To będzie zupełnie inny finał Ligi Mistrzów niż przed czterema laty… Liverpool kontra Real Madryt


Oba zespoły przeszły ogromną metamorfozę względem finału z 2018 roku

27 maja 2022 To będzie zupełnie inny finał Ligi Mistrzów niż przed czterema laty… Liverpool kontra Real Madryt
Wikimedia Commons

Finał Ligi Mistrzów z sezonu 2017/2018 jest już historią. Na długo w pamięci kibiców, zwłaszcza z czerwonej części Liverpoolu, pozostanie dyspozycja Lorisa Kariusa. Niemiecki bramkarz niemal w pojedynkę przegrał to spotkanie, popełniając dwa katastrofalne błędy. Jednakże od tego czasu minęły już ponad cztery lata. Obie drużyny przeszły niesamowitą metamorfozę i zmieniły się pod wieloma względami. Oczy całego piłkarskiego świata w sobotę o godzinie 21:00 będą skierowane na Stade de France. Liverpool kontra Real Madryt – podejście numer trzy.


Udostępnij na Udostępnij na

Liverpool i Real Madryt w finale najważniejszych klubowych rozgrywek mierzyły się ze sobą dwukrotnie. Po raz pierwszy, w sezonie 1980/1981, lepszy okazał się Liverpool. Zwycięstwo 1:0 po bramce, której strzelcem był Alan Kennedy, dało „The Reds” trzeci puchar. Z kolei w sezonie 2017/2018 górą byli „Królewscy”, pokonując Liverpool aż 3:1.

Zawsze będziesz szedł sam – finał Ligi Mistrzów 2017/2018

Klubowe hasło drużyny z miasta Beatlesów brzmi „You’ll never walk alone” – „nigdy nie będziesz szedł sam”. Nigdy nie udało mi się porozmawiać z Lorisem Kariusem, antybohaterem finału z 2018 roku, ale odnoszę wrażenie, że niemiecki bramkarz nie został potraktowany tak, jak wskazywałoby na to wspomniane hasło. Został sam na polu bitwy, pokonany, popełnił dwa błędy w finale Ligi Mistrzów. Wiedział dobrze, że to jego wina, nie dostał jednak słów wsparcia wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebował.

Po gwizdku kończącym spotkanie Loris Karius upadł na murawę i zalał się łzami. Czuł się winny i, powiedzmy sobie szczerze, miał ku temu powody. Żaden z kolegów nie ruszył, by wesprzeć Niemca, jako pierwszy zrobił to strzelec dwóch bramek dla Realu Madryt, Gareth Bale. Nawet Jürgen Klopp, szkoleniowiec Liverpoolu, w pierwszych wywiadach nie wziął swojego rodaka w obronę. Loris Karius został więc sam, wystawiony na pożywkę dla rozwścieczonych kibiców „The Reds” i ludzi, którzy wyśmiewali jego błędy.

Liverpool do finału z sezonu 2017/2018 podchodził z ogromnymi nadziejami. „The Reds” wreszcie mieli okazję przełamać chude lata. W erze Premier League nie udało im się zdobyć ani jednego mistrzostwa kraju. Od triumfu w Lidze Mistrzów z Jerzym Dudkiem w bramce minęło już 13 lat. Zaś zdobytym kilka sezonów później pucharem ligi nikt nie mógł być usatysfakcjonowany.

Real Madryt natomiast zmierzał po historyczny, trzeci z rzędu puchar Ligi Mistrzów. W poprzednich dwóch kampaniach to „Królewskim” przypadał zaszczyt zasiadania na tronie Europy. Pokonywali już Atletico Madryt, Juventus, dlaczego miałoby być inaczej z Liverpoolem?

Finał Ligi Mistrzów 2017/2018

W spotkaniu finałowym długo nie zobaczyliśmy bramki. Pierwsza połowa zapisała się w historii dwoma kontuzjami, pierwsza z nich dotyczyła Mohameda Salaha. Egipcjanin upadł na murawę po starciu z Sergio Ramosem. Czy specjalnie, czy nie – kapitan Realu Madryt wyeliminował z gry gwiazdę Liverpoolu. Chwilę później z urazem boisko opuścił Dani Carvajal. Po przerwie mecz zaczął nabierać kolorytu.

W 51. minucie Karim Benzema wyprowadził Real Madryt na prowadzenie. Bramkarz drużyny Liverpoolu złapał piłkę w ręce po złym przerzucie Toniego Kroosa. Karius chciał szybko wyrzucić futbolówkę po ziemi do kolegi z zespołu. Francuski napastnik był na tyle blisko bramkarza, że wyciągnął nogę, by zablokować piłkę. Ta odbiła się od nogi Benzemy wręcz idealnie i wtoczyła się do siatki.

Kilka minut później do remisu doprowadził Sadio Mane. Do dośrodkowania z rzutu rożnego najwyżej wyskoczył Dejan Lovren. Chorwat zgrał piłkę na 3. metr, gdzie Senegalczyk uprzedził interweniującego Keylora Navasa.

W 63. minucie ponownie na prowadzenie wyszli „Królewscy”. Marcelo miał sporo miejsca po lewej stronie boiska. Nieatakowany Brazylijczyk zdecydował się na dośrodkowanie w pole karne. Wrzutka była słaba, za plecy zawodników Realu. Jednakże Gareth Bale popisał się geniuszem. Zrobił dwa kroki do tyłu i złożył się do uderzenia przewrotką z 14. metra. Czapki z głów.

Liverpool miał swoje okazje, ale czas uciekał nieubłaganie. Na siedem minut przed końcem regulaminowego czasu gry Walijczyk ponownie wpisał się na listę strzelców. Zszedł z prawego skrzydła do środka i huknął na bramkę z 30 metrów. Piłka była uderzona bardzo mocno, lecz nie tłumaczy to zachowania Lorisa Kariusa. Futbolówka leciała wprost w niego, ale nie potrafił jej złapać. Odbiła się od jego rękawic i wpadła do bramki, grzebiąc tym samym nadzieje sympatyków „The Reds”.

Liverpool jest drużyną silniejszą niż przed czterema laty…

Cztery lata w futbolu to wieczność. Mimo, że na pierwszy rzut oka można tego nie dostrzegać, sporo zmieniło się w kadrach obu zespołów. Liverpool do finału w 2018 roku podchodził jako czwarta siła Premier League, po kilku wpadkach. Dzisiaj drużyna Jürgena Kloppa niemal w ogóle nie przegrywa. W obecnej kampanii „The Reds” przegrali zaledwie trzy spotkania.

W osiąganiu takich rezultatów zdecydowanie pomaga Alisson Becker. Brazylijczyk jest jednym z najlepszych bramkarzy na świecie i, co wydaje się oczywiste, zapewnia większy spokój z tyłu niżeli jego poprzednik. Chociaż okazji do interweniowania również ma mniej niż Loris Karius cztery sezony temu. Wpływa na to wiele czynników, ale niewątpliwie jednym z nich jest doświadczenie, jakie mają za sobą zawodnicy Liverpoolu.

Finał z 2018 roku dla każdego z nich był pierwszym meczem o takiej stawce. Większość rok po feralnym spotkaniu przeciwko Realowi Madryt ponownie znalazła się w finale Ligi Mistrzów. W starciu z Tottenhamem górą był Liverpool. Ponadto klub co roku walczy o najwyższe cele. Doświadczenie wzrasta więc z każdym kolejnym sezonem mimo drobnych roszad w składzie.

To był jeden z najgorszych momentów w mojej karierze. Być tak blisko swoich marzeń, a na ostatniej przeszkodzie je stracić, to było bardzo trudne do zniesienia. Przegrana w Kijowie była bardzo trudnym momentem, ale patrząc wstecz, wiele się z tego nauczyłem, podobnie jak my wszyscy. Wykorzystaliśmy to doświadczenie, aby stać się lepszymi, silniejszymi. Wygrana rok później uczyniła to jeszcze bardziej wyjątkowym.Kapitan Liverpoolu, Jordan Henderson

Jürgen Klopp niemal co sezon wprowadza drobne korekty w zestawieniu Liverpoolu. Do dobrze funkcjonującej maszyny dokłada nowe elementy, które o ułamek poprawiają osiągi czerwonego bolidu. Takimi elementami są Diogo Jota i Luis Diaz. Ofensywni zawodnicy potrafią odciążyć podstawowych napastników. Siła rażenia jest znacznie potężniejsza niżeli cztery lata temu.

…ale ma również swoje wady

W czerwonej części miasta Beatlesów odczuć można sporą presję. Oczekiwania są ogromne. Nie tylko chęć zemsty za porażkę w finale w sezonie 2017/2018, ale również chęć udowodnienia, że zaledwie wicemistrzostwo Anglii to tylko przypadek. Liverpool pragnie udowodnić sobie, i całemu światu, że jest na szczycie. Istnieje możliwość, że „The Reds” na finał wyjdą „przemotywowani”.

Kolejnym problemem, na który należy zwrócić uwagę, są drobne urazy, które nękają ostatnio Liverpool. W kilku spotkaniach Mohamed Salah grał w mniejszym wymiarze czasowym z powodu drobnego urazu. Niepewny jest występ Fabinho i Thiago Alcantary – dwóch liderów środka pola zespołu Jürgena Kloppa.

Na pojawianie się tych mikro urazów zdecydowanie wpływa terminarz, jaki przed sobą mieli zawodnicy Liverpoolu. Swoje ostatnie spotkanie, o ogromnym ciężarze gatunkowym (wszak losy mistrzostwa nie były przesądzone), rozegrali o godzinie 17:00 w niedzielę. Z kolei Real Madryt, który przypieczętował sobie zwycięstwo w La Liga, grał w piątek o 21:00. To ponad 24 godziny więcej na tak istotną na najwyższym poziomie regenerację.

Jeszcze jednym istotnym czynnikiem, o którym należy wspomnieć, jest odrobinę słabsza forma liderów w Lidze Mistrzów. W sezonie 2017/2018 cała trójka ofensywnych graczy, czyli Sadio Mane, Mohamed Salah i Roberto Firmino, solidarnie zdobyła po dziesięć bramek w rozgrywkach. W tym sezonie jest to odpowiednio pięć, osiem i pięć trafień.

Kolejny finał Ligi Mistrzów łupem Realu Madryt?

Dla „Królewskich” finał z 2018 roku był szczególny nie tylko dlatego, że było to 13. trofeum. Tuż po finale Cristiano Ronaldo, niekwestionowana legenda i największa gwiazda zespołu, ogłosiła swoje odejście. Wielu kibiców zastanawiało się, co będzie z ich klubem po Cristiano?. Real Madryt istniał przed Cristiano Ronaldo i będzie istniał jeszcze długo po nim. Przebudowa zespołu zajęła sporo czasu i zespół nie zachwycał, ale chyba można stwierdzić, że pod pewnymi względami odejście Ronaldo wyszło na dobre.

Odpowiedzialność za wyniki została rozbita. Wówczas to Cristiano Ronaldo odpowiadał za zdobywanie bramek i gra w dużej mierze opierała się na wykorzystywaniu atutów jednego zawodnika. Dla Portugalczyka poświęcał się cały zespół, na czele z Karimem Benzemą. Strzelec bramki w pamiętnym finale był w cieniu kolegi z zespołu. Po jego odejściu wszedł na jeszcze wyższy poziom, który uprawnia go do myślenia o Złotej Piłce.

Karim Benzema jest zawodnikiem, który zdobywa wiele bramek i pozostaje liderem zespołu, ale swoje do powiedzenia mają również młode wilki. Vinicius Junior tworzy z Benzemą duet wart każdych pieniędzy. Ważną postacią staje się powoli Rodrygo, a różnicę wejściami z ławki potrafią zrobić Fede Valverde czy Eduardo Camavinga.

Rodrygo, Camavinga, Valverde, Militao i ja dopiero zaczynamy naszą historię w tym klubie. Ważne jest, aby grać u boku doświadczonych graczy, co zapewnia nam spokój ducha, którego potrzebujemy. Vinicius Junior dla RealMadridTV

Kolejny mały plusik dla Realu Madryt na pozycji bramkarza. Keylor Navas to świetny golkiper, bardzo niedoceniany, ale jednak Thibaut Courtois to Thibaut Courtois. Belg mimo swoich warunków fizycznych radzi sobie świetnie na linii i według mnie jest obecnie najlepszym bramkarzem na świecie. Opinia ta nie jest zresztą bezzasadna, bo koledzy z zespołu często zmuszają go do interwencji. No i jeszcze jedno – to finał Ligi Mistrzów, a Real Madryt finałów nie przegrywa.

Obrona kluczem na finał?

W defensywie bywa różnie. O ile o lewą stronę obrony, na której hasa Ferland Mendy, kibice „Los Blancos” mogą być spokojni, tak środek i prawa strona budzą obawy. Bardzo słaby okres zaliczył ostatnio Eder Militao. Brazylijczyk jest kimś w rodzaju piromana. Powoduje pożary w defensywie, by później je gasić. To zawodnik, który gra wyśmienicie do pierwszego błędu, później jak gdyby psychika siadała. A tych błędów w ostatnich tygodniach było sporo.

Ostatnie ligowe spotkanie z Cadizem to dobry prognostyk, bo Eder Militao wyglądał jak prawdziwy szef. Jeśli uda mu się zagrać tak w finale Ligi Mistrzów – będzie dobrze. Kwestią pytań pozostaje to, kto będzie mu partnerował w środku obrony. David Alaba w ostatnich tygodniach leczył uraz. Do treningów z zespołem wrócił w poniedziałek i jego forma pozostaje niewiadomą.

Drżeć należy również o obsadę prawej obrony. Dani Carvajal od kilku lat notorycznie ma problemy z mięśniami. Nigdy nie można być pewny, że zagra całe spotkanie, i tak jest również dzisiaj. A opcja rezerwowa – Lucas Vazquez – jest, powiedzmy, nieekskluzywna.

Martwić może również słaba dyspozycja Toniego Kroosa. Mimo zaledwie 32 lat na karku Niemiec prezentuje się coraz słabiej. Oczywiście nadal imponuje umiejętnościami gry z piłką przy nodze, ale problem sprawia mu bieganie. Toni Kroos po prostu przestaje nadążać za futbolem na najwyższym poziomie i wielce wiarygodne jest to, że nie wytrwa całego spotkania na najwyższych obrotach. W poprzednich meczach w jego miejsce w drugiej połowie wchodził Camavinga i dawał impuls. Może to jest opcja na finał Ligi Mistrzów?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze