Medelowi, który do momentu opuszczenia boiska wykonał ogrom ciężkiej pracy w środku pola. Wspomniani Cicinho i Navas to klasa sama w sobie – to typ zawodników, którzy nie wiedzą, co to zmęczenie. W bardzo dobrej formie jest także Ivan Rakitić, który przeciwko Barcelonie zanotował trzy kluczowe podania i był niezwykle aktywny w ofensywie. Nie zapominamy oczywiście o Jose Antonio Reyesie. Kiedy Hiszpan upora się już z kontuzją, Michel będzie miał do dyspozycji niesamowicie wyrównaną kadrę, a wręcz problem z ustawieniem wyjściowej jedenastki. Bo za kogo miałby w tym momencie wystąpić były gracz między innymi Arsenalu? Trochowski? Człowiek strzela bramki Realowi Madryt i Barcelonie. Navas? Pytanie retoryczne. To kolejny atut Sevilli w tym sezonie. Wyrównana kadra może pozwolić tej ekipie w końcu powalczyć o pierwszą czwórkę – a kto wie, może i o podium? Dotychczasowa trzecia siła La Liga z Walencji formą przecież nie imponuje.
O ile Atletico Madryt zachwycało do tej pory skutecznością, o tyle Sevilla imponuje swoją grą i dojrzałością. Decyzja włodarzy andaluzyjskiego klubu o pozostawieniu na stanowisku trenera Michela nie mogła być lepsza. Hiszpan przejął zespół w połowie poprzedniego sezonu, nie zdołał wywalczyć z nim prawa gry w europejskich pucharach, ale otrzymał kredyt zaufania. Po spotkaniu z Barceloną chyba nikt nie ma wątpliwości, że kredyt ten powinien w bardzo szybkim czasie spłacić. Stawianie tezy, że ten sezon wcale nie musi być sezonem dwóch, może i jest trochę na wyrost, bo w walce o tytuł mistrzowski w dalszym ciągu najbardziej liczą się Barcelona i Real, ale głęboko tli się nadzieja, że w maju trzecia drużyna w tabeli nie będzie tracić do liderującej dwójki 30 czy 20 punktów. W końcu nie tak dawno, bo w sezonie 2007/2008 na drugim miejscu podium uplasował się – o ironio – Villarreal… Dzisiaj już niestety w Segunda Division.
To prawda Sevilla imponuje w tym sezonie i mecz z
barceloną także powinien być dla nich wygrany gady
by nie głupie podkreślam głupie zachowanie
sędziów...Sevilla zasłużyła na zwycięstwo .
Ani Atletico, ani tym bardziej Sevilla nic nie
zawojują w tym sezonie...możecie nie wiadomo ile
razy pisać o tym przełamaniu słabszych klubów,
jednak zawsze będą one odgrywały rolę chłopców
do bicia...
To jest dopiero początek sezonu i nie ma co się
podniecać. Czy będą walczyli o najwyższe cele to
dowiemy się za kilka kolejek ale jeśli nie będzie
spadku formy to mogą poważnie powalczyć o podium
zwłaszcza że nie grają w pucharach co w tym
sezonie będzie ich atutem.
I tak reszta zespołów walczyć będzie o miejsca 3~
wiadome ze nie jest powiedziane ze barca i real tylko
beda walczyc o mistrzostwo :)
Skoro fani ligi angielskiej moga sobie wmawiac, ze
Tottenham i Arsenal walcza o mistrza, to i w
Hiszpanii mozna mowic, ze Atletico, Sevilla i
Valencia rowniez :)
To prawda, że te drużyny imponująco zaczęły
sezon, jednak 3 miejsce to i tak max o co
powalczą.Wątpię, aby utrzymały taką
regularność zdobywania punktów podczas całego
sezonu.Sevilla owszem, jest drużyną, która może
napsuć sporo krwi wielkiej dwójce, jednak pogubią
punkty w starciach z średniakami i będzie po
ptakach.To samo chyba można powiedzieć o
Atletico.Ponadto nie można wnioskować po 6
kolejkach, że hegemonia Barcy i Realu dobiega
końca.Chciałbym przypomnieć, że w tamtym sezonie
po bodajże 9 czy 10 kolejkach na pozycji lidera
plasowało się.....Levante, a chyba wszyscy wiemy
jak to się skończyło.
I Levante zajęło 5 czy 6 miejsce.