Winston Bogarde wybitnym piłkarzem nie był – ta parafraza z Gombrowiczowskiej powieści „Ferdydurke” jest kluczową w kontekście tematu Holendra i jego przygód na angielskich boiskach. W 2000 roku Gianluca Vialli postanowił ściągnąć defensora do Chelsea i dać mu olbrzymie apanaże. Ten zagrał w jedenastu meczach i przez cztery kolejne lata nie powąchał murawy, jednocześnie ściągając z klubowej kasy 40 tysięcy funtów każdego tygodnia. Kiedy mówiono mu: – Odejdź, odpowiadał: – Dlaczego mam porzucać te miliony, skoro należą do mnie?
Na wstępie wspomnę, że tuż przed erą Abramowicza Chelsea była klubem bardzo solidnym, ale na pewno nie bardzo bogatym. Kiedy Gianluca Vialli postanowił ściągnąć do klubu gracza, który miał na karku już 30 lat oraz nie powalał poziomem, dając mu przy tym jeden z największych kontraktów w zespole, kibice łapali się za głowy. Co zobaczył w nim grający szkoleniowiec klubu – tego nie wie nikt. Każdy natomiast wie, czego Włoch nie zdołał dostrzec.
Kariera na L4
Główny bohater miał CV z prawdziwego zdarzenia – z Ajaksu przeniósł się do Milanu, stamtąd powędrował do Barcelony. Wiedząc jednak, że pozory mylą, należy przybliżyć jego statystyki z byłych miejsc pracy. We Włoszech zagrał tylko w trzech spotkaniach podczas swojego półrocznego pobytu, w Hiszpanii zaś jego najdłuższa seria to zaledwie 12 meczów z rzędu. Wszystko przez kontuzje, które towarzyszyły zawodnikowi surinamskiego pochodzenia od najmłodszych lat, co kolejni prezesi klubów zdawali się puszczać mimo uszu.
Barcelona pozbywała się obrońcy z ulgą, nie otrzymując za jego kartę nawet funta. Tak czy owak, Vialli zapragnął dać szansę piłkarzowi. Problem w tym, że zarząd zapragnął zwolnić Vialliego już we wrześniu. Zastąpił go Claudio Ranieri, który szybko dał piłkarzowi do zrozumienia, że nie będzie miał miejsca w jedenastce. Holender mógł jeszcze znaleźć sobie miejsce w innym klubie, ale tam nie mógłby dostać tego, co dostawał w Chelsea. Kasy.
Dlaczego mam porzucać te miliony, skoro należą do mnie? W momencie, kiedy podpisałem kontrakt, to były już moje pieniądze, moja umowa. Obie strony serdecznie się zgodziły. Winston Bogarde
Na początku nie było najgorzej – do świąt Bożego Narodzenia 2000 roku Winston Bogarde zagrał w 11 spotkaniach swojego klubu. Tylko raz 90 minut, ale jednak grał. Problem wykrystalizował się w rundzie wiosennej, która okazała się pierwszą z siedmiu kolejnych bez choćby spotkania. Kontuzje, wyraźne odstawanie formą od kolegów z zespołu i niechęć do układów sprawiły, że obrońcę czekało już tylko jedno – ławka.
Funty między szprychami
Sytuacja Bogarde’a szybko zaczęła przypominać błędne koło – piłkarz nie grał, więc żaden klub nie był skłonny do kupna karty zawodnika i zaproponowania mu gaży zbliżonej do tej z Chelsea. Jednocześnie sam stoper nie chciał odejść, godząc się na mniejsze zarobki, toteż jego banicja poza meczową jedenastką zdawała się nie mieć końca. Wówczas defensor w rozmowie ze Skysports.com komentował swoje stosunki, a raczej ich brak, z Claudio Ranierim.
– Myślę realistycznie i jestem pewien, że jestem jednym z tych piłkarzy, których Chelsea chce się pozbyć. Nie kłóciłem się z Ranierim, ale to oczywiste, że on już mnie nie chce. Prawda jest taka, że nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. (…) Jest tu już ponad rok i nie daje mi szans, więc nie widzę tej możliwości również teraz – słowa Bogarde’a mogły sprawiać wrażenie, że ten chciałby odejść i grać. Inne światło na tę sprawę rzucają jednak frazesy tego samego zawodnika, które wypowiadał jednak już po zakończeniu kariery.
Świat kręci się wokół pieniędzy, więc kiedy oferują ci miliony, bierzesz je. Niewielu ludzi kiedykolwiek zarobi tyle co ja, jestem jednym ze szczęśliwców. Mogę być bohaterem jednego z najgorszych transferów w historii Premier League, ale co z tego? Winston Bogarde
***
Winston Bogarde pozostał w Chelsea aż do końca kariery. W 2004 roku, po trzech i pół sezonu bez gry i z 34 latami na karku, mógł jeszcze zmienić klub, jednakowoż nikt nie był zainteresowany jego usługami. Murawę wąchał tylko na treningach, zresztą nie zawsze odbywanych z pierwszym zespołem. Był zsyłany do drużyny rezerw i juniorów – wszystko po to, aby zmusić go do transferu i
.Przez cztery lata wyciągnął od londyńczyków ponad 10 milionów funtów. Nikt inny nie mógłby zaoferować mu podobnych pieniędzy, toteż w związku ze zbliżającą się emeryturą dopełnił kontraktu. Każdy medal ma dwie strony. Jedni powiedzą, że takie zachowanie to brak honoru i buta. Z drugiej jednak strony – dla piłkarzy futbol jest, między innymi, pracą, podobną jak piekarnia dla Kowalskiego i biuro rachunkowe dla Nowaka. Czasy, kiedy piłkarzom nie zależało na pieniądzach, minęły bezpowrotnie kilkadziesiąt lat temu.
W ostatnim odcinku Throwback Thursday wspominałem najgorszy transfer w historii Premier League – Alego Dię.