Kamil Tybor, Maciej Wojciechowski

Teraz FC Imabari jest moją ekstraklasą, w której chcę dać z siebie wszystko [WYWIAD]



Maciej Krakowiak – polski rodzynek w japońskiej czwartej lidze

15 maja 2017 Teraz FC Imabari jest moją ekstraklasą, w której chcę dać z siebie wszystko [WYWIAD]


Z czym się Wam kojarzy Japonia? Sake? Tokio? A może karate? Kraj Kwitnącej Wiśni jest wyjątkowy, fascynujący, a ostatnio można powiedzieć, że po części również polski. Tak, polski – dobrze widzicie. Japonia nie tylko samurajami stoi… ostatnimi czasy renomę wyrabiają w niej sobie też polscy bramkarze. Krzysztof Kamiński, Filip Wichman i nasz główny bohater – Maciej Krakowiak.


Udostępnij na Udostępnij na

Wielu z Was w natłoku medialnych informacji umknęło zapewne, że były gracz Widzewa i Stali Rzeszów opuścił zimą nasz kraj po to, by kontynuować swoją piłkarską karierę w… czwartej z kolei lidze japońskiej. Chcecie poznać go bliżej? Zapraszamy!

Maćku, powiedz nam, jak to się właściwie stało, że znalazłeś się w Japonii?

Kiedy grałem w rzeszowskiej Stali, zadzwonił do mnie menedżer, z którym poznałem się jeszcze za czasów mojej gry w Widzewie. Powiedział, że ma dla mnie klub, ale trochę daleko… bo aż w Japonii.

Daleko to mało powiedziane. Przecież to pół świata…

Zgadza się! Tylko wiecie… Moim marzeniem była od zawsze gra za granicą, a po drugie moja piłkarska kariera w Polsce raczej nie zmierzała w dobrym kierunku. Uznałem, że warto spróbować.

Mógłbyś powiedzieć, jak to dokładnie wyglądało?

Zaczęło się od wyjazdu do klubu z trzeciej ligi – S.C.C. Yokohama. Byłem tam dwa dni, a następnie pojechałem do FC Imabari, w którym odbyłem jeden trening. Wróciłem do Polski i po tygodniu dowiedziałem się, że oba kluby są zainteresowane moją osobą. Mnie została kwestia podjęcia decyzji, który z nich wybrać.

I dlaczego wybrałeś właśnie Imabari?

Po rozmowach z menedżerem doszliśmy do takiego wniosku, że to klub z Imabari jest lepszą opcją, mimo że znajduje się szczebel niżej niż ten z Jokohamy. Imabari jest bardzo medialne przez wzgląd na osobę właściciela klubu, którym jest Takeshi Okada – były selekcjoner reprezentacji Japonii, a dziś jedna z ważniejszych osób w Japońskim Związku Piłki Nożnej.

Podpisałeś kontrakt, bo przekonał Cię Okada?

Nie (śmiech). Przekonały mnie naprawdę bardzo ambitne i perspektywiczne plany klubu. Z roku na rok chcemy pokonywać kolejne szczeble, tak by jak najszybciej znaleźć się w J1.

Czy przed transferem rozmawiałeś może z innym polskim bramkarzem grającym w Japonii – Krzysztofem Kamińskim?

Nie rozmawialiśmy, ale mogę powiedzieć, że jestem mu wdzięczny, bo wyrobił sobie, a co za tym idzie – nam, polskim bramkarzom, w Japonii świetną opinię.

Chcesz przez to powiedzieć, że Japończycy zaczęli bacznej penetrować nasz rynek bramkarski?

Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, bo nie jestem skautem i jakoś specjalnie nie orientuję się w tym temacie. Myślę, że na przykładzie Kamińskiego, Filipa Wichmana czy moim można powiedzieć, że mają nasz kraj na uwadze, jeśli chodzi akurat o tę pozycję.

Wróćmy jeszcze do transferu. Uważasz, że grając w Japonii, masz większe szanse na piłkarski rozwój, niż gdybyś został w ojczyźnie i próbował wrócić do ekstraklasy?

Jestem przekonany, że tak, i uważam, że każdy na moim miejscu podjąłby taką samą decyzję. Chęć sprawdzenia się w innym kraju była ogromna! Zresztą będąc tu na testach, przekonałem się na własne oczy o tym, że poziom wyszkolenia umiejętności zarówno technicznych, jak i tych motorycznych jest tutaj wysoki. To ułatwiło mi podjęcie tej decyzji.

Mówisz o poziomie. Według Ciebie w czwartej lidze japońskiej jest on wysoki? Dałoby się znaleźć w niej kogoś, kto sprawdziłby się w Polsce?

Oczywiście, że tak. Generalnie jest tu sporo młodych zawodników, którzy mają przed sobą jeszcze wiele lat grania w piłkę. W wielu z nich widać potencjał. Zostaje tylko kwestia tego, pod jakie skrzydła trafią. Tak jak mówiłem wcześniej, aspekty techniczne i motoryczne u większości zawodników stoją na wysokim poziomie.

Wydaje się, że Ty trafiłeś w dobre ręce, ale FC Imabari to dla polskich kibiców klub całkowicie egzotyczny. Mógłbyś powiedzieć o nim coś więcej?

Jest to klub bardzo rozpoznawalny – tak jak wspomniałem, całą robotę robi właściciel – Okada. To on przyczynił się do tego, jak postrzegani jesteśmy teraz w Japonii. Mamy też bardzo perspektywiczną drużynę.

 

Foto: www.fcimabari.com

A infrastruktura?

Właśnie trwa budowa nowego stadionu, a co więcej, działacze mają już plany na budowę kolejnego – z myślą o J1. Klub ma ok. 140 sponsorów… Sami widzicie, że wielu ludzi dostrzega w FC Imabari ogromny potencjał.

Zaraz, zaraz… Chyba się pogubiliśmy… Budowa nowego stadionu, ale w planach kolejny? To ile właściwie macie tych obiektów?

Co do stadionów to teraz jest końcówka budowy pierwszego o pojemności pięciu czy sześciu tysięcy, ale gdy awansujemy z trzeciej do drugiej ligi, to ma być kolejny nowy stadion, już w innym miejscu i o pojemności 20 tysięcy.

Mają rozmach skur… Japończycy.

(Śmiech) Dokładnie.

Ośrodków treningowych też macie kilka? Jak wygląda Wasza baza? Ile razy w tygodniu trenuje czwartoligowiec z Japonii?



Aż tak to nie. Jedna, ale raczej niczego nam nie brakuje. In minus jest tylko to, że trenujemy na sztucznej nawierzchni. Wysoka generacja, ale jednak to nie to samo co normalna trawa. Pracujemy jak profesjonalny klub – trening pięć razy w tygodniu, szósty dzień to mecz, a po nim dzień wolny. O… przepraszam, w środę zawsze mamy dwa treningi!

Jesteśmy ciekawi, jak na Wasze treningi i mecze przekłada się ta znana wszystkim japońska kultura pracy.

To tylko czwarty level rozgrywkowy, ale piłkarze tutaj są bardzo pracowici i profesjonalnie podchodzą do zawodu. Rzadko przesiadują w szatni. Częściej można spotkać ich na korytarzu lub na boisku przed zajęciami – rozciągających się bądź wzmacniających różne partie mięśniowe. Mamy tutaj dietetyka, z którym możemy się kontaktować poprzez aplikację Line. Tak samo jest z trenerem od przygotowania mobilnego, który pomaga nam powiększać zakres ruchu i relaksować różnymi ćwiczeniami mięśnie. Przyjeżdża do nas raz w miesiącu, czasem raz na dwa miesiące, ale myślę, że to też pokazuje – o to też pytaliście – że ten klub jest profesjonalny.

A jak wyglądają Twoje relacje z kibicami? Czujesz się rozpoznawalny w mieście? Często pozujesz do zdjęć?

Ludzie tutaj żyją piłką! Niesamowite jest to, jak licznie przychodzą na eventy związane z klubem. Tak się złożyło, że jestem jednym z dwóch obcokrajowców w drużynie, więc na pewno ludzie zwracają na mnie uwagę (śmiech). Jest to bardzo sympatyczne, zawsze pozytywne i bardzo ciepłe. Starają się nawiązywać kontakt, mimo że czasem ich angielski jest bardzo słaby, ale naprawdę doceniam to, jak starają się, żebym czuł się tutaj dobrze.

Czyli Polakowi w Japonii żyje się dobrze? Co było najtrudniejsze zaraz po przeprowadzce? Sposób odżywiania? Ruch lewostronny? A może język japoński?

Tak, nie narzekam. Myślę, że najtrudniejszy był język. Do dziś jest to problem, gdy trzeba coś załatwić z osobą, która kompletnie nie posługuje się językiem angielskim.

A w klubie wszyscy rozmawiają po angielsku czy dominuje język japoński?

Zdecydowanie japoński, lecz ze mną każdy próbuje – z różnym skutkiem – rozmawiać po angielsku. Czasami musimy korzystać z translatora, co niekiedy bywa zabawne, bo wyskakuje kompletnie inne znaczenie danego słowa (śmiech).

Może mała przerwa od piłki. Japonia to fascynujący kraj. Ty mieszkasz tam stosunkowo krótko, ale czy zdążyłeś już zwiedzić jakieś ciekawe miejsca?

Tak, to bardzo ciekawy i atrakcyjny kraj. Oczywiście wszystkiego jeszcze nie zdążyłem zobaczyć – w pierwszej kolejności skupiam się na piłce.

Mógłbyś nam coś opowiedzieć?

Pierwszą moją wycieczką była Hiroszima. Zwiedziłem tam muzeum ataku bombowego. Byłem też w Osace i Tokio. Tokio jest ogromne, ma wiele ciekawych miejsc – chyba każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Ja zwiedziłem świątynię Asakusa, budynek Skytree i skrzyżowanie Shibuya, gdzie na jednych światłach przechodzi ok. dwóch tysięcy osób. Robi wrażenie.

 fot.: archiwum własne Macieja Krakowiaka

Szczerze mówiąc, to tak się zastanawialiśmy przed rozmową, o co w kontekście Japonii mógłby zapytać statystyczny Polak. Na myśl przyszły nam japońskie ceny. Jak odnajdujesz się w japońskich sklepach? Nie masz problemu z przeliczaniem jenów na złotówki? (1 zł = 29,49 jena)

Życie w Japonii jest generalnie drogie, więc na początku się denerwowałem, bo za rzecz mało istotną musiałem płacić dwa lub trzy razy więcej niż w Polsce. Z czasem uznałem, że nie ma sensu nic przeliczać – dla własnego spokoju.

Teraz japoński styl kibicowania. Jak to tam wygląda?

Jeśli chodzi o sposób kibicowania, to tutaj jest pełna kultura. Nie ma chuliganów czy osób robiących zadymy. Na mecze przychodzą całe rodziny i traktują to jako formę rozrywki. Bylem ostatnio na meczu dwóch czołowych drużyn J1 i na trybunach siedziało 57 tysięcy ludzi. Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć taką widownię na meczu i muszę przyznać – ciarki po plecach przeszły (śmiech).

fot.: archiwum własne Macieja Krakowiaka

W Polsce trybuny też wyglądają coraz lepiej. Twoi koledzy znają w jakimś stopniu rozgrywki ekstraklasy?

Zdarzało mi się rozmawiać z kolegami na temat ekstraklasy, ale bardziej przez pryzmat zawodników japońskich grających w niej niż o samych polskich klubach.

Masz w drużynie jakiegoś dobrego kompana?

Śmiało mogę stwierdzić, że dobry kontakt mam z całą drużyną. Mamy młody zespół i z każdym znajdzie się temat do rozmów. Naturalne, że z osobami mówiącymi płynniej po angielsku mam ten kontakt lepszy. Generalnie koledzy widzą, że uczę się ich języka i staram się nawiązywać rozmowę, dlatego oni też są bardziej otwarci i chętnie tę konwersację podejmują (śmiech).

Chcieliśmy wrócić do przeszłości. Jak w porównaniu z tym, co masz teraz, wspominasz swój pobyt w Stali?

Czas w Stali wspominam super! To dość krótki epizod w moim życiu, ale takie mam odczucia. Być może dlatego, że wyciągnęli do mnie dłoń, gdy miałem spory problem ze znalezieniem nowego klubu. Po drugie dobrze się tam czułem jako zawodnik, co, wydaje mi się, miało przełożenie też na moją grę w tym klubie. Jeśli chodzi o porównanie, to będzie ciężko. To dwie kompletnie odmienne sytuacje. Zarówno w jednym, jak i drugim klubie czułem i czuję się dobrze.

A Widzew? Czujesz niedosyt? Uważasz, że nie wykorzystałeś w stu procentach swojej przygody w ekstraklasie? Może wtedy poradziłbyś sobie w jakimś innym klubie z wyższej ligi?

Szczerze, to chyba nie chcę gdybać, co by było, gdyby… To już przeszłość, która nie wróci i nic nie wniesie do mojego życia. Na pewno gra w ekstraklasie była fajnym przeżyciem i cieszę się, że mogłem w niej zagrać. Teraz FC Imabari jest moją ekstraklasą, w której chcę dać z siebie wszystko.

Czyli wdrażasz plan podboju Japonii i J1?

Co do planów to nie wybiegam za daleko w przyszłość. Nie chcę tego robić z tego względu, że życie potrafi zaskakiwać. Rok temu nie pomyślałbym o graniu w Japonii. Tak więc mój plan jest taki, żeby w tym roku awansować do trzeciej ligi, a później zobaczymy, co da los.

 fot.: archiwum własne Macieja Krakowiaka

Musimy na koniec o coś zapytać (śmiech). Z pewnością znasz bajkę o Tsubasie. Czy w Japonii postać telewizyjnego bohatera odbija się jakoś  na wyobrażeniu o piłce?

Myślę, że w pewnym sensie tak… Piłka nożna jest tutaj widowiskowa i szybka, wszystko może się wydarzyć. Zawodnicy nie latają w powietrzu, ale są pracowici i dążą do wyznaczonych celów – tak jak główny bohater tej bajki (śmiech).

 

***

Za pomoc w realizacji dziękujemy serdecznie miechowskiej kawiarni KReMO Cafe!

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze