Thomas Schaaf – czy czternaście lat to za dużo?


Po latach sukcesów i chwały dla Werderu Brema nadeszły trudne chwile. „Zielono-biali” są w tym sezonie skazani na niewątpliwie upokarzającą dla takiej marki walkę o utrzymanie. Dla działaczy z Weserstadion nadszedł trudny moment, w którym muszą odpowiedzieć sobie na pytanie: Na co zasługuje Thomas Schaaf? Na zwolnienie czy na zaufanie?


Udostępnij na Udostępnij na

Wybitnymi umiejętnościami, liczbą trofeów czy nietypowym charakterem łatwo w piłce nożnej zaskarbić sobie sympatię kibiców. Sympatia kibica jest jednak niestała, niepewna i szybko może przerodzić się w nienawiść. Prawdziwą miłość kibica można zdobyć jedynie lojalnością. Fani drużyny łatwo wyczuwają, że gracz kocha klub równie mocno jak oni, więc sami obdarzają podobną miłością piłkarza. Kibicowska miłość nie mija po jednym słabym sezonie, zawalonej bramce czy niestrzelonym karnym. Raz skradzione serce kibica jest w stanie wiele wybaczyć i zawsze ufać.

Sir Alex Ferguson i Ryan Giggs to ikony Manchesteru United
Sir Alex Ferguson i Ryan Giggs to ikony Manchesteru United (fot. Skysports.com)

Dlatego w Arsenalu, w którym sukcesów próżno się w ostatnich latach doszukiwać, nikt nawet nie myśli o zwolnieniu Arsene Wengera. Nieco na północ od Londynu w czerwonej części Manchesteru znajdujemy kolejny przykład. O ile przez ostatnie 28 lat zespołowi z Old Trafford wiodło się różnie, to przez cały ten czas niezmiennie i niezachwianie na pozycji menedżera „Czerwonych Diabłów” trwa sir Alex Ferguson. Można by jeszcze długo wymieniać żywe legendy klubów z całego świata. Przecież takich nazwisk, jak: Zanetti, Buffon czy Gerrard nie trzeba nikomu przypominać.

Na niedobór takich bohaterów nie wiedzieć czemu cierpi niemiecka Bundesliga. W obliczu posuchy jeszcze bardziej wyrazisty stał się przypadek Thomasa Schaafa, który od 14 lat z pełnym zaufaniem kibiców i działaczy dzierżył trenerską władzę w Werderze Brema i braku sukcesów nikt mu zarzucić nie może.

10 maja 1999 roku Schaaf objął pierwszy zespół „Zielono-białych” jako szkoleniowiec tymczasowy. Czy ktoś się wtedy spodziewał, że młody, niedoświadczony wówczas trener zapisze tak piękną kartę w historii klubu z Bremy? Nie sądzę.

Wróćmy jednak do początków. Do roku 1971, kiedy to mały Thomas przyszedł na swój  pierwszy trening w Werderze Brema. Powoli piął się coraz wyżej i wyżej w hierarchii klubowej, aby wreszcie jako siedemnastoletni obrońca zadebiutować w seniorskiej drużynie Werderu. Łącznie Schaaf rozegrał w barwach zespołu z Bremy 281 spotkań i strzelił czternaście bramek. Po zakończeniu kariery zawodniczej lojalność Schaafa nie osłabła. Rozpoczął naukę rzemiosła trenerskiego w młodzieżówkach Werderu. Podobnie jak to miało miejsce 20 lat wcześniej, Schaaf, wspinając się powoli po szczeblach kariery trenerskiej, w końcu doczekał się swojej chwili chwały. Gdy w drugiej połowie sezonu 1998/1999 zwolniono ówczesnego trenera pierwszej drużyny Feliksa Magatha, Schaaf był zaledwie szkoleniowcem rezerw. Powierzono mu tymczasowo funkcję trenera pierwszej drużyny do czasu znalezienia renomowanego następcy na to stanowisko. Poszukiwania trwały długo, a zespół pod wodzą młodego trenera rezerw spisywał się coraz lepiej. W Bremie ostatecznie postanowiono dać Schaafowi szansę poprowadzenia Werderu  w sezonie 1999/2000…

Niektórzy twierdzą, że była to najlepsza decyzja włodarzy klubu od początku jego istnienia. Piękna historia człowieka, który całe życie poświęcił Werderowi, została wprowadzona w nowy rozdział. Swoje sukcesy jako trener Schaaf rozpoczął od zdobycia Pucharu Niemiec w 1999 roku, co powtórzył potem jeszcze dwukrotnie pięć i dziesięć lat później. Udało mu się również dwukrotnie wywalczyć wicemistrzostwo Niemiec i dotrzeć do finału Pucharu UEFA. Jednak największy zdecydowanie sukces osiągnął w 2004 roku, kiedy to ustrzelił z Werderem dublet. To osiągnięcie na długi czas  wprowadziło Werder do czołówki niemieckich zespołów, z której „Zielono-biali” wypadają dopiero teraz.

No właśnie… teraz. Te wszystkie sukcesy były piękne i niewątpliwie dzięki nim Schaaf na zawsze wpisał się do historii niemieckiej piłki, ale obecny Werder w niczym nie przypomina tego z roku 2004, który zadziwiał całe Niemcy. Tylko trzy punkty przewagi nad strefą barażową, seria jedenastu kolejnych spotkań bez zwycięstwa i bilans bramek 47-62 zdecydowanie nie napawają dumą ani kibiców Werderu, ani samego Schaafa. Aby przypomnieć sobie ostatni udany sezon Werderu, musimy cofnąć się aż o trzy lata, kiedy to Schaaf ze swoją drużyną wywalczył w sezonie 2009/2010 trzecie miejsce w Bundeslidze. Jednak kolejne dwa sezony to miejsca odpowiednio trzynaste i dziewiąte. Dodajmy do tego trwający sezon, w którym zapowiada się piętnasta lokata, i mamy obraz nędzy i rozpaczy, którego Thomas Schaaf wydaje się nie umieć odmienić.

Niepokojące sygnały dochodzą niestety również spoza boiska. Złą krew w drużynie wydaje się wprowadzać Marko Arnautović. Austriak najpierw sprowokował bójkę z Sokratisem na treningu na oczach dziennikarzy, a miesiąc później w towarzystwie Ejrero Elii wybuch agresji skierował na funkcjonariuszy policji, którzy zatrzymali Austriaka z kolegą za przekroczenie prędkości. Za ten wybryk obaj zawodnicy zostali przez klub ukarani zawieszeniem do końca sezonu.

Serce musi krwawić Schaafowi, gdy patrzy na takie zdarzenia. Przecież ci zawodnicy to bardzo zdolni piłkarze. Czy takie ekscesy są wynikiem frustracji z powodu słabej dyspozycji całej drużyny? Możliwe. Werder już trzy miesiące czeka na zwycięstwo w lidze. Ostatnie zanotował 9 lutego w meczu z VfB Stuttgart. Momentami bremeńczycy prezentują naprawdę ciekawą i miłą dla oka piłkę. Pokazują potencjał, który w pełni wykorzystany bez wątpienia wystarczyłby na europejskie puchary.

Jednak tej drużynie brakuje solidności, regularności i odpowiedzialności. Przypomnijmy sobie sobotni mecz z Hoffenheim. Arcyważne spotkanie w kontekście walki o utrzymanie Werder zaczął fantastycznie dwoma bramkami w pierwszej połowie. Bremeńczycy mieli grę pod kontrolą. W drugiej części meczu drużyna Schaafa zwolniła tempo, ale nic w tym dziwnego, przecież to nie ona musiała atakować. Taka postawa sprawiała wrażenie bardzo odpowiedzialnej. Wydawało się, że Werder celowo nie szarżuje, żeby nie narazić się na kontrę i stratę głupiej bramki. To wszystko okazało się złudzeniem w momencie, gdy „Zielono-biali” w ciągu końcowych pięciu minut roztrwonili dwubramkowe prowadzenie i skazali się na nerwówkę w końcówce sezonu.
Wyobrażam sobie, jak wściekły musiał być Thomas Schaaf na swoich podopiecznych. Skrajna nieodpowiedzialność, głupota, nieprofesjonalizm… Nie wiem, jak inaczej określić to, czego dopuścili się w sobotę gracze Werderu.

Nie trzeba być ekspertem piłkarskim, żeby szybko zdiagnozować problem zespołu z Bremy i wypisać receptę na jego rozwiązanie wymiana trenera. Trzeba być jednak absolutnym piłkarskim laikiem, żeby myśleć, że to takie proste. Podobne rozwiązanie mogłoby być słuszne w innym klubie i w innej sytuacji. Zwolnienie takiego człowieka jak Schaaf w Werderze spowoduje, że kibice będą rozliczać z każdej straconej bramki, z każdego przegranego meczu zarówno działaczy klubowych, jak i przyszłego trenera. Presja na następcy Schaafa (jeśli ten nie odejdzie z własnej woli) będzie tak ogromna, że może to tylko jeszcze bardziej drużynie zaszkodzić. Z drugiej jednak strony nie można się z trenerem obchodzić jak z jajkiem tylko dlatego, że jest lojalny.

Nad Weserstadion wisi widmo bardzo trudnej decyzji, która niewątpliwie pociągnie za sobą poważne konsekwencje. Jednak takie decyzje to loteria. Wiadomo, że Schaaf to dobry trener, ale być może się już wypalił. Wiadomo, że cieszy się szacunkiem i miłością kibiców, ale czy również zawodników? Wiadomo wreszcie, że w Werderze z Schaafem dzieje się źle, ale czy w Werderze bez Schaafa działoby się dobrze?

Komentarze
~... (gość) - 12 lat temu

Całe życie dla Werderu. Wooow, aż się dziwię,
że nie przyjął wcześniej żadnej innej, lepszej
oferty np. Z Premier League. Musiał bardzo kochać
swój klub.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze